Czy naprawdę wszystko zaplanowałaś, babciu? – Opowieść o rodzinnych tajemnicach i drugim początku
– To ty wszystko zaplanowałaś, babciu? – wyszeptałam drżącym głosem, patrząc na jej portret stojący na komodzie. W pokoju czuć było jeszcze zapach jej ulubionych fiołków, choć minęły już trzy lata od pogrzebu. Właśnie wtedy, gdy świat mi się zawalił, wróciłam do tego mieszkania – jakbym podświadomie szukała ratunku w przeszłości.
Nie spałam całą noc. Ostatnia kłótnia z mężem, Bartkiem, była jak wyrok. „Kocham inną” – powiedział, nawet nie patrząc mi w oczy. Zostawił mnie z pustką, z walizką wspomnień i poczuciem klęski. Przez kilka godzin siedziałam na podłodze w kuchni, ściskając kubek po herbacie, aż zimny płyn wylał mi się na kolana. Wtedy przypomniałam sobie babcię – jej ciepłe dłonie, spokojny głos i słowa: „Wszystko dzieje się po coś, Marto”.
Miałam na imię Marta. Kiedyś wydawało mi się, że jestem silna. Teraz czułam się jak dziecko zagubione we mgle. Matka powtarzała: „Nie przesadzaj, Bartek wróci. Każdy facet czasem błądzi”. Ale ja nie chciałam już czekać na cud. Potrzebowałam zmiany.
– Mamo, co z mieszkaniem babci? – zapytałam pewnego wieczoru, gdy znów wróciłam do jej ciasnej kawalerki na warszawskim Grochowie.
– Przecież stoi puste. Twój ojciec nie chciał go ruszać po śmierci mamy. – Matka wzruszyła ramionami. – Po co ci ono?
– Chcę tam zamieszkać. Choćby na chwilę.
– Zwariowałaś? Tam wszystko stare, śmierdzi na klatce, a sąsiedzi to same plotkary! – krzyknęła. – Lepiej wyjedź gdzieś daleko, odpocznij.
Ale ja już podjęłam decyzję. Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam na Pragę Południe. Klucz z trudem przekręcił się w zamku. W środku przywitała mnie cisza i kurz osiadający na starych meblach. Przeszłam przez pokoik, dotykając znajomych bibelotów: porcelanowego słonia, haftowanej serwety, zdjęcia dziadka w mundurze.
W nocy śniła mi się babcia. Siedziała na ławce pod blokiem, w tym swoim brązowym płaszczu i kapeluszu z woalką.
– Wiedziałam, że wrócisz – powiedziała z uśmiechem. – Tu znajdziesz odpowiedzi.
Obudziłam się z mokrą od łez twarzą. Czy to był tylko sen? A może znak?
Zabrałam się za sprzątanie. Każdy kąt krył wspomnienia: tu uczyłam się czytać, tam babcia piekła szarlotkę, a w łazience zawsze śpiewała pod nosem „Czerwone jabłuszko”.
Po południu zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam niepewnie.
– Dzień dobry! Marta? To ty? – Na progu stała sąsiadka z naprzeciwka, pani Halina. Miała na sobie różowy szlafrok i wałki we włosach.
– Tak… Dzień dobry.
– Ojejku! Jak ty wyrosłaś! Pamiętam cię jeszcze z warkoczykami! – rozgadała się od razu. – Szkoda tej twojej babci… Dobra kobieta była. A teraz co? Zostajesz tu?
– Na razie tak… Muszę poukładać sobie życie.
– Oj dziecko… Życie to nie puzzle! – zaśmiała się chrapliwie. – Jakbyś czegoś potrzebowała, pukaj śmiało.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Poczułam ulgę – ktoś mnie tu jeszcze pamiętał.
Wieczorem zadzwoniła mama:
– Marta, wracaj do domu! Co ty tam robisz sama?
– Mamo, muszę być sama. Proszę…
– Przynajmniej odbieraj telefon! I nie rozmawiaj z Haliną za dużo, bo zaraz cała klatka będzie wiedzieć o twoim Bartku!
Westchnęłam ciężko. Zawsze chodziło o pozory.
Następnego dnia poszłam do sklepu spożywczego na rogu. Za ladą stał chłopak w moim wieku – wysoki brunet z tatuażem na przedramieniu.
– Cześć! Nowa jesteś? – zagadnął z uśmiechem.
– Raczej stara-nowa… Wychowałam się tu u babci.
– Aaa… To ty jesteś wnuczką pani Stefanii! Jestem Michał.
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dawna.
Po zakupach wróciłam do mieszkania i zaczęłam przeglądać stare listy babci. Jeden był zaadresowany do mnie:
„Martuniu,
Jeśli to czytasz, znaczy że los cię tu przywiódł nie bez powodu. Nie bój się zmian. Czasem trzeba coś stracić, by odnaleźć siebie.”
Łzy popłynęły mi po policzkach. Babcia zawsze wiedziała więcej niż mówiła.
Wieczorem przyszła Halina z ciastem drożdżowym.
– Słyszałam od Grażyny z trzeciego piętra, że twój mąż cię zostawił…
Zacisnęłam pięści.
– To nie twoja sprawa.
– Oj dziecko… Nie denerwuj się! Każda z nas coś przeszła… Ja też byłam sama przez lata. Ale zobaczysz, dasz radę!
Po jej wyjściu długo siedziałam w kuchni i myślałam o tym wszystkim. Czy naprawdę jestem taka słaba? Czy muszę ciągle udawać przed rodziną i sąsiadami?
Kilka dni później zadzwonił Bartek:
– Marta… Musimy pogadać.
– O czym?
– Popełniłem błąd… Tamta dziewczyna mnie zostawiła.
Poczułam wściekłość i ulgę jednocześnie.
– Bartek… Ja już nie chcę wracać do tego życia. Potrzebuję czegoś innego.
Rozłączyłam się bez żalu.
Mama przyjechała niezapowiedziana dwa dni później.
– Co ty tu wyprawiasz? Chcesz być starą panną jak twoja ciotka Wanda?
– Mamo! To moje życie!
Pokłóciłyśmy się tak głośno, że Halina przyszła zapytać czy wszystko w porządku.
Po tej awanturze matka obraziła się na tydzień. Ale ja pierwszy raz poczułam wolność.
Zaczęłam remontować mieszkanie – sama malowałam ściany, wymieniałam żarówki, nawet nauczyłam się naprawiać cieknący kran (z pomocą Michała ze sklepu). Każdego dnia czułam się coraz silniejsza.
Pewnego wieczoru Michał zaprosił mnie na spacer nad Wisłę.
– Wiesz… Twoja babcia często tu ze mną rozmawiała jak byłem dzieciakiem. Mówiła mi: „Michałku, życie to nie bajka, ale zawsze możesz napisać własny scenariusz”.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Myślisz, że ona naprawdę wszystko przewidziała?
Michał spojrzał mi w oczy:
– Może po prostu chciała ci pokazać, że masz wybór.
Dziś siedzę przy oknie w babcinym mieszkaniu i patrzę na zachód słońca nad blokami Grochowa. Moje życie nie jest idealne – relacje z matką są trudne, Bartek próbuje wrócić do mojego świata, a ja dopiero uczę się ufać sobie i innym ludziom. Ale wiem jedno: czasem trzeba wszystko stracić, żeby odnaleźć siebie na nowo.
Babciu… czy naprawdę wszystko zaplanowałaś? A może to ja w końcu odważyłam się żyć po swojemu? Co wy o tym myślicie – czy los prowadzi nas za rękę, czy sami wybieramy swoją drogę?