Tańcz ze mną – historia o miłości, zdradzie i rodzinnych ranach

Wszystko zaczęło się od krzyku. – Michał, natychmiast do mnie! – głos mojej matki przeszył ciszę sobotniego poranka, jakby chciała wyrwać mnie z innego świata. Wbiegłem do kuchni, potykając się o własne nogi. – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiał kubka na stole?! – wrzasnęła, a ja poczułem znajome ukłucie w żołądku. Miałem trzydzieści dwa lata i wciąż mieszkałem z matką. Każdy dzień zaczynał się od jej pretensji i kończył moim milczeniem.

Ale to nie o niej chciałem opowiedzieć. Chciałem opowiedzieć o Natalii. O tym, jak pojawiła się w naszym biurze na warszawskim Mokotowie i wszystko się zmieniło. Była inna niż wszystkie – nie tylko piękna, ale też cicha, zamyślona, jakby nosiła w sobie tajemnicę. Miała rude włosy splecione w warkocz i spojrzenie, które potrafiło rozbroić nawet najbardziej cynicznego kolegę z działu IT.

Od razu wiedziałem, że nie mam szans. Byłem gruby, nieśmiały, nosiłem stare okulary i koszule kupowane przez matkę na promocjach w Auchan. Koledzy wołali na mnie „Profesor” – niby z szacunkiem, ale czułem w tym nutę kpiny. Tylko Natalia mówiła do mnie po imieniu.

– Michał, możesz mi pomóc z drukarką? – zapytała pierwszego dnia. Zadrżały mi ręce, gdy podchodziłem do jej biurka. Pachniała czymś słodkim, jak dzieciństwo, którego nigdy nie miałem.

W pracy był jeszcze jeden facet – Bartek. Wysoki, przystojny, zawsze uśmiechnięty. Typowy podrywacz, który miał na koncie połowę dziewczyn z biura. Gdy tylko zobaczył Natalię, od razu zaczął swoje gierki.

– Może kawa po pracy? – rzucił pewnego popołudnia.

Natalia uśmiechnęła się uprzejmie, ale odmówiła. Bartek nie dawał za wygraną. Zaczęły się plotki – że Natalia jest zaręczona, że ma dziecko, że jest lesbijką. Słuchałem tego wszystkiego z boku i czułem narastającą złość.

Matka też miała swoje zdanie na temat mojego życia.

– Michał, kiedy wreszcie znajdziesz sobie dziewczynę? Wszyscy twoi koledzy już mają rodziny! – powtarzała niemal codziennie.

– Mamo, daj spokój…

– Nie będę żyć wiecznie! Chcesz zostać sam?

Nie wiedziała, że już jestem sam. Samotność była moją codziennością – nawet kiedy siedziałem wśród ludzi.

Któregoś dnia Natalia przyszła do pracy zapłakana. Usiadła przy swoim biurku i długo patrzyła w monitor. Widziałem kątem oka, jak Bartek próbuje ją pocieszyć, ale ona tylko kręci głową.

Po południu zebrałem się na odwagę.

– Wszystko w porządku? – zapytałem cicho.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Tak… Nie… Przepraszam, nie powinnam…

– Jeśli chcesz pogadać…

Uśmiechnęła się smutno.

– Dzięki, Michał. Jesteś jedyną osobą tutaj, która naprawdę słucha.

To zdanie grzało mnie przez cały wieczór. Po raz pierwszy od dawna poczułem się ważny.

Tydzień później była firmowa impreza integracyjna. Matka oczywiście miała swoje zdanie:

– Tylko nie pij za dużo! I nie tańcz z byle kim!

Przewróciłem oczami i wyszedłem z domu. W klubie było głośno i duszno. Bartek już krążył wokół Natalii jak sęp.

– Zatańczysz ze mną? – zapytał ją przy wszystkich.

Natalia spojrzała na mnie bezradnie.

– Przepraszam, obiecałam pierwszy taniec Michałowi – powiedziała nagle.

Wszyscy spojrzeli na mnie jak na kosmitę. Bartek parsknął śmiechem.

– No to pokażcie nam show!

Serce waliło mi jak młotem. Natalia chwyciła mnie za rękę i pociągnęła na parkiet.

– Nie umiem tańczyć… – wyszeptałem jej do ucha.

– Ja też nie – odpowiedziała i uśmiechnęła się pierwszy raz tego wieczoru.

Tańczyliśmy niezgrabnie, śmiejąc się z własnej nieporadności. Czułem jej dłoń w swojej i przez chwilę świat przestał istnieć.

Po tańcu usiedliśmy na schodach przed klubem.

– Dziękuję ci – powiedziała cicho. – Gdyby nie ty…

– Co się stało?

Zawahała się przez moment.

– Bartek… On… Próbował mnie pocałować ostatnio w windzie. Odtrąciłam go, a on rozpuścił plotki o mnie po całym biurze. Nikt mi nie wierzy.

Poczułem gniew. Chciałem coś zrobić, ale wiedziałem, że jestem za słaby.

Następnego dnia w pracy atmosfera była napięta. Bartek udawał niewiniątko, a dziewczyny szeptały za plecami Natalii. Postanowiłem działać po swojemu – napisałem anonimowego maila do działu HR z opisem sytuacji. Wiedziałem, że ryzykuję własną reputację, ale nie mogłem pozwolić na takie traktowanie Natalii.

Kilka dni później Bartek został wezwany na rozmowę dyscyplinarną. Plotki ucichły. Natalia zaczęła znów się uśmiechać.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie.

– Michał? Możemy się spotkać?

Siedzieliśmy na ławce w parku przy Polach Mokotowskich. Opowiedziała mi o swoim dzieciństwie – ojciec alkoholik, matka wiecznie nieobecna. Zrozumiałem wtedy, że oboje nosimy swoje rany.

Zaczęliśmy spotykać się częściej – najpierw na kawie po pracy, potem na długich spacerach po mieście. Matka była wściekła.

– Znowu wychodzisz?! Zostawiasz mnie samą?!

– Mamo, mam prawo do własnego życia!

– Po moim trupie! Ta twoja Natalia cię wykorzystuje!

Wybuchłem pierwszy raz od lat:

– To ty mnie wykorzystujesz! Całe życie podporządkowałem tobie!

Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem z domu. Przez całą noc błąkałem się po mieście. Nad ranem zadzwoniłem do Natalii.

– Mogę przyjść?

Przyjęła mnie bez słowa. Siedzieliśmy razem na kanapie i płakaliśmy – każde nad swoim życiem.

Po kilku tygodniach wynająłem kawalerkę na Ursynowie. Matka przestała się do mnie odzywać. Natalia była przy mnie każdego dnia.

Któregoś wieczoru zatańczyliśmy razem w kuchni przy dźwiękach starego radia. Byliśmy niezdarni i szczęśliwi.

Ale życie nie jest bajką. Po kilku miesiącach Natalia zaczęła się wycofywać. Coraz częściej milczała, unikała dotyku.

– Co się dzieje? – zapytałem pewnej nocy.

– Michał… Ja… Nie potrafię być szczęśliwa. Boję się bliskości…

Próbowałem ją przekonać, że razem damy radę, ale ona zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.

W końcu odeszła bez słowa wyjaśnienia. Zostałem sam w pustej kawalerce z radiem grającym cicho „Tańcz ze mną” Budki Suflera.

Minęły dwa lata. Matka zachorowała na raka i musiałem wrócić do rodzinnego mieszkania. Opiekowałem się nią do końca jej dni – bez żalu, ale też bez miłości.

Czasem mijam Natalię na ulicy – zawsze spieszy się gdzieś z nowym facetem u boku. Uśmiecha się do mnie smutno i idzie dalej.

Czy warto było wyjść z cienia dla kilku chwil szczęścia? Czy lepiej żyć samotnie niż pozwolić sobie na ból rozstania?

A może każdy z nas ma tylko jeden taniec do zatańczenia w życiu? Jak myślicie?