Rozwód, który rozdarł rodzinę: Historia Magdy i Artura

– Magda, musimy porozmawiać. Teraz. – głos Artura był zimny jak listopadowy wiatr, który tego wieczoru szarpał gałęziami pod naszym blokiem na warszawskim Ursynowie.

Stałam przy kuchennym blacie, krojąc marchewkę do zupy dla dzieci. W tle grało radio, a zapach smażonej cebuli mieszał się z aromatem świeżo parzonej kawy. Zamarłam. Wiedziałam, że coś się święci – od tygodni był nieobecny, zamknięty w sobie, coraz częściej wracał późno z pracy.

– Co się stało? – zapytałam cicho, nie odwracając się.

– Odchodzę. – powiedział beznamiętnie. – Zakochałem się w kimś innym.

Nóż wypadł mi z ręki i z brzękiem uderzył o kafelki. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W głowie miałam tylko jedno: dzieci. Nasze bliźniaki, Zosia i Kuba, miały dopiero siedem lat.

– Artur… co ty mówisz? Przecież mamy rodzinę! Dzieci! – głos mi się załamał.

– Magda, nie kocham cię już. Próbowałem… ale to nie ma sensu. Jestem z Anetą od kilku miesięcy. Ona jest w ciąży.

Poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Łzy napłynęły do oczu, ale nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Dzieci bawiły się w pokoju obok.

– Kiedy zamierzasz im powiedzieć? – spytałam przez zaciśnięte zęby.

– Jutro się wyprowadzam. Ty im powiedz. Ja… nie potrafię.

Wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z roztrzęsionymi dłońmi i sercem rozbitym na milion kawałków.


Następne dni były jak koszmar na jawie. Mama przyjechała z Białegostoku, żeby mi pomóc. Siedziałyśmy wieczorami przy stole, a ona powtarzała:

– Madziu, musisz być silna dla dzieci. Nie możesz się teraz załamać.

Ale jak być silną, kiedy wszystko się rozpada? Kiedy człowiek, któremu ufałaś przez piętnaście lat, nagle staje się obcy?

Najgorsze przyszło kilka dni później. Teściowa zadzwoniła:

– Magda, co ty zrobiłaś mojemu synowi? Dlaczego go wyrzuciłaś?

– To nie ja go wyrzuciłam! To on mnie zostawił! – krzyknęłam do słuchawki, ale ona już się rozłączyła.

Zawsze byłam dla niej niewystarczająco dobra. „Za mało zaradna”, „za mało elegancka” – powtarzała przy każdej okazji.


Dzieci płakały nocami. Kuba pytał:

– Mamo, czy tata już nas nie kocha?

Nie umiałam odpowiedzieć. Przytulałam ich mocno i obiecywałam, że wszystko będzie dobrze, choć sama w to nie wierzyłam.

Artur pojawiał się rzadko. Przynosił zabawki, próbował udawać dobrego ojca. Ale dzieci czuły dystans. Zosia zamknęła się w sobie, przestała rysować swoje kolorowe obrazki.

Pewnego dnia spotkałam Anetę pod szkołą. Stała oparta o samochód Artura, z brzuchem już wyraźnie zaokrąglonym.

– Magda? – uśmiechnęła się sztucznie. – Chciałam tylko powiedzieć, że Artur bardzo przeżywa rozstanie z dziećmi. Może powinnaś mu ułatwić kontakt?

Zacisnęłam pięści.

– Ułatwić? On je zostawił! Niech sam spróbuje naprawić to, co zepsuł!

Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, czując jej spojrzenie na plecach.


W domu zaczęły się kłopoty finansowe. Moja pensja nauczycielki ledwo starczała na czynsz i jedzenie. Artur płacił alimenty, ale to było za mało na życie w Warszawie.

Mama proponowała:

– Wracaj do Białegostoku. Tu masz rodzinę, wsparcie…

Ale ja nie chciałam zabierać dzieci ze szkoły i wyrywać ich z jedynego znanego świata.

Zaczęłam dorabiać korepetycjami po nocach. Czasem zasypiałam nad zeszytami uczniów, a rano budziłam się z bólem głowy i serca.


Rodzina Artura przestała się odzywać. Jego siostra napisała mi tylko krótkiego SMS-a:

„Nie sądziłam, że możesz być taką zołzą”.

Zostałam sama jak palec.


Po kilku miesiącach Artur przyszedł po dzieci na weekend. Był spięty, zmęczony.

– Magda… Aneta poroniła – powiedział cicho w przedpokoju.

Zamarłam. Przez chwilę poczułam coś na kształt współczucia – ale zaraz potem przyszła ulga i wstyd za tę ulgę.

– Przykro mi – odpowiedziałam chłodno.

Spojrzał na mnie błagalnie:

– Może moglibyśmy spróbować jeszcze raz? Dla dzieci?

Poczułam gniew tak silny, że aż zabrakło mi tchu.

– Po tym wszystkim? Po tych wszystkich kłamstwach? Nie jestem twoją rezerwą! – krzyknęłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.

Dzieci patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami.


Minął rok od rozwodu. Nadal boli. Nadal budzę się czasem w środku nocy i płaczę w poduszkę tak cicho, żeby dzieci nie słyszały.

Ale nauczyłam się żyć na nowo. Zosia wróciła do rysowania – jej obrazki są teraz pełne słońca i kwiatów. Kuba zaczął grać w piłkę nożną i śmieje się coraz częściej.

Czasem myślę o Arturze i zastanawiam się: czy można jeszcze kiedyś zaufać drugiemu człowiekowi? Czy po takim upadku da się jeszcze podnieść i uwierzyć w miłość?

A wy? Czy przebaczyliście kiedyś zdradę? Czy można odbudować siebie po takim końcu?