Zbyt późno na wybaczenie – historia Anny Maj
Telefon zadzwonił o czwartej nad ranem. Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak młotem. Przez chwilę patrzyłam na wyświetlacz, nie mogąc uwierzyć – numer mojej siostry, Marii, której nie widziałam od pięciu lat. Odebrałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
– Anka, przyjedź. Mama jest w szpitalu. Lekarze mówią, że to kwestia godzin – usłyszałam w słuchawce jej zachrypnięty głos. – Ona… ona cię woła. Prosiła, żebyś przyjechała.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. – Maria, przecież wiesz, że…
– Wiem, Anka. Ale jeśli nie przyjedziesz teraz, możesz już nigdy nie mieć okazji. – W tle słyszałam szloch. – Proszę cię, siostro. Dla niej. Dla siebie.
Rzuciłam telefon na łóżko i zaczęłam chodzić po pokoju. Mój mąż, Tomek, obudził się i spojrzał na mnie zaspanymi oczami.
– Co się stało?
– Mama… jest w szpitalu. Umiera. Maria dzwoniła. Chce, żebym przyjechała.
Tomek usiadł na łóżku, milcząc przez chwilę. – Pojedziesz?
– Nie wiem – wyszeptałam. – Po tym wszystkim…
Przez lata nie rozmawiałam z matką. Po śmierci taty wszystko się posypało. Kłóciliśmy się o dom, o pieniądze, o to, kto ma rację. Ale najbardziej bolało mnie to, że mama zawsze stawała po stronie Marii. Czułam się niewidzialna, niepotrzebna. W końcu wykrzyczałam jej w twarz, że nie chcę jej znać. Że nie jest już moją matką.
Od tamtej pory minęło pięć lat. Pięć lat ciszy, gniewu, żalu. Pięć lat, podczas których rodziłam dzieci, zmieniałam pracę, przeprowadzałam się, a ona… była tylko cieniem w mojej pamięci.
Tomek podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. – Anka, jeśli nie pojedziesz, będziesz tego żałować do końca życia.
Płakałam, pakując się w pośpiechu. Syn, Kuba, obudził się i przyszedł do kuchni, przecierając oczy.
– Mamo, gdzie jedziesz?
– Do babci, kochanie. Jest chora. Muszę ją zobaczyć.
– Mogę jechać z tobą?
Pokręciłam głową. – Zostaniesz z tatą. Muszę to załatwić sama.
Droga do rodzinnego miasta, do Olsztyna, była jak podróż w przeszłość. Każde drzewo, każdy przystanek przypominał mi dzieciństwo. Wspólne wakacje nad jeziorem, zapach świeżo pieczonego chleba, śmiech Marii, kiedy bawiłyśmy się w chowanego. I matka – zawsze silna, zawsze wymagająca, ale kochająca na swój sposób.
W szpitalu Marię poznałam od razu. Stała na korytarzu, blada, z podkrążonymi oczami. Rzuciła mi się na szyję.
– Bałam się, że nie przyjedziesz – szepnęła.
– Nie mogłam inaczej – odpowiedziałam cicho.
Weszłyśmy razem do sali. Mama leżała na łóżku, podłączona do aparatury. Wyglądała jak cień samej siebie. Skóra cienka jak pergamin, włosy siwe, oczy zamknięte. Przez chwilę stałam w progu, nie mogąc się ruszyć.
– Mamo… – wyszeptałam.
Otworzyła oczy. Spojrzała na mnie, jakby nie wierzyła, że to naprawdę ja.
– Aniu… moja dziewczynko…
Łzy popłynęły mi po policzkach. Usiadłam przy jej łóżku i ujęłam jej dłoń. Była zimna, koścista.
– Przepraszam, mamo. Za wszystko. Za te słowa… za te lata ciszy…
Uśmiechnęła się słabo. – Ja też przepraszam. Byłam uparta. Chciałam dobrze… ale nie umiałam.
Maria stała z boku, ocierając łzy. – Zawsze o tobie mówiła, Anka. Zawsze czekała, aż wrócisz.
– Zmarnowałyśmy tyle czasu – szepnęłam.
Mama ścisnęła moją dłoń. – Najważniejsze, że jesteś. Teraz… już nic nie boli.
Siedziałam przy niej całą noc. Opowiadałam jej o Kubie, o Tomku, o pracy. Słuchała, czasem przymykała oczy, czasem uśmiechała się przez łzy. Nad ranem jej oddech stał się płytki. Lekarz wszedł do sali i spojrzał na nas z powagą.
– To już niedługo – powiedział cicho.
Trzymałam mamę za rękę do końca. Odeszła spokojnie, z moim imieniem na ustach.
Po pogrzebie wróciłam do pustego domu rodzinnego. Maria siedziała przy stole, bawiąc się kluczami.
– Myślisz, że nam wybaczyła? – zapytała.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale chyba najtrudniej jest wybaczyć sobie.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie wciąż słyszałam słowa mamy, czułam jej dłoń w swojej. Zrozumiałam, że przez lata pozwoliłam, by duma i żal odebrały mi coś najcenniejszego – czas z matką. I tego już nie da się naprawić.
Dziś, patrząc na zdjęcie mamy, pytam siebie: czy naprawdę warto było tyle lat żyć w gniewie? Czy wybaczenie nie jest ważniejsze niż racja? Może ktoś z was zna odpowiedź…