Brak oddechu: Historia o miłości, zdradzie i rodzinnych tajemnicach
Drzwi trzasnęły za mną z takim hukiem, że aż podskoczyłam. W korytarzu było ciemno, tylko światło z kuchni przecinało mrok cienką smugą. Stałam przez chwilę bez ruchu, próbując uspokoić oddech. Wiedziałam, że mama już nie śpi – zawsze czekała na mnie, nawet jeśli wracałam po północy.
– Znowu tak późno, Zosiu? – jej głos był cichy, ale wibrował napięciem.
– Mamo, przecież jestem dorosła! – rzuciłam zniecierpliwiona, choć sama czułam się jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
Weszłam do kuchni. Mama siedziała przy stole, w szlafroku, z kubkiem zimnej herbaty. Jej twarz była blada i zmęczona. Oczy miała czerwone od płaczu lub niewyspania – nie wiedziałam już, co gorsze.
– Nie mogę spać, kiedy nie wiem, gdzie jesteś – powiedziała spokojnie. – Dzwoniłam do Ewy. Powiedziała, że nie byłaś z nią.
Zamarłam. Kłamstwo wyszło na jaw szybciej, niż się spodziewałam.
– Byłam z Pawłem – powiedziałam cicho.
Mama spojrzała na mnie uważnie.
– Tym Pawłem? Tym, który ma żonę?
– Już nie są razem – skłamałam bez mrugnięcia okiem. – Rozwodzi się.
– Zosiu…
W jej głosie było tyle bólu i rozczarowania, że aż zabolało mnie serce. Usiadłam naprzeciwko niej. Przez chwilę milczałyśmy. W kuchni słychać było tylko tykanie zegara i szum lodówki.
– Nie chcę cię stracić – wyszeptała mama. – Jesteś wszystkim, co mam.
Poczułam gulę w gardle. Chciałam ją przytulić, ale byłam zbyt dumna.
– Nic mi nie będzie – powiedziałam szorstko. – Paweł mnie kocha.
Mama pokręciła głową.
– Miłość nie zawsze wystarcza. Zwłaszcza taka… skomplikowana.
Wstałam gwałtownie.
– Idę spać.
Zamknęłam się w swoim pokoju i długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc za ścianą ciche łkanie mamy. W końcu zasnęłam nad ranem, a kiedy się obudziłam, mieszkanie było puste. Mama wyszła do pracy.
Zjadłam zimną jajecznicę zostawioną na patelni i zadzwoniłam do Pawła.
– Cześć, kochanie – odezwał się szybko, jakby czekał na mój telefon.
– Możemy się dziś zobaczyć?
– Dziś nie dam rady. Muszę zabrać syna do lekarza…
Zamilkłam. Syn. Zawsze był jakiś powód, by się nie spotkać. Albo praca, albo dziecko, albo była żona robiła awantury.
– Może jutro? – zaproponował po chwili ciszy.
– Może…
Odłożyłam telefon i poczułam się jeszcze bardziej samotna niż zwykle. Włączyłam telewizor dla towarzystwa, ale nawet ulubiony serial nie potrafił mnie rozbawić. Zadzwoniła Ewa.
– Co się dzieje? Twoja mama do mnie wydzwaniała w nocy!
– Wiem… Przepraszam, musiałam coś wymyślić.
– Znowu ten Paweł? Zosia, on cię wykorzystuje! Przecież widzisz!
– Nie rozumiesz…
– Rozumiem aż za dobrze! Sama przez to przechodziłam! On nigdy nie zostawi tej swojej rodziny dla ciebie!
Rozłączyłam się bez słowa. Nie chciałam słuchać prawdy.
Wieczorem Paweł napisał: „Przepraszam za dziś. Jutro wieczorem u mnie?”.
Serce mi zabiło mocniej. Odpisałam: „Tak”.
Następnego dnia mama wróciła wcześniej z pracy.
– Zosiu… Musimy porozmawiać.
Westchnęłam ciężko i usiadłam przy stole.
– Wiem, że ci trudno po śmierci taty – zaczęła ostrożnie. – Ale nie możesz szukać szczęścia w ramionach żonatego faceta.
– On mnie kocha! – wybuchłam. – Tylko jego była żona robi mu piekło!
Mama spojrzała na mnie z litością.
– Każda kobieta tak mówi…
Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Pojechałam do Pawła autobusem przez pół miasta. Kiedy otworzył drzwi swojego mieszkania na nowym osiedlu pod Warszawą, wyglądał na zmęczonego i rozdrażnionego.
– Coś się stało? – zapytałam cicho.
– Była żona znowu dzwoniła… Krzyczała na mnie przy synu…
Usiadłam na kanapie i przytuliłam się do niego.
– Może powinniśmy gdzieś wyjechać? Chociaż na weekend?
Paweł spojrzał na mnie z rezygnacją.
– Nie mogę zostawić syna samego z nią… Ona sobie nie radzi…
Poczułam się jak piąte koło u wozu. Jakby zawsze ktoś był ważniejszy ode mnie.
Po powrocie do domu mama czekała na mnie w kuchni z herbatą i ciastem drożdżowym.
– Zosiu… Ja tylko chcę twojego szczęścia – powiedziała łagodnie. – Nie chcę patrzeć, jak cierpisz przez kogoś, kto nigdy nie będzie twój naprawdę.
Nie odpowiedziałam. Położyłam się spać z głową pełną myśli i sercem ciężkim jak kamień.
Przez kolejne tygodnie żyłam w zawieszeniu między domem a Pawłem. Coraz częściej kłóciłyśmy się z mamą o drobiazgi: o pranie, o rachunki, o to, że nie wracam na noc albo wracam zapłakana. Ewa przestała odbierać moje telefony. Czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona.
Pewnego dnia Paweł zadzwonił późnym wieczorem:
– Musimy porozmawiać…
Serce mi zamarło.
– Co się stało?
– Moja żona… Ona jest w ciąży…
Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu.
– Ale… przecież mówiłeś…
– To był jeden raz… Po prostu chciałem być blisko syna… Przepraszam…
Rozłączyłam się bez słowa. Cały świat runął mi na głowę. Przez całą noc płakałam w poduszkę tak cicho, żeby mama nie usłyszała.
Rano mama znalazła mnie skuloną na łóżku.
– Córeczko…
Przytuliła mnie mocno i długo płakałyśmy razem. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam jej ciepło bez wyrzutów sumienia czy gniewu.
Minęły tygodnie zanim znów zaczęłam normalnie funkcjonować. Mama była przy mnie każdego dnia – gotowała moje ulubione pierogi ruskie, zabierała mnie na spacery po parku Skaryszewskim i powtarzała: „Jeszcze będziesz szczęśliwa”.
Z czasem wróciła do mnie Ewa. Przyszła pewnego popołudnia z paczką lodów i butelką taniego wina:
– No dobra, czas wrócić do żywych! – zaśmiała się przez łzy.
Siedziałyśmy razem do późna w nocy, wspominając stare czasy ze studiów i śmiejąc się przez łzy z własnej głupoty.
Dziś wiem jedno: miłość potrafi odebrać oddech – dosłownie i w przenośni. Ale jeszcze bardziej dusi samotność i poczucie winy wobec tych, którzy naprawdę nas kochają.
Czasem myślę: czy gdybym wtedy posłuchała mamy albo Ewy, moje życie wyglądałoby inaczej? Czy każda kobieta musi przejść przez taki ból, żeby nauczyć się oddychać na nowo?