Zdrada w dziewiątym miesiącu: Jak odnalazłam siłę, by wybaczyć ojcu mojego dziecka

— Nie możesz mi tego zrobić, Michał! — krzyknęłam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. Stał w progu naszego mieszkania, z torbą przewieszoną przez ramię, a jego wzrok błądził gdzieś poza mną, jakby już wtedy był daleko. — Muszę, Cora. Po prostu muszę — odpowiedział cicho, unikając mojego spojrzenia. — Przepraszam.

To był dziewiąty miesiąc ciąży. Nasz syn miał przyjść na świat za dwa tygodnie. Zawsze myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach albo w opowieściach innych kobiet — nigdy nie wierzyłam, że mnie spotka coś takiego. Michał był moją pierwszą wielką miłością, poznaliśmy się na studiach w Krakowie, razem wynajmowaliśmy kawalerkę na Podgórzu. Przez cztery lata byliśmy nierozłączni. A potem… po prostu odszedł.

Przez pierwsze dni nie mogłam uwierzyć. Leżałam na kanapie, gapiąc się w sufit, a w brzuchu czułam ruchy naszego dziecka. Mama przyjechała z Tarnowa, żeby mi pomóc, ale jej obecność tylko podkreślała moją porażkę. — Cora, musisz być silna dla małego — powtarzała. Ale ja nie chciałam być silna. Chciałam tylko, żeby Michał wrócił.

Poród był szybki i bolesny. Trzymałam mamę za rękę i krzyczałam z bólu i rozpaczy. Kiedy położna położyła mi synka na piersi, poczułam coś dziwnego — mieszaninę miłości i żalu. Nazwałam go Janek, tak jak planowaliśmy z Michałem.

Pierwsze miesiące były jak mgła. Nie spałam po nocach, Janek płakał niemal bez przerwy. W dzień chodziłam po mieszkaniu jak cień samej siebie. Czasem łapałam się na tym, że mówię do pustych ścian: — Michał, widzisz co zrobiłeś? Widzisz?

Mama próbowała mnie wyciągnąć z tej otchłani. — Cora, idź do kościoła, pomódl się. Może tam znajdziesz spokój. — Przewracałam oczami, ale pewnego dnia poszłam. Usiadłam w ostatniej ławce i zaczęłam płakać. Modliłam się o siłę, o sens, o cokolwiek.

Z czasem zaczęło być lepiej. Znalazłam pracę w przedszkolu jako pomoc nauczyciela. Janek rósł jak na drożdżach — był moim promykiem słońca. Każdego dnia powtarzałam sobie: „Dla niego muszę być silna”.

Minęły trzy lata. Pewnego popołudnia zadzwonił domofon.

— Cora? To ja… Michał.

Serce zamarło mi w piersi. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go — starszego, zarośniętego, z oczami pełnymi żalu.

— Przyszedłem… Przeprosić. I zobaczyć Janka.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam w progu jak sparaliżowana.

— Dlaczego teraz? — wyszeptałam.

— Popełniłem błąd… Bałem się odpowiedzialności… Ale przez te trzy lata nie mogłem przestać myśleć o was.

Wpuściłam go do środka. Janek bawił się klockami na dywanie i spojrzał na Michała z ciekawością.

— To jest twój tata — powiedziałam cicho.

Michał ukląkł obok niego i łzy popłynęły mu po policzkach.

Wieczorem mama zadzwoniła:

— Tylko nie daj się nabrać na jego słowa! Ludzie się nie zmieniają! — krzyczała przez telefon.

Ale ja już nie byłam tą samą Corą co trzy lata temu. Przez te lata nauczyłam się żyć bez niego, nauczyłam się ufać sobie i Bogu.

Przez kolejne tygodnie Michał przychodził regularnie. Bawił się z Jankiem, zabierał go na spacery do parku Jordana. Widziałam, że stara się być ojcem. Ale czy mogę mu wybaczyć?

Pewnej niedzieli poszliśmy razem do kościoła. Siedziałam obok Michała i Janka, a ksiądz mówił o przebaczeniu: „Nie siedem razy masz przebaczyć, lecz siedemdziesiąt siedem razy”.

Po mszy Michał zatrzymał mnie przed kościołem.

— Cora… Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę. Ale kocham was i chcę być częścią waszego życia.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam strach i nadzieję jednocześnie.

Wieczorem długo rozmawiałam z mamą.

— On cię skrzywdził! — powtarzała uparcie.

— Mamo… A jeśli ludzie naprawdę mogą się zmienić? Jeśli Bóg daje nam szansę na nowy początek?

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Modliłam się o znak, o siłę do podjęcia decyzji.

Rano spojrzałam na śpiącego Janka i poczułam spokój. Wiedziałam już, co muszę zrobić.

Zaprosiłam Michała na rozmowę.

— Możesz być ojcem Janka — powiedziałam stanowczo. — Ale zanim znów ci zaufam jako partnerowi… Musisz mi to udowodnić. I sobie też.

Michał skinął głową ze łzami w oczach.

Dziś mija rok od tamtej rozmowy. Michał jest obecny w życiu Janka każdego dnia. Nie jesteśmy razem jako para, ale jesteśmy rodziną dla naszego syna.

Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy wybaczenie to słabość czy siła? Może właśnie w przebaczeniu kryje się prawdziwa moc? Co wy byście zrobili na moim miejscu?