Prezent, który kosztował mnie małżeństwo: Historia Magdy i Pawła
Wszystko zaczęło się od tego przeklętego pudełka. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni aksamitne etui, które miało być niespodzianką na naszą piętnastą rocznicę ślubu. Zegar na ścianie wybijał dwudziestą drugą, a ja czułam, jak serce tłucze mi się w piersi niczym ptak uwięziony w klatce. Za drzwiami słychać było głosy – Paweł rozmawiał przez telefon, śmiejąc się cicho. Od miesięcy był jakiś inny, bardziej nieobecny, ale wmawiałam sobie, że to tylko stres w pracy.
– Magda, gdzie jest moja koszula na jutro? – krzyknął z sypialni.
– W szafie, na wieszaku! – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie głosu.
Wróciłam myślami do dnia, kiedy zamówiłam dla niego ten zegarek – drogi, elegancki, z grawerem „Na zawsze Twój”. Odkładałam na niego przez pół roku, rezygnując z nowych butów dla siebie i prezentów dla dzieci. Chciałam mu pokazać, że mimo codziennych kłótni i zmęczenia wciąż jest dla mnie najważniejszy. Może naiwnie wierzyłam, że taki gest coś zmieni.
Nagle usłyszałam trzask drzwi. Paweł wyszedł na balkon i znów rozmawiał przez telefon. Przez uchylone okno doleciały do mnie słowa:
– Tak, kochanie… Wiem, też za tobą tęsknię… Jutro się zobaczymy.
Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że to jakieś nieporozumienie. Ale potem usłyszałam jej imię – Aneta. Z pracy. Ta sama, o której opowiadał mi z rozbawieniem kilka miesięcy temu: „Wyobraź sobie, Magda, ona nawet nie wie, jak się robi kawę z ekspresu!”
Wrócił do środka i spojrzał na mnie z udawaną troską.
– Coś się stało?
– Nie… wszystko w porządku – skłamałam.
Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie dudniły mi jego słowa. Nad ranem podjęłam decyzję: dam mu ten prezent. Może to ostatnia szansa.
Rano dzieci – Zosia i Michał – biegały po domu, szykując się do szkoły. Paweł był już ubrany w garnitur, pachniał drogimi perfumami. Podałam mu pudełko z zegarkiem.
– Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy – powiedziałam cicho.
Otworzył je i przez chwilę patrzył bez słowa. Potem uśmiechnął się krzywo.
– Dzięki… Ale nie musiałaś wydawać tyle pieniędzy.
Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Nawet nie spojrzał na grawer.
Wieczorem wrócił późno. Dzieci już spały. Usiadłam przy stole z kubkiem zimnej herbaty i czekałam.
– Gdzie byłaś? – zapytał oschle.
– W domu. Czekałam na ciebie. Chciałam porozmawiać…
Westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko mnie.
– Magda… Nie wiem, jak ci to powiedzieć…
Wiedziałam już wszystko. Zanim otworzył usta, łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
– To przez nią? – wyszeptałam.
Spojrzał na mnie zaskoczony, potem spuścił wzrok.
– Tak… Przepraszam. Nie chciałem cię ranić. Ale od dawna już nic nas nie łączy…
– A dzieci? Nasz dom?
– Dzieci są już duże. Poradzą sobie. Ty też dasz radę.
Wybuchłam płaczem. Próbowałam go przekonać, błagać, krzyczeć. On siedział spokojnie, jakby czekał tylko na koniec tej sceny.
Następne dni były jak koszmar na jawie. Paweł wyprowadził się do matki. Dzieci pytały: „Mamo, kiedy tata wróci?” Nie umiałam im odpowiedzieć.
Moja matka przyjechała z Radomia i od progu zaczęła rządzić:
– A nie mówiłam? Zawsze był za dobry dla ciebie! Powinnaś była bardziej o siebie dbać!
Nie miałam siły się kłócić. Siostra dzwoniła codziennie:
– Magda, musisz być silna! Nie możesz się teraz załamać!
Ale ja byłam jak cień samej siebie. Chodziłam po domu w piżamie, nie jadłam, nie spałam. Zosia zamknęła się w pokoju i przestała ze mną rozmawiać. Michał zaczął sprawiać problemy w szkole – dostałam wezwanie do pedagoga:
– Pani Magdo, syn jest agresywny wobec kolegów… Czy coś się dzieje w domu?
Wtedy pękłam. Opowiedziałam wszystko obcej kobiecie przy biurku szkolnym. Wróciłam do pustego mieszkania i spojrzałam na zegarek Pawła leżący na komodzie. Nawet go nie zabrał.
Pewnego wieczoru zadzwoniła Aneta.
– Magda? Tu Aneta… Chciałam tylko powiedzieć… Przepraszam. Wiem, że to wszystko moja wina…
Nie wytrzymałam:
– Twoja wina? To on przyszedł do ciebie! Myślisz, że jesteś lepsza? Że on cię nie zostawi tak samo jak mnie?
Rozłączyła się bez słowa.
Minęły tygodnie. Powoli zaczęłam wracać do życia – dla dzieci, dla siebie. Znalazłam pracę w pobliskiej bibliotece. Codziennie rano patrzyłam w lustro i powtarzałam sobie: „Dasz radę”.
Paweł pojawił się po kilku miesiącach:
– Magda… Chciałem pogadać…
– O czym? – zapytałam chłodno.
– O nas… O dzieciach…
Nie pozwoliłam mu wejść do środka. Zamknęłam drzwi przed jego twarzą pierwszy raz w życiu.
Dziś mija dokładnie rok od tamtej rocznicy. Zegarek leży w szufladzie – symbol wszystkiego, co straciłam i czego już nigdy nie chcę odzyskać.
Czasem zastanawiam się: czy gdybym nie kupiła tego prezentu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można uratować coś, co umarło dawno temu? A może czasem trzeba pozwolić odejść – sobie i innym?
A wy? Czy mieliście kiedyś moment, kiedy jeden gest zmienił całe wasze życie?