Dlaczego Ona, a Nie Ja? Moja Walka o Miłość i Akceptację w Cieniu Byłej Żony

— Znowu przypaliłaś ziemniaki? — głos pani Marii przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy kuchence, próbując ratować obiad, który miał być moją szansą na zdobycie choć odrobiny uznania. — Iwona zawsze robiła idealne puree, takie puszyste… — dodała z westchnieniem, patrząc na mnie z góry.

Zacisnęłam zęby. To był trzeci raz w tym tygodniu, kiedy słyszałam imię Iwony. Iwona, była żona Dariusza. Idealna synowa, perfekcyjna gospodyni, kobieta, którą wszyscy tu wciąż kochali. A ja? Ja byłam tylko „tą drugą”.

Dariusz wrócił z pracy późno, jak zwykle. Zanim zdążyłam się odezwać, mama już stała w drzwiach salonu.

— Dariuszu, znowu musisz jeść przypalone ziemniaki. Pamiętasz, jakie obiady robiła Iwona? — rzuciła teatralnie.

Mój mąż tylko westchnął i spojrzał na mnie z lekkim wyrzutem.

— Może następnym razem spróbuj jej przepisu? — powiedział cicho.

Wtedy coś we mnie pękło. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i wybiec z tego domu. Ale zostałam. Bo przecież kochałam Dariusza. Bo chciałam być częścią tej rodziny. Bo wierzyłam, że kiedyś pani Maria mnie zaakceptuje.

Wieczorem siedziałam sama w sypialni. Słyszałam ich rozmowy za ścianą — śmiech teściowej, cichy głos Dariusza. Czułam się jak cień w ich życiu. Jakby moje istnienie było tylko nieudolną próbą zastąpienia kogoś lepszego.

Pamiętam dzień naszego ślubu. Pani Maria nawet nie spojrzała mi w oczy podczas składania życzeń. W jej spojrzeniu widziałam rozczarowanie. Jakby chciała powiedzieć: „To nie ty powinnaś tu stać”.

Przez pierwsze miesiące próbowałam wszystkiego: gotowałam według przepisów Iwony, sprzątałam dom na błysk, nawet zaczęłam nosić podobne ubrania. Ale nic nie pomagało. Każdy mój gest był porównywany do niej.

Pewnego dnia znalazłam w szafie stare zdjęcia — Dariusz i Iwona na wakacjach nad morzem, uśmiechnięci, szczęśliwi. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Czy ja kiedykolwiek będę dla niego tak ważna?

Z czasem zaczęłam się zmieniać. Coraz rzadziej się śmiałam, coraz mniej mówiłam o swoich marzeniach. Bałam się być sobą, bo każda odmienność była powodem do krytyki.

Najgorsze były niedziele u teściowej. Siedzieliśmy przy stole, a pani Maria opowiadała historie o Iwonie: jak świetnie radziła sobie z dziećmi sąsiadów, jak pomagała w ogrodzie, jak wszyscy ją uwielbiali.

— A ty? — zapytała kiedyś nagle. — Co ty potrafisz?

Zaniemówiłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy powinnam wymienić swoje sukcesy w pracy? Opowiedzieć o pasji do malowania? Wiedziałam jednak, że to nie ma znaczenia.

Dariusz coraz częściej zamykał się w sobie. Gdy próbowałam z nim rozmawiać o tym, co czuję, tylko wzruszał ramionami.

— Przesadzasz. Mama po prostu tęskni za dawnymi czasami — mówił.

Ale ja wiedziałam, że to coś więcej. To była walka o miejsce w tej rodzinie. Walka, którą codziennie przegrywałam.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Dariusza z matką:

— Mamo, daj już spokój z tą Iwoną. To przeszłość.
— Ale ona była taka dobra dla ciebie! Ta nowa… Ona nigdy nie będzie taka jak Iwona.
— Mamo, proszę cię…

Zacisnęłam pięści pod kołdrą. „Ta nowa” — nawet nie zasłużyłam na imię.

W pracy też nie było łatwo. Koleżanki pytały:

— Jak tam teściowa? Nadal cię porównuje?

Śmiałam się gorzko:

— Chyba nigdy nie przestanę być tą drugą.

Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. Coraz częściej zamykałam się w sobie. Malowałam obrazy pełne ciemnych barw — jedyny sposób na wyrażenie bólu, którego nie potrafiłam wypowiedzieć na głos.

Aż pewnego dnia przyszła do mnie mama.

— Kochanie, musisz zawalczyć o siebie — powiedziała cicho. — Nie możesz żyć w cieniu czyichś oczekiwań.

Te słowa długo we mnie rezonowały. Czy naprawdę chcę spędzić życie próbując być kimś innym?

Wieczorem usiadłam z Dariuszem przy stole.

— Musimy porozmawiać — zaczęłam drżącym głosem. — Nie chcę już być porównywana do Iwony. Chcę być sobą. Jeśli to dla ciebie za mało… musisz mi powiedzieć.

Dariusz milczał długo.

— Nie wiem… Po prostu wszystko było kiedyś łatwiejsze — powiedział w końcu.

Poczułam łzy napływające do oczu. Wstałam i wyszłam na balkon, patrząc na światła miasta.

Czy naprawdę warto poświęcać siebie dla kogoś, kto nigdy nie przestanie tęsknić za przeszłością?

Czasem myślę: ile jeszcze muszę stracić siebie, żeby ktoś mnie pokochał taką, jaka jestem? Czy naprawdę musimy żyć w cieniu cudzych wspomnień?