Praca, rodzicielstwo, gotowanie, oszczędzanie: Dlaczego wszystko jest na mojej głowie?
– Znowu nie kupiłeś mleka? – zapytałam, patrząc na Andrzeja, który właśnie wszedł do kuchni, nie zdejmując nawet butów.
– Zapomniałem – mruknął, nie patrząc mi w oczy. – Byłem zmęczony po pracy.
Zacisnęłam zęby. W głowie już układałam listę rzeczy do zrobienia na jutro: praca zdalna od ósmej, odprowadzenie Julki do przedszkola, zakupy, gotowanie obiadu, pranie, rachunki do opłacenia. Andrzej od miesięcy powtarzał, że jest zmęczony. Ja też byłam zmęczona. Ale przecież ktoś musiał to wszystko ogarnąć.
Czasem zastanawiam się, co ze mną nie tak. Moje koleżanki z liceum wrzucają na Facebooka zdjęcia z Bali albo chwalą się nowymi projektami. Kasia otworzyła własną kawiarnię w centrum Warszawy. Magda podróżuje po Europie z mężem i dwójką dzieci. A ja? Ja codziennie walczę o to, żeby nie zapomnieć o czymś ważnym: o szczepieniu Julki, o terminie oddania raportu w pracy, o tym, żeby nie spóźnić się na zebranie w przedszkolu.
Wszystko jest na mojej głowie. Praca – bo przecież musimy mieć na kredyt. Rodzicielstwo – bo Andrzej „nie czuje się pewnie przy małych dzieciach”. Gotowanie – bo „jem twoje obiady od lat, są najlepsze”. Oszczędzanie – bo „ty lepiej ogarniasz rachunki”.
Pamiętam, jak kiedyś marzyłam o wspólnym życiu. O tym, że będziemy razem dzielić obowiązki i radości. Że będziemy partnerami. Ale rzeczywistość okazała się inna.
– Może byś mi czasem pomógł? – powiedziałam cicho, odkładając torbę z zakupami na blat.
– Przecież pracuję! – odpowiedział z irytacją. – Ty masz home office, możesz sobie wszystko rozplanować.
Zacisnęłam pięści pod stołem. Home office… Tak, mogę sobie rozplanować. Tylko że nikt nie widzi, jak w przerwie między spotkaniami online gotuję zupę dla Julki albo wycieram podłogę po jej rozlanym soku.
Wieczorem siedziałam przy komputerze, kończąc raport dla szefa. Julka już spała. Andrzej oglądał mecz w salonie. Słyszałam jego śmiech i okrzyki komentatorów. Przez chwilę miałam ochotę wyłączyć prąd w całym mieszkaniu.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo jestem sama w tym wszystkim. Czy to ja jestem problemem? Może za dużo wymagam? Może powinnam być wdzięczna za to, co mam?
Rano obudził mnie dźwięk budzika. Andrzej już wyszedł do pracy. Na stole zostawił pusty kubek po kawie i okruchy chleba. Westchnęłam ciężko i zaczęłam kolejny dzień.
W przedszkolu pani Ania zapytała mnie:
– Jak pani daje radę? Zawsze taka uśmiechnięta…
Uśmiechnęłam się sztucznie.
– Jakoś trzeba – odpowiedziałam.
Po południu zadzwoniła mama.
– Dziecko, musisz trochę odpuścić! Nie możesz wszystkiego robić sama!
– A kto to zrobi za mnie? – zapytałam gorzko.
– Porozmawiaj z Andrzejem. Może nie zdaje sobie sprawy…
– Mamo, próbowałam już tyle razy…
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Andrzej, musimy pogadać.
Spojrzał na mnie znad telefonu.
– O czym?
– O nas. O tym, że wszystko jest na mojej głowie. Że czuję się jak służąca we własnym domu.
Wzruszył ramionami.
– Przesadzasz.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Nie przesadzam! Chcę partnerstwa! Chcę czuć, że jesteśmy razem!
Andrzej westchnął ciężko.
– Dobrze, postaram się bardziej pomagać…
Ale już wiedziałam, że to tylko słowa.
Minęły tygodnie. Nic się nie zmieniło. Czasem Andrzej wyrzuci śmieci albo zrobi zakupy – ale tylko wtedy, gdy mu przypomnę dziesięć razy.
Zaczęłam coraz częściej myśleć o tym, jak wyglądałoby moje życie bez niego. Czy byłoby łatwiej? Czy byłabym szczęśliwsza?
Pewnego dnia Julka zachorowała. Wysoka gorączka, kaszel, płacz przez całą noc. Siedziałam przy jej łóżku do rana. Andrzej spał w drugim pokoju – „bo musi być wyspany do pracy”.
Rano zawiozłam Julkę do lekarza i poprosiłam szefa o wolne. Andrzej nawet nie zapytał, jak się czuje nasza córka.
Wtedy coś we mnie pękło.
Wieczorem spakowałam kilka rzeczy i pojechałam z Julką do mamy.
– Muszę odpocząć – powiedziałam tylko Andrzejowi przez telefon.
Nie protestował.
U mamy poczułam ulgę. Po raz pierwszy od miesięcy ktoś zapytał mnie: „Jak się czujesz?”
Zaczęłam płakać.
Teraz siedzę przy kuchennym stole i piszę tę historię. Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Czy wrócę do Andrzeja? Czy zdecyduję się na rozwód?
Ale wiem jedno: nie chcę już dłużej być niewidzialna we własnym życiu.
Czy naprawdę tak trudno być partnerem? Czy kobieta zawsze musi wszystko dźwigać sama? A może to ja powinnam nauczyć się prosić o pomoc i stawiać granice?
Ciekawa jestem, jak wy sobie radzicie z podobnymi problemami…