„Nie jesteś wystarczająca”: Wieczór, który rozdarł moją rodzinę
– Znowu się spóźniasz! – głos mojego męża, Pawła, rozległ się w korytarzu, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty. W jednej ręce trzymałam siatki z zakupami, w drugiej kurtkę naszej córki, Amelki. Było już po osiemnastej, a ja wracałam z pracy, po drodze odebrałam Amelkę z przedszkola i jeszcze zahaczyłam o aptekę dla teściowej.
– Przepraszam, korki były straszne – odpowiedziałam cicho, próbując nie patrzeć mu w oczy. Amelka już pobiegła do swojego pokoju.
– Zawsze masz wymówkę – mruknął Paweł. – Obiad zimny, mieszkanie jak pobojowisko. Nie wiem, jak inne kobiety to ogarniają.
Zamknęłam oczy na chwilę. To nie był pierwszy raz. Ostatnio coraz częściej słyszałam od niego takie słowa. „Inne kobiety…” – powtarzał to jak mantrę. Jakby chciał mi udowodnić, że jestem gorsza.
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Magda.
– Asia, przyjdźcie jutro do nas na kolację. Michał zrobi swoją słynną lasagne, a ja upiekę sernik. Dawno nie gadaliśmy.
– Chyba nie dam rady… – zaczęłam, ale Paweł usłyszał rozmowę.
– Idziemy – rzucił stanowczo. – Może zobaczysz, jak wygląda normalny dom.
Zacisnęłam zęby. Magda była perfekcyjną panią domu, zawsze uśmiechnięta, jej dzieci czyste i grzeczne, a mąż ją adorował. Czułam się przy niej jak szara mysz.
Następnego dnia od rana biegałam jak w ukropie. Sprzątałam mieszkanie, gotowałam szybki obiad dla Pawła i Amelki, prasowałam koszulę męża. On siedział na kanapie z telefonem. Nawet nie zapytał, czy pomóc.
W końcu wyszliśmy. W samochodzie Paweł narzekał na moje prowadzenie auta, na to, że Amelka ma rozczochrane włosy i że pewnie znowu się spóźnimy.
U Magdy wszystko było jak z katalogu: świece na stole, dzieci w czystych ubrankach, Michał w fartuchu krzątał się w kuchni.
– Asiu! – Magda przytuliła mnie mocno. – Wyglądasz na zmęczoną. Coś się stało?
– Nie, wszystko w porządku – skłamałam.
Przy stole rozmowa toczyła się gładko. Michał opowiadał dowcipy, dzieci śmiały się głośno. Paweł był wyraźnie pod wrażeniem.
– Magda, jak ty to robisz? – zapytał nagle mój mąż. – U nas Asia ledwo ogarnia mieszkanie i dziecko. A tu wszystko lśni.
Zamarłam. Magda spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Paweł, nie bądź niesprawiedliwy – powiedziała cicho. – Asia pracuje na pełen etat i wszystko robi sama. Michał mi pomaga przy dzieciach i w domu.
Michał uśmiechnął się do mnie ciepło:
– Wiesz, Paweł, dom to nie hotel. Tu każdy musi coś dać od siebie.
Paweł wzruszył ramionami:
– U nas tak się nie da. Ja pracuję ciężko, a Asia… No cóż, mogłaby się bardziej postarać.
Poczułam łzy pod powiekami. Magda ścisnęła moją dłoń pod stołem.
Po kolacji poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i rozpłakałam się bezgłośnie. W lustrze zobaczyłam zmęczoną twarz kobiety, która kiedyś miała marzenia i pasje. Teraz byłam tylko „żoną Pawła”, „mamą Amelki”, „synową pani Haliny”.
Wróciłam do stołu z udawanym uśmiechem.
Po powrocie do domu Paweł zaczął awanturę:
– Widzisz? Nawet twoja siostra cię żałuje! Może powinnaś się od niej uczyć?
– Może ty powinieneś się nauczyć szacunku? – wyrwało mi się nagle. Sama nie wierzyłam w swoje słowa.
Paweł spojrzał na mnie zaskoczony:
– Co ty wygadujesz? Przecież masz wszystko! Dach nad głową, dziecko zdrowe… O co ci chodzi?
– O to, że jestem zmęczona byciem niewidzialną! – krzyknęłam przez łzy. – Nigdy mnie nie doceniasz! Wszystko jest źle!
Amelka wybiegła ze swojego pokoju przestraszona:
– Mamo…?
Przytuliłam ją mocno:
– Nic się nie dzieje, kochanie. Po prostu mama musi trochę odpocząć.
Tej nocy nie spałam prawie wcale. Myśli kotłowały mi się w głowie: czy tak ma wyglądać moje życie? Czy naprawdę jestem taka beznadziejna? Czy może to on jest ślepy na mój wysiłek?
Rano Paweł wyszedł do pracy bez słowa. Zostawił brudny kubek po kawie na stole i stertę ubrań na podłodze.
Zadzwoniła Magda:
– Asiu… jeśli chcesz pogadać albo po prostu odpocząć, przyjedź do mnie na weekend. Michał zabierze dzieci na basen, a my sobie pogadamy jak dawniej.
Nie odpowiedziałam od razu. Bałam się przyznać nawet przed sobą samą, jak bardzo jestem samotna we własnym domu.
Tego dnia po pracy poszłam do parku zamiast prosto do domu. Usiadłam na ławce i patrzyłam na bawiące się dzieci. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat: pełną energii studentkę polonistyki, która marzyła o podróżach i pisaniu książek.
Nagle usiadła obok mnie starsza kobieta z pieskiem.
– Ciężki dzień? – zapytała życzliwie.
Skinęłam głową:
– Tak… czasem mam wrażenie, że niczego nie robię dobrze.
Kobieta uśmiechnęła się smutno:
– Ja też tak myślałam przez trzydzieści lat małżeństwa. Dopiero gdy zostałam sama, zrozumiałam, ile jestem warta.
Patrzyłam na nią zdumiona:
– Nie boi się pani samotności?
– Samotność jest lepsza niż życie obok kogoś, kto cię nie widzi – odpowiedziała cicho i odeszła powoli ze swoim pieskiem.
Te słowa zostały ze mną przez całą noc.
Następnego dnia po pracy poszłam do psychologa. Po raz pierwszy od lat powiedziałam głośno: „Nie jestem szczęśliwa”.
Zaczęłam powoli odzyskiwać siebie: zapisałam się na jogę, zaczęłam czytać książki wieczorami zamiast prasować koszule Pawła do perfekcji. Amelka była zachwycona wspólnymi spacerami po parku i naszymi „babskimi wieczorami” z kakao i bajkami.
Paweł był coraz bardziej zirytowany moją zmianą:
– Co ty wyprawiasz? Kto ci nagadał tych głupot? Twoja siostra? Psycholog?
– Sama to sobie uświadomiłam – odpowiedziałam spokojnie. – Chcę być szczęśliwa. Chcę być sobą.
W końcu powiedziałam mu jasno:
– Jeśli nie potrafisz mnie szanować i wspierać, nie chcę tak żyć dalej.
Paweł wybuchnął śmiechem:
– Ty? Sama sobie nie poradzisz! Zobaczysz!
Ale poradziłam sobie. Z pomocą Magdy wynajęłam małe mieszkanie dla siebie i Amelki. Było skromne, ale nasze własne. Po raz pierwszy od lat czułam spokój i wolność.
Teściowa próbowała mnie przekonać do powrotu:
– Joasiu, pomyśl o dziecku! Dziecko potrzebuje ojca!
– Dziecko potrzebuje szczęśliwej mamy – odpowiedziałam stanowczo.
Dziś mija rok od tamtego wieczoru u Magdy. Mam nową pracę w bibliotece miejskiej i znów piszę opowiadania do szuflady. Amelka śmieje się codziennie i mówi: „Mamo, jesteś najlepsza na świecie”.
Czasem jeszcze budzę się w nocy z lękiem: czy dobrze zrobiłam? Czy mogłam uratować tamto małżeństwo?
Ale potem patrzę na siebie w lustrze i widzę kobietę, która odzyskała siebie i swoje życie.
Czy naprawdę trzeba było aż tyle bólu i upokorzeń, żebym uwierzyła we własną wartość? Ile kobiet jeszcze czeka na taki wieczór przełomu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?