Nie jestem już ich służącą: Moja walka o szacunek w rodzinie
— Mamo, możesz jeszcze umyć podłogę w kuchni? — głos Magdy rozbrzmiał w moich uszach jak rozkaz, nie prośba. Stałam z mopem w dłoni, a pot na czole mieszał się ze łzami, które starałam się ukryć. W salonie mój syn, Tomek, siedział z telefonem i nawet nie spojrzał w moją stronę. Wnuczka bawiła się klockami na dywanie, a ja czułam się niewidzialna.
Kiedyś myślałam, że rodzina to wszystko. Po śmierci męża całe życie podporządkowałam dzieciom. Tomek był moją dumą – pierwszy w rodzinie skończył studia, znalazł dobrą pracę w Warszawie. Kiedy poznał Magdę, cieszyłam się jego szczęściem. Nie przypuszczałam, że ta radość zamieni się w ciężar.
Po narodzinach Zosi poprosili mnie o pomoc. „Mamo, nie damy rady bez ciebie” – mówił Tomek przez telefon. Przeprowadziłam się do nich z małego miasteczka pod Radomiem. Zostawiłam ogród, przyjaciółki, nawet kota. Myślałam: „To tylko na chwilę, pomogę im stanąć na nogi”. Ale ta chwila trwała już trzy lata.
Początkowo czułam się potrzebna. Gotowałam obiady, odbierałam Zosię z przedszkola, sprzątałam mieszkanie. Magda była wdzięczna, Tomek przytulał mnie wieczorami i mówił: „Dzięki tobie mamy spokój”. Ale z czasem wdzięczność zamieniła się w oczekiwanie. Zaczęli traktować moją pomoc jak coś oczywistego.
— Mamo, dlaczego jeszcze nie ma prania? — pytała Magda coraz częściej. — Przecież miałaś dzisiaj więcej czasu.
Czułam się coraz bardziej zmęczona i samotna. Wieczorami siadałam na balkonie i patrzyłam na światła miasta. Tęskniłam za swoim domem, za zapachem lipy pod oknem, za ciszą. Ale najbardziej tęskniłam za szacunkiem.
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Tomka z Magdą w kuchni:
— Twoja mama znowu zapomniała kupić mleko — powiedziała Magda zirytowana.
— No trudno, przecież już nie jest najmłodsza — odpowiedział Tomek obojętnie.
Zamarłam. Czy naprawdę tak mnie widzą? Jak starą kobietę do pomocy?
Zaczęłam się buntować w myślach. Przypominały mi się słowa mojej mamy: „Nie pozwól nikomu deptać swojej godności”. Ale jak to zrobić, kiedy własny syn nie widzi twojego zmęczenia?
Następnego dnia Magda wróciła z pracy wcześniej niż zwykle. Weszła do kuchni i zobaczyła mnie siedzącą przy stole z herbatą.
— Mamo, dlaczego nie ma obiadu? — zapytała chłodno.
— Bo jestem zmęczona — odpowiedziałam cicho.
— My też jesteśmy zmęczeni! Pracujemy cały dzień! — podniosła głos.
Wtedy coś we mnie pękło.
— A ja? Ja nie pracuję? — zapytałam drżącym głosem. — Czy to, co robię dla was codziennie, to nie jest praca?
Magda spojrzała na mnie zaskoczona. W tym momencie wszedł Tomek.
— Co się dzieje? — spytał zniecierpliwiony.
— Twoja mama uważa, że jej tu za ciężko — powiedziała Magda z przekąsem.
Spojrzałam na syna. Szukałam w jego oczach wsparcia, choćby odrobiny zrozumienia.
— Mamo, przecież sama chciałaś nam pomagać — powiedział bez emocji.
Poczułam się zdradzona. Jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił na podłogę.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o swoim życiu. Ile jeszcze dam radę tak żyć? Czy naprawdę jestem tylko służącą we własnej rodzinie?
Rano spakowałam walizkę. Zostawiłam list na stole:
„Kochani,
Przez całe życie starałam się być dla was wsparciem. Ale zapomnieliście, że jestem też człowiekiem, który ma swoje uczucia i potrzeby. Wracam do domu. Potrzebuję odpocząć i przypomnieć sobie, kim jestem.
Mama”
Wróciłam do swojego miasteczka. Otworzyłam drzwi do pustego domu i poczułam ulgę. Przez pierwsze dni płakałam – ze smutku i złości. Ale potem zaczęłam oddychać pełną piersią. Spotkałam się z sąsiadkami, poszłam na spacer do lasu, zaczęłam czytać książki.
Tomek dzwonił kilka razy. Najpierw był zły:
— Jak mogłaś nas zostawić? Zosia za tobą tęskni!
Ale potem jego głos złagodniał:
— Mamo… przepraszam. Nie rozumiałem, jak bardzo byłaś zmęczona.
Magda nie odezwała się ani razu.
Minęły miesiące. Dziś wiem jedno: nie jestem już ich służącą. Jestem matką, kobietą – człowiekiem wartym szacunku.
Czasem pytam siebie: ile matek w Polsce czuje się tak jak ja? Ile z nas boi się powiedzieć „dość”? Może nadszedł czas, byśmy zaczęły walczyć o siebie?