Zdrada w rodzinie: Jak chciwość zniszczyła nasze życie

Drzwi trzasnęły z hukiem, gdy ojciec wrócił do domu tego wieczoru. Był listopad, deszcz bębnił o parapet, a w powietrzu wisiała jakaś złowroga cisza. Miałem wtedy siedemnaście lat i już od dawna czułem, że coś w naszej rodzinie pęka. Ale tego dnia wszystko się zaczęło.

– Gdzie jest mama? – zapytał ojciec, rzucając mokrą kurtkę na podłogę.

– W kuchni – odpowiedziałem cicho, nie odrywając wzroku od podręcznika do matematyki. Udawałem, że się uczę, choć w głowie miałem tylko chaos.

Ojciec wszedł do kuchni z walizką, której nigdy wcześniej nie widziałem. Mama spojrzała na niego z niepokojem.

– Co to jest, Andrzej? – zapytała, ścierając ręce o fartuch.

– Nasza przyszłość – odpowiedział tajemniczo. – Od dziś wszystko się zmieni.

Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że ta walizka była początkiem końca mojego dzieciństwa.

W nocy podsłuchałem ich rozmowę. Ojciec mówił o jakimś interesie z kolegą z pracy, o pieniądzach, które „wreszcie pozwolą nam żyć jak ludzie”. Mama była sceptyczna.

– Andrzej, nie chcę żadnych szemranych interesów! – syknęła. – Już raz przez twoje pomysły prawie straciliśmy mieszkanie!

– Tym razem się uda! – przekonywał ją gorączkowo. – Musisz mi zaufać.

Ale mama nie ufała. Ja też nie ufałem. Następnego dnia zobaczyłem ojca rozmawiającego przez telefon na klatce schodowej. Szeptał coś o „przelewach”, „umowie” i „prowizji”.

Wkrótce w domu zaczęły pojawiać się nowe rzeczy: telewizor plazmowy, ekspres do kawy, markowe ubrania dla mojej młodszej siostry Oli. Mama coraz częściej płakała po nocach.

Pewnego wieczoru usłyszałem ich kłótnię:

– Skąd masz te pieniądze?! – krzyczała mama.

– Z pracy! Dostałem premię! – kłamał ojciec.

– Nie wierzę ci! – szlochała. – Co ty kombinujesz?

Wtedy pierwszy raz zobaczyłem w oczach ojca strach. Ale nie przestał. Wręcz przeciwnie – coraz częściej znikał na całe noce. Zaczęły przychodzić dziwne listy, czasem ktoś dzwonił i rozłączał się bez słowa.

Pewnego dnia do drzwi zapukała policja. Mama zbladła jak ściana. Ojciec próbował udawać spokój, ale ręce mu drżały.

– Panie Andrzeju Nowak? – spytał policjant.

– Tak…

– Proszę z nami na komisariat. Chodzi o podejrzenie oszustwa finansowego.

Mama upadła na krzesło. Ola zaczęła płakać. Ja stałem jak sparaliżowany.

Po kilku godzinach ojciec wrócił do domu z policją. Przeszukali cały dom, zabrali komputer i dokumenty. Mama patrzyła na niego z nienawiścią.

– Zrujnowałeś nas! – wykrzyczała mu prosto w twarz.

Ojciec próbował tłumaczyć się przed nami wszystkimi:

– Robiłem to dla was! Chciałem tylko, żebyśmy mieli lepiej!

Ale nikt już nie chciał słuchać jego tłumaczeń.

Od tego dnia wszystko się zmieniło. W szkole zaczęli szeptać za moimi plecami. „To ten od oszusta” – mówili koledzy. Nauczyciele patrzyli na mnie z litością albo podejrzliwością. Ola przestała wychodzić z pokoju.

Mama zaczęła pracować na dwie zmiany w sklepie spożywczym. Ja dorabiałem roznosząc ulotki po blokach na naszym osiedlu w Katowicach. Ojciec… był coraz bardziej nieobecny. Czasem znikał na kilka dni, potem wracał pijany i próbował przepraszać.

Pewnego wieczoru wrócił do domu z podbitym okiem i rozciętą wargą.

– Co się stało? – zapytałem, choć bałem się odpowiedzi.

– To przez mnie… przez te długi…

Mama nie odezwała się ani słowem. Po prostu zamknęła się w łazience i długo płakała pod prysznicem.

Wkrótce przyszło pismo z sądu: komornik zajmuje nasze mieszkanie za długi ojca. Musieliśmy się wyprowadzić do babci na wieś pod Gliwicami. Tam też nie było łatwo – babcia wyrzucała ojcu wszystko w twarz:

– Zawsze byłeś łasy na pieniądze! Nigdy nie potrafiłeś uczciwie pracować!

Ojciec siedział cicho, patrząc w podłogę. Ja czułem tylko wstyd i gniew.

Z czasem mama zaczęła odbudowywać nasze życie od nowa. Znalazła lepszą pracę w piekarni, Ola powoli wracała do siebie dzięki wsparciu szkolnej psycholog. Ja zdałem maturę i dostałem się na studia dzienne na Uniwersytecie Śląskim.

Ojciec… wyprowadził się do swojego brata w Zabrzu. Próbował czasem dzwonić, ale nikt nie chciał z nim rozmawiać. Ostatni raz widziałem go na pogrzebie babci – stał z boku, sam jak palec.

Czasami zastanawiam się, czy gdyby nie ta chciwość, bylibyśmy szczęśliwą rodziną. Czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy pieniądze naprawdę są warte rozbicia rodziny?

Dziś mam własną rodzinę i staram się być innym ojcem niż mój. Ale czasem budzę się w nocy zlany potem i słyszę w głowie tamten huk drzwi…

Czy można uciec przed błędami rodziców? Czy jesteśmy skazani powtarzać ich historie? Co wy myślicie?