„Za każdym razem, gdy zięć wraca do domu, muszę uciekać lub się chować” – historia matki, która walczy o miejsce w życiu wnuka

– Mamo, proszę, schowaj się do pokoju, zaraz wróci Tomek – szepnęła do mnie Ania, nerwowo poprawiając włosy. Stałam w kuchni z kubkiem herbaty, a serce waliło mi jak młotem. Słyszałam już, jak na klatce schodowej rozlega się dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Znowu. Znowu muszę udawać, że mnie tu nie ma.

Nie rozumiem mojego zięcia. Tomek jest dobrym człowiekiem – kocha moją córkę, dba o dom, zarabia więcej niż kiedykolwiek mogłam sobie wymarzyć dla Ani. Ale od początku naszego poznania coś było nie tak. Zawsze czułam się przy nim jak intruz. Nawet kiedy Ania była w ciąży i potrzebowała pomocy, Tomek patrzył na mnie z dystansem, jakbym miała zaraz coś popsuć.

Najgorsze zaczęło się po narodzinach Jasia. Byłam wtedy codziennie u nich – pomagałam przy dziecku, gotowałam obiady, sprzątałam. Ania była wykończona, a ja czułam się potrzebna. Ale Tomek wracał z pracy i od progu rzucał krótkie „dobry wieczór”, po czym zamykał się z Anią i Jasiem w salonie. Czułam się jak służąca.

Pewnego dnia usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– Aniu, mówiłem ci już, że nie chcę, żeby twoja mama tu była cały czas. To nasz dom.
– Ale Tomek, ona tylko pomaga…
– Nie chcę jej tu widzieć, kiedy wracam z pracy. Chcę mieć spokój po całym dniu.

Zamarłam. Łzy napłynęły mi do oczu. Wyszłam wtedy po cichu, nie żegnając się nawet z wnukiem. Przez kilka dni nie odbierałam telefonu od Ani. Czułam się upokorzona i niepotrzebna.

Ale Ania zadzwoniła ponownie:
– Mamo, proszę… Ja sobie nie radzę sama. Tomek jest dobrym ojcem, ale go ciągle nie ma. Ja potrzebuję ciebie.

Wróciłam więc – ale już zawsze z duszą na ramieniu. Gdy tylko słyszałam windę lub kroki na klatce schodowej, chowałam się do pokoju gościnnego albo wychodziłam tylnymi drzwiami na balkon. Czasem siedziałam tam nawet godzinę, marznąc zimą i płacząc w ciszy.

Z czasem zaczęłam zauważać, że Jasio też czuje napięcie. Gdy bawiłam się z nim na dywanie i nagle musiałam zniknąć, patrzył na mnie pytająco:
– Babciu, czemu idziesz?
Nie umiałam mu odpowiedzieć.

Próbowałam rozmawiać z Tomkiem:
– Tomek… Ja tylko chcę pomóc Ani i być z Jasiem. Przecież nie przeszkadzam wam.
Spojrzał na mnie chłodno:
– Pani Mario, to jest nasz dom i nasze zasady. Proszę to uszanować.

Czułam się jak powietrze – niewidzialna i zbędna. Zaczęłam się zastanawiać: może rzeczywiście przesadzam? Może powinnam dać im więcej przestrzeni? Ale Ania ciągle prosiła o pomoc. Była coraz bardziej zmęczona i rozdrażniona.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie zapłakana:
– Mamo… Ja już nie daję rady. Tomek mówi, że przesadzasz, ale ja nie wiem już, co robić…

Wtedy postanowiłam porozmawiać z Tomkiem raz jeszcze – tym razem szczerze i bez ogródek.

– Tomek – zaczęłam drżącym głosem – wiem, że nie jestem idealna i może czasem za bardzo się wtrącam… Ale kocham Anię i Jasia. Nie chcę być dla was ciężarem.
On spojrzał na mnie zaskoczony:
– Pani Mario… Ja po prostu chcę mieć dom tylko dla nas. Chcę być ojcem dla Jasia, a nie gościem we własnym domu.

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: on czuje się zagrożony moją obecnością. Może boi się, że odbieram mu rolę głowy rodziny? Może czuje się niewystarczający?

Ale co ze mną? Co z moim prawem do bycia babcią? Czy naprawdę muszę wybierać między własnym szczęściem a spokojem córki?

Od tamtej rozmowy widuję Jasia rzadziej. Ania czasem przychodzi do mnie z wnukiem na kilka godzin. Ale w ich domu jestem gościem tylko wtedy, gdy Tomka nie ma.

Czuję pustkę i żal. Każdego dnia pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy naprawdę jestem problemem?

Czasem patrzę na zdjęcia Jasia i myślę: ile jeszcze takich babć jak ja musi chować się przed własną rodziną?

Czy naprawdę można być niechcianym przez własne dziecko i wnuka? A może to ja powinnam nauczyć się odpuszczać?