Dla kogoś jesteś ważna – historia Magdy z podwarszawskiej wsi
— Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu! — krzyknęła mama, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam na środku zimnego korytarza, z walizką w ręku, a łzy ściekały mi po policzkach. Był listopad, ciemno już po czwartej, a ja nie miałam dokąd pójść. Miałam dwadzieścia trzy lata i czułam się jak dziecko, które ktoś wyrzucił z własnego życia.
Wszystko zaczęło się od mojego brata, Pawła. Był oczkiem w głowie mamy i taty, choć od lat sprawiał same kłopoty. Mnie zawsze traktowano jak tło — grzeczna, cicha, niewidzialna. Kiedy Paweł wrócił z poprawczaka i znów zaczął pić, mama całą swoją złość wyładowywała na mnie. — Gdybyś była bardziej stanowcza, może Paweł by się ogarnął! — powtarzała. Jakbym mogła być odpowiedzialna za jego wybory?
Tego dnia pokłóciliśmy się o pieniądze. Paweł zabrał mi z portfela ostatnie sto złotych, które miałam na dojazdy do pracy w Warszawie. Zgłosiłam to mamie, a ona… stanęła po jego stronie. — On nie ma za co żyć! Ty masz pracę, możesz sobie dorobić! — wykrzyczała. Wtedy pierwszy raz odważyłam się jej odpowiedzieć:
— A ja? Ja się nie liczę? — zapytałam drżącym głosem.
Mama spojrzała na mnie z pogardą. — Ty zawsze byłaś problemem. Niepotrzebnie cię urodziłam…
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Wybiegłam z domu, nie wiedząc, dokąd pójdę. Przez godzinę błąkałam się po wsi, aż zadzwoniłam do mojej przyjaciółki z liceum, Karoliny.
— Magda? Co się stało? — Jej głos był pełen troski.
— Wyrzucili mnie z domu… Mogę u ciebie przenocować?
— Jasne! Przyjeżdżaj od razu.
Karolina mieszkała z babcią w starej kamienicy w Otwocku. Przyjęły mnie jak rodzinę. Babcia Wanda zrobiła mi gorącą herbatę i kanapki z domowym pasztetem. — Dziecko, nie martw się. Wszystko się ułoży — powiedziała cicho.
Ale nic się nie układało. W pracy w call center byłam tylko numerem na liście. Klienci krzyczeli przez słuchawkę, szefowa patrzyła na mnie jak na powietrze. Po tygodniu Karolina zaproponowała:
— Zostań u nas dłużej. Babcia cię polubiła.
Zgodziłam się, choć czułam się jak ciężar. Wieczorami płakałam w poduszkę, tęskniąc za domem, nawet za mamą, choć wiedziałam, że nie powinnam.
Wtedy pojawił się Michał. Poznałam go przez przypadek na przystanku PKP — spóźnił się pociąg do Warszawy i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam: spokojny, uważny, słuchał mnie naprawdę.
— Często tu czekasz? — zapytał któregoś ranka.
— Ostatnio codziennie — uśmiechnęłam się smutno.
— Może kiedyś poczekamy razem na coś lepszego niż pociąg? — rzucił żartobliwie.
Zaczęliśmy spotykać się coraz częściej. Michał był informatykiem po Politechnice Warszawskiej, mieszkał z matką po śmierci ojca i opiekował się młodszą siostrą z zespołem Downa. Imponowało mi to — miał w sobie tyle cierpliwości i ciepła.
Po miesiącu znajomości zaprosił mnie do siebie na obiad.
— Mama robi najlepsze pierogi w powiecie — zapewniał.
Jego dom był pełen śmiechu i zwyczajnego bałaganu: siostra biegała po kuchni z kotem na rękach, mama śpiewała pod nosem piosenki Anny Jantar. Poczułam się tam… ważna. Po raz pierwszy ktoś pytał mnie o zdanie przy stole.
— Magda, a ty jak lubisz pierogi? Z mięsem czy ruskie? — dopytywała pani Teresa.
— Ruskie…
— To dla ciebie zrobię całą miskę!
Zakochałam się w tej rodzinie szybciej niż w samym Michale.
Ale przeszłość nie dawała o sobie zapomnieć. Mama dzwoniła coraz rzadziej, a kiedy już to robiła, tylko po to, by poprosić o pieniądze dla Pawła albo narzekać na sąsiadów.
— Nie masz sumienia! Zostawiłaś rodzinę na pastwę losu! — krzyczała przez telefon.
Czułam się rozdarta: chciałam być dobrą córką, ale nie umiałam już wrócić do tamtego domu.
Pewnego dnia Karolina powiedziała mi prosto w oczy:
— Magda, twoja mama cię niszczy. Musisz zacząć żyć dla siebie.
Łatwo powiedzieć…
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Michał zaprosił mnie do siebie na Wigilię. Wahałam się długo — przecież powinnam być z rodziną… Ale kiedy zadzwoniłam do mamy z pytaniem, czy mogę przyjechać, usłyszałam:
— Nie mam czasu na twoje fanaberie! Paweł jest chory! Lepiej przyślij pieniądze!
Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy poczułam ulgę.
Wigilia u Michała była inna niż wszystkie: śpiewaliśmy kolędy przy gitarze, siostra Michała wręczyła mi własnoręcznie zrobioną kartkę z napisem „Dla Magdy – bo jesteś fajna”. Pani Teresa przytuliła mnie mocno:
— Córko…
Popłakałam się wtedy jak dziecko.
Po świętach Michał poprosił mnie o rozmowę:
— Magda… Chciałbym być dla ciebie kimś ważnym. Może zamieszkasz ze mną?
Bałam się podjąć decyzję. Przecież nigdy nie byłam ważna dla nikogo…
Ale zgodziłam się. Przeprowadziłam się do Michała i jego rodziny. Znalazłam nową pracę jako asystentka w bibliotece miejskiej — czułam się tam potrzebna i doceniana.
Mama przestała dzwonić zupełnie. Paweł trafił do więzienia za kradzież samochodu sąsiada. Tata milczał jak zawsze.
Czasem budziłam się w nocy zlana potem: śniło mi się dzieciństwo pełne krzyków i płaczu mamy. Ale rano patrzyłam na Michała i wiedziałam, że jestem tu gdzie trzeba.
Po roku zaszłam w ciążę. Michał był szczęśliwy jak dziecko:
— Będziemy rodziną! Taką prawdziwą!
Urodziłam synka – Antosia – w maju, gdy kwitły bzy pod oknem naszego mieszkania. Pani Teresa została babcią idealną: piekła ciasta, tuliła wnuka godzinami.
Któregoś dnia dostałam list od mamy: „Magda, przepraszam za wszystko. Tęsknię za tobą.”
Nie odpisałam od razu. Musiałam najpierw przebaczyć sobie samej to wszystko, co przeżyłam.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba zamknąć drzwi do przeszłości i pozwolić sobie być ważną dla tych, którzy naprawdę tego chcą.
Czy wy też musieliście kiedyś wybrać między rodziną a własnym szczęściem? Czy można przebaczyć wszystko – nawet najbliższym?