Przyjechali z walizkami – historia z warszawskiej kawalerki

— Oszalałaś?! — wrzasnęłam do słuchawki, kiedy usłyszałam głos mojej córki. — Gdzie ja mam wasze walizki schować?! Ja mam kawalerkę, słyszysz? Kawalerkę! A was ile? Troje?!

— Mamo, nie krzycz — odpowiedziała spokojnie Iza. — Jesteśmy tylko na chwilę. Ja, Tomek i mały Kuba. Tylko dopóki nie znajdziemy czegoś swojego.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Ale przecież to moja córka. Moja jedyna córka. I wnuk, którego widziałam może ze trzy razy w życiu.

— Iza, ja ledwo się tu mieszczę z kotem! — jęknęłam. — Gdzie wy się pomieścicie? Na mojej wersalce? Kuba na podłodze?

— Mamo, damy radę. Przecież nie zostawisz nas na lodzie.

I wtedy usłyszałam w jej głosie coś, co ścisnęło mnie za serce. Strach. Bezradność. I coś jeszcze — żal, że nie mogę być dla niej taką matką, jakiej potrzebuje.

— Dobrze — powiedziałam cicho. — Przyjeżdżajcie.

Odstawiłam telefon i usiadłam na starym fotelu po mojej mamie. Wokół mnie piętrzyły się książki, zdjęcia w ramkach, bibeloty zbierane przez lata. Moje życie zamknięte w dwudziestu metrach kwadratowych.

Następnego dnia rano zadzwonił domofon. Spojrzałam przez okno — pod blokiem stała Iza z Tomkiem i Kubą, każdy z wielką walizką. Serce mi się ścisnęło.

— Cześć, mamo — Iza przytuliła mnie mocno, a jej oczy były czerwone od płaczu.

— Cześć babciu — powiedział Kuba nieśmiało, trzymając się kurczowo nogi ojca.

Tomek skinął głową, ale nie patrzył mi w oczy. Wiedziałam, że czuje się upokorzony. Facet po trzydziestce, który musi zamieszkać u teściowej.

— Chodźcie — westchnęłam. — Jakoś się pomieścimy.

Już pierwszego wieczoru zaczęły się zgrzyty. Tomek chciał oglądać mecz w telewizji, Iza próbowała usypiać Kubę na wersalce, a ja krzątałam się w mikroskopijnej kuchni, próbując ugotować coś z resztek w lodówce.

— Mamo, masz coś do jedzenia? — zapytała Iza szeptem.

— Zostało trochę zupy i jajka na twardo — odpowiedziałam.

Tomek przewrócił oczami.

— Zupa? Znowu?

— Jak ci nie pasuje, to sam sobie ugotuj! — syknęłam.

I wtedy zobaczyłam w oczach Izy ten sam strach co przez telefon. Zrobiło mi się wstyd.

Kuba płakał przez pół nocy. Nie mógł zasnąć w obcym miejscu. Kot schował się pod łóżkiem i nie wychodził nawet na jedzenie.

Następnego dnia rano zadzwoniła sąsiadka z naprzeciwka, pani Jadwiga.

— Pani Aniu, co tam u pani? Słyszałam jakieś głosy w nocy…

— Córka z rodziną przyjechała — odpowiedziałam niechętnie.

— Ojej! To gratuluję! Ale wie pani… ciasno tu u nas…

Wiedziałam, co chce powiedzieć. W tym bloku każdy wszystko widzi i słyszy. Plotki rozchodzą się szybciej niż prąd po liczniku.

Wieczorem Tomek wrócił z rozmowy o pracę. Był blady i milczący.

— I jak? — zapytała Iza z nadzieją.

— Nie przyjęli mnie. Powiedzieli, że mają już kogoś na to stanowisko.

Zapadła cisza. Kuba bawił się klockami na podłodze, a ja patrzyłam na córkę i zięcia i czułam narastającą panikę.

— Może spróbujesz gdzie indziej? — powiedziałam ostrożnie.

Tomek wzruszył ramionami.

— Próbuję wszędzie. Ale tu wszyscy chcą młodych po studiach albo znajomości.

Iza zaczęła płakać cicho do poduszki. Kuba tulił się do niej i pytał:

— Mamo, kiedy wrócimy do domu?

A ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Minął tydzień. Walizki stały pod ścianą, ubrania walały się po całym pokoju. Tomek coraz częściej wychodził wieczorami „na spacer”, wracał późno i śmierdział papierosami. Iza próbowała dorabiać korepetycjami online, ale internet rwał się co chwilę.

Pewnego wieczoru wybuchła awantura.

— Nie wytrzymam tu dłużej! — krzyknął Tomek. — Czuję się jak intruz!

— To jedź do swojej matki! — odparła Iza przez łzy.

— A ty co? Myślisz, że mi tu dobrze?! Twoja matka patrzy na mnie jak na pasożyta!

Zamarłam w kuchni, słysząc każde słowo. Chciałam wejść i powiedzieć im coś mądrego, ale zabrakło mi odwagi.

Następnego dnia Tomek spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Iza siedziała całą noc przy oknie, patrząc w ciemność.

— Mamo… co ja mam zrobić? — spytała rano cicho.

Przytuliłam ją mocno.

— Przetrwamy to jakoś…

Ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.

Po kilku dniach Tomek zadzwonił. Przeprosił Izę i powiedział, że znalazł pracę na budowie pod Warszawą. Będzie wracał tylko na weekendy.

I wtedy zaczęły się prawdziwe schody. Zostałyśmy same z Kubą w ciasnej kawalerce. Ja musiałam dzielić się wszystkim: łazienką, kuchnią, nawet swoim czasem wolnym. Iza była coraz bardziej nerwowa, a Kuba tęsknił za ojcem.

Pewnego dnia przyszła do mnie moja siostra Danuta. Od progu zaczęła moralizować:

— Anka, ty jesteś za miękka! Powinnaś im powiedzieć jasno: albo znajdują mieszkanie, albo koniec gościny!

— Danka… to moja córka…

— Twoja córka jest dorosła! Nie możesz całe życie jej niańczyć!

Zacisnęłam pięści pod stołem. Wiedziałam, że ma rację… ale serce mówiło co innego.

Wieczorem usiadłam z Izą przy herbacie.

— Córciu… musimy poważnie porozmawiać…

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

— Wiem mamo… Szukam czegoś codziennie… Ale wszystko takie drogie…

Przez chwilę milczałyśmy obie. Potem Iza wybuchła:

— Wiesz co jest najgorsze? Że czuję się tu jak dziecko! Jakby nic ode mnie nie zależało!

Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę byłam taką matką? Czy przez lata nauczyłam ją bezradności?

Kuba zachorował na grypę. Całe noce gorączkował i płakał. Ja biegałam po aptekach i gotowałam rosół z ostatnich oszczędności. Iza była wykończona nerwowo i fizycznie.

W końcu przyszedł dzień przeprowadzki. Znaleźli pokój do wynajęcia na Targówku — daleko od centrum, ale tanio i cicho. Pomogłam im spakować rzeczy do starego fiata Tomka.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi mojego mieszkania, usiadłam na wersalce i rozpłakałam się jak dziecko. Było mi żal ich… ale też siebie samej. Że zostałam sama ze swoim kotem i wspomnieniami o rodzinie, która rozpadła się przez biedę i brak perspektyw.

Dziś często myślę o tamtych tygodniach: o ciasnocie kawalerki i jeszcze większej ciasnocie naszych serc. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy miłość naprawdę wystarczy tam, gdzie brakuje miejsca i pieniędzy?

A wy – czy potrafilibyście otworzyć drzwi swojego domu dla rodziny w potrzebie? Czy są granice poświęcenia dla najbliższych?