Ojciec na rozdrożu: Wyrzuciłem syna i jego ciężarną żonę, a potem zadzwonił telefon, który zmienił wszystko

— Ruby, co się stało? — zapytałem, ledwo przekraczając próg mieszkania. Moja córka siedziała skulona na kanapie, z czerwonymi od płaczu oczami. W telewizorze leciał jakiś serial, ale ona nawet nie zwracała na niego uwagi. Podszedłem bliżej, usiadłem obok niej i objąłem ramieniem.

— Tata… — wyszeptała, a jej głos zadrżał. — Oni znowu się kłócili.

Wiedziałem, o kim mówi. Mój syn Michał i jego żona Kasia mieszkali z nami od kilku miesięcy, odkąd Michał stracił pracę. Kasia była w szóstym miesiącu ciąży. Odkąd się wprowadzili, w domu nie było dnia bez napięć. Michał był rozgoryczony, Kasia płakała po nocach, a ja czułem się coraz bardziej bezsilny.

— Gdzie oni są teraz? — zapytałem, próbując ukryć narastającą złość.

— W swoim pokoju. Krzyczeli na siebie… potem Kasia wybiegła do łazienki.

Westchnąłem ciężko. Ostatnio coraz częściej łapałem się na tym, że marzę o spokoju. O tym, żeby wrócić do domu i nie musieć rozdzielać kłócących się dorosłych dzieci. Ale przecież to moja rodzina. Mój syn. Moja przyszła wnuczka.

Wstałem i ruszyłem w stronę ich pokoju. Drzwi były uchylone. Michał siedział na łóżku z głową w dłoniach, a Kasia stała przy oknie, ocierając łzy.

— Co tu się dzieje?! — nie wytrzymałem.

Michał spojrzał na mnie z wyrzutem.

— Nic, tato. Po prostu… nie rozumiesz.

— Nie rozumiem? — powtórzyłem z ironią. — Pracuję po dwanaście godzin dziennie, żebyście mieli gdzie mieszkać! A wy tylko się kłócicie!

Kasia zaczęła szlochać głośniej.

— Przepraszam… ja nie chciałam… — wyszeptała.

— Dość! — krzyknąłem. — Mam tego dosyć! Jeśli nie potraficie się dogadać, to może lepiej będzie, jak się wyprowadzicie!

Zapadła cisza. Michał patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Kasia osunęła się na podłogę i zaczęła płakać jeszcze głośniej.

— Tato… ona jest w ciąży! — powiedział Michał z niedowierzaniem.

— Wiem! Ale nie mogę już tego znieść! Ruby przez was płacze, ja nie śpię po nocach… To mój dom i chcę tu spokoju!

Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Może zmęczenie, może frustracja. Ale słowa padły i nie mogłem ich cofnąć.

Michał wstał powoli, podszedł do Kasi i pomógł jej się podnieść.

— Dobrze — powiedział cicho. — Skoro tak chcesz…

Wyszli z pokoju bez słowa. Ruby patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

— Tato… jak mogłeś?

Nie odpowiedziałem. Zaszyłbym się najchętniej w jakimś kącie i zapomniał o wszystkim. Ale nie mogłem. Zostałem sam z córką i ciszą, która nagle stała się nieznośna.

Przez kolejne dni dom był pusty jak nigdy wcześniej. Ruby chodziła przygaszona, ja rzucałem się w wir pracy, żeby nie myśleć o tym, co zrobiłem. Wieczorami patrzyłem na zdjęcia Michała z dzieciństwa i zadawałem sobie pytanie: gdzie popełniłem błąd?

Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Numer był nieznany.

— Halo?

— Panie Franciszku? Tu Anna, mama Kasi…

Serce mi zamarło.

— Tak… słucham?

— Chciałam tylko powiedzieć… Michał i Kasia są u nas. Kasia źle się czuje, była dziś u lekarza. Proszę się nie martwić, ale… może powinien pan porozmawiać z synem?

Nie spałem tej nocy. W głowie miałem tylko jedno: co jeśli coś się stanie mojemu wnukowi? Co jeśli już nigdy nie zobaczę syna?

Następnego dnia zadzwoniłem do Michała. Nie odebrał. Napisałem wiadomość: „Przepraszam. Proszę, odezwij się.” Czekałem godzinami na odpowiedź. W końcu przyszedł SMS: „Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.”

To bolało bardziej niż wszystko inne.

Ruby próbowała mnie pocieszyć.

— Tata… może pojedziemy do nich? Porozmawiasz z Michałem? Z Kasią?

Zgodziłem się niechętnie. Bałem się tej rozmowy jak nigdy wcześniej czegokolwiek w życiu.

Pojechaliśmy do domu Anny. Michał otworzył drzwi i spojrzał na mnie chłodno.

— Czego chcesz?

Zabrakło mi słów. Stałem tam jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

— Przepraszam — wyszeptałem w końcu. — Nie powinienem był was wyrzucać. Byłem zmęczony… przestraszony…

Michał milczał przez dłuższą chwilę.

— Myślisz, że tylko ty się boisz? Ja też się boję! Nie mam pracy, będę ojcem… Kasia jest przerażona! A ty zamiast nam pomóc, wyrzucasz nas na bruk!

Kasia siedziała na kanapie ze spuszczoną głową. Anna patrzyła na mnie ze współczuciem.

Usiadłem obok syna.

— Wiem, że zawiodłem jako ojciec. Ale chcę to naprawić. Proszę… wróćcie do domu.

Michał spojrzał na Kasię. Ona skinęła głową.

— Daj nam czas — powiedział cicho Michał.

Wróciłem do domu sam z Ruby. Przez kolejne dni żyliśmy jak na szpilkach. Czekałem na wiadomość od syna jak na wyrok.

Po tygodniu zadzwonił telefon.

— Tato… możemy wrócić?

Poczułem ulgę tak wielką, że aż usiadłem na podłodze i zacząłem płakać jak dziecko.

Dziś znów jesteśmy razem pod jednym dachem. Nie jest łatwo — nadal się kłócimy, czasem brakuje pieniędzy i cierpliwości. Ale wiem jedno: rodzina to nie miejsce bez problemów, tylko ludzie, którzy mimo wszystko chcą być razem.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawić wszystko jednym „przepraszam”? Czy miłość naprawdę wystarczy, by przezwyciężyć największe błędy? Może wy macie odpowiedź.