Kolejny krok należy do mnie – historia Elżbiety, która postanowiła zawalczyć o siebie

— Elżbieta, czy ty naprawdę chcesz to zrobić? — głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiał w kuchni jak dzwon na alarm. Stała oparta o lodówkę, z założonymi rękami, patrząc na mnie z niedowierzaniem. — Po trzydziestu latach małżeństwa chcesz odejść? I co dalej?

Zamieszałam herbatę, próbując ukryć drżenie dłoni. W powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonego chleba, ale mnie ściskało w żołądku. — Magda, ja już nie mogę. Nie chcę się budzić każdego dnia z myślą, że moje życie to tylko obowiązki. Dzieci dorosły, Michał mnie nie widzi od lat. Ja… ja już nie wiem, kim jestem.

— Przesadzasz — prychnęła. — Michał zawsze był spokojny, nie pije, nie bije. Zobacz na innych! A ty chcesz wszystko rozwalić, bo ci się nudzi?

— To nie nuda — wyszeptałam. — To pustka. Wiesz, kiedy ostatni raz ktoś zapytał mnie, czego chcę? Nawet nie pamiętam.

Magda przewróciła oczami i wyszła trzaskając drzwiami. Zostałam sama z herbatą i własnym odbiciem w oknie. Widziałam w nim kobietę zmęczoną, z siwymi pasmami we włosach i oczami pełnymi żalu.

Wróciłam do salonu. Michał siedział przed telewizorem, jak co wieczór. — Kolacja gotowa — rzuciłam cicho.

— Zaraz przyjdę — mruknął bez odrywania wzroku od ekranu.

Usiadłam przy stole i patrzyłam na puste krzesła. Synowie – Tomek i Bartek – już dawno wyfrunęli z domu. Tomek mieszkał w Warszawie z żoną i dwójką dzieci, Bartek wyjechał do Irlandii za pracą. Dzwonili rzadko, a kiedy już rozmawialiśmy, pytali głównie o siebie.

Zjadłam sama. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc ciche pochrapywanie Michała. W końcu wstałam i usiadłam przy kuchennym stole z notesem. Zaczęłam pisać list:

„Michał,
Nie wiem, czy to przeczytasz do końca. Nie chcę cię ranić, ale muszę być szczera – czuję się niewidzialna. Próbowałam rozmawiać, prosić o bliskość, o uwagę… Nic się nie zmienia. Potrzebuję czegoś więcej niż tylko bycia żoną i gospodynią. Potrzebuję siebie.”

Rano Michał znalazł list na stole. Przeczytał go bez słowa i wyszedł do pracy trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drgnęły szyby.

Telefon zadzwonił godzinę później.

— Mamo? Co się dzieje? Tata napisał mi SMS-a: „Mama zwariowała”.

To był Tomek.

— Nic się nie dzieje, synku. Po prostu… muszę coś zmienić w swoim życiu.

— Mamo, masz wszystko! Dom, wnuki… Tata cię kocha na swój sposób! Po co ci to?

— A może właśnie dlatego… — urwałam, czując łzy pod powiekami.

Wieczorem wrócił Michał. Milczał przez całą kolację. W końcu rzucił:

— Chcesz odejść? Idź. Ale pamiętaj – dzieci ci tego nie wybaczą.

Zabolało. Bardziej niż się spodziewałam.

Następnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam do Magdy. Przyjęła mnie chłodno.

— Myślisz, że tu znajdziesz szczęście? — spytała z goryczą.

— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze. — Ale muszę spróbować.

Przez pierwsze tygodnie czułam się jak intruz we własnym życiu. Magda narzekała na wszystko: że zajmuję jej łazienkę, że nie gotuję tak jak ona lubi, że za długo rozmawiam przez telefon z Bartkiem.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy winie.

— Elka… a jeśli to błąd? Jeśli zostaniesz sama?

— Może tak będzie — westchnęłam. — Ale wolę być sama niż niewidzialna.

Wkrótce znalazłam pracę w małej księgarni na rynku. Codziennie rano otwierałam drzwi pachnące papierem i kawą. Klienci pytali o nowości, dzieci wybierały kolorowe bajki. Po raz pierwszy od lat czułam się potrzebna – nie jako żona czy matka, ale jako Elżbieta.

Tomek przestał dzwonić na kilka miesięcy. Bartek napisał maila: „Mamo, jeśli jesteś szczęśliwa – rób swoje”.

Michał przysłał mi SMS-a: „Wróć”.

Nie wróciłam.

W święta spotkaliśmy się wszyscy u Magdy. Atmosfera była napięta jak struna.

— Mamo, naprawdę nie możesz spróbować jeszcze raz? Dla nas? — Tomek patrzył na mnie błagalnie.

— Synku… przez całe życie robiłam wszystko dla was. Teraz muszę zrobić coś dla siebie.

Bartek objął mnie ramieniem:

— Dajcie mamie spokój. Każdy ma prawo do szczęścia.

Magda milczała przez całą Wigilię.

Po kolacji podeszła do mnie i ściszonym głosem powiedziała:

— Może masz rację… Może ja też powinnam coś zmienić?

Patrzyłam na nią długo. W jej oczach zobaczyłam ten sam strach i tę samą tęsknotę za czymś więcej niż codzienność.

Dziś mija rok od tamtej decyzji. Nadal mieszkam sama w wynajętym mieszkaniu nad księgarnią. Czasem jest mi smutno – tęsknię za rodziną, za dawnym domem… Ale kiedy rano otwieram okno i czuję zapach świeżego chleba z piekarni pod moim oknem, wiem, że żyję naprawdę.

Czy warto było wszystko postawić na jedną kartę? Czy samotność jest ceną za wolność? A może dopiero wtedy można odnaleźć siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?