Dlaczego zabroniłam mojej córce rozwodu z bogatym mężem: Czy naprawdę nie widzi, jak bardzo ma szczęście?

— Mamo, ja już dłużej nie wytrzymam! — krzyknęła Julia, trzaskając drzwiami do kuchni. Jej głos drżał od łez i gniewu. Stałam przy zlewie, myjąc filiżanki po kawie, i poczułam, jak serce mi zamiera. Znowu ten temat. Znowu ten sam dramat.

Odwróciłam się powoli, patrząc na jej roztrzęsioną sylwetkę. — Julia, czy ty w ogóle rozumiesz, co robisz? — zapytałam cicho, choć w środku wrzałam. — Masz wszystko, o czym ja mogłam tylko marzyć. Dom z ogrodem w Wilanowie, samochód, podróże po świecie… I ty chcesz to wszystko wyrzucić przez okno?

Julia spojrzała na mnie z wyrzutem. — Mamo, to nie jest życie! To złota klatka! Michał mnie nie kocha. On mnie traktuje jak ozdobę do swojego sukcesu. Ja się duszę!

Przez chwilę milczałam. W głowie miałam obrazy mojego własnego dzieciństwa: ciasne mieszkanie w bloku na Pradze, wieczne oszczędzanie na wszystkim, matka płacząca po nocach nad rachunkami. Przysięgłam sobie wtedy, że moja córka nigdy nie będzie musiała się tak martwić o jutro.

— Julia, posłuchaj mnie — zaczęłam stanowczo. — Ja całe życie harowałam, żebyś miała lepiej. Ty zawsze mówiłaś, że chcesz mieć bogatego męża. Sama wybrałaś Michała! To nie jest bajka, ale przynajmniej nie musisz się martwić o pieniądze.

Julia odwróciła wzrok. — Może wtedy byłam głupia… Może nie wiedziałam, co jest ważne. Ale teraz wiem, że pieniądze to nie wszystko.

Zacisnęłam dłonie na blacie stołu. — A co jest ważniejsze? Miłość? Przecież miłość przemija! Zostają tylko rachunki i codzienność. Widzisz te kobiety, które po rozwodzie ledwo wiążą koniec z końcem? Chcesz być jedną z nich?

— Wolę być biedna i wolna niż bogata i nieszczęśliwa! — wybuchła Julia.

Poczułam, jak narasta we mnie bezsilność. Czy ona naprawdę nie widzi tego, co ja widzę? Czy nie rozumie, ile poświęciłam dla jej szczęścia?

Wróciły wspomnienia: jak szyłam jej sukienki na studniówkę z tanich materiałów, jak odkładałam każdy grosz na jej korepetycje z angielskiego, jak płakałam ze szczęścia, gdy dostała się na studia prawnicze. A potem ta duma, gdy poznała Michała – przystojnego, ambitnego prawnika z bogatej rodziny. Wszyscy sąsiedzi zazdrościli mi takiego zięcia.

— Julia… — zaczęłam łagodniej. — Ja tylko chcę dla ciebie dobrze. Wiem, że Michał nie jest ideałem. Ale on cię szanuje. Nigdy cię nie uderzył, nigdy nie zdradził… To naprawdę tak wiele?

Julia spojrzała na mnie z bólem w oczach. — Mamo, on mnie nie słucha. On nawet nie wie, kim jestem. Wszystko musi być pod linijkę: kolacje biznesowe, przyjęcia dla jego znajomych… Ja nawet nie mogę wybrać koloru zasłon w salonie bez jego zgody! Czuję się jak mebel.

Westchnęłam ciężko. — Może przesadzasz… Może powinnaś spróbować jeszcze raz z nim porozmawiać?

— Próbowałam! — krzyknęła Julia. — On mówi tylko o pracy i pieniądzach! Nawet nie pamięta o moich urodzinach!

W tej chwili zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran: „Michał”. Odruchowo odebrałam.

— Dzień dobry, pani Anno — usłyszałam jego chłodny głos. — Czy Julia jest u pani? Nie odbiera ode mnie telefonu.

— Jest… Jest trochę zmęczona — odpowiedziałam wymijająco.

— Proszę jej powiedzieć, że czekam na nią w domu. Musimy porozmawiać.

Rozłączył się bez słowa pożegnania. Spojrzałam na Julię.

— Michał czeka na ciebie w domu.

Julia westchnęła ciężko i usiadła przy stole. — Mamo… Ja już podjęłam decyzję. Złożyłam papiery rozwodowe.

Poczułam, jak świat mi się wali pod nogami.

— Jak mogłaś?! Nawet ze mną nie porozmawiałaś!

— Bo wiedziałam, co powiesz… Że jestem niewdzięczna, że marnuję swoją szansę… Ale ja już nie mogę żyć dla ciebie!

W tej chwili poczułam coś dziwnego – mieszaninę gniewu i żalu. Czy naprawdę całe moje życie było błędem? Czy wychowałam córkę na egoistkę? A może to ja jestem egoistką?

Przez następne dni chodziłam jak cień po domu. Nie mogłam spać ani jeść. Wszyscy znajomi pytali: „Co u Julii? Jak Michał?” Kłamałam przez zaciśnięte zęby: „Wszystko dobrze”.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie sąsiadka z bloku na Pradze.

— Anka, słyszałam o Julii… Wiesz co? Moja Basia też się rozwiodła. Teraz mieszka sama z dzieckiem w kawalerce i mówi, że nigdy nie była szczęśliwsza.

Zawahałam się. Czy to możliwe? Czy szczęście naprawdę nie zależy od pieniędzy?

Kilka dni później Julia przyszła do mnie z walizką.

— Mamo… Potrzebuję czasu. Mogę się u ciebie zatrzymać?

Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu. W końcu przytuliłam ją mocno.

Dziś siedzę sama przy kuchennym stole i myślę o wszystkim od nowa. Czy naprawdę chciałam dla niej szczęścia – czy tylko spełnienia własnych niespełnionych marzeń? Czy można zmusić kogoś do bycia szczęśliwym według własnych wyobrażeń?

Może czasem trzeba pozwolić dziecku upaść i podnieść się samemu? Może prawdziwe szczęście to wolność wyboru – nawet jeśli ten wybór wydaje się nam błędny?

Ciekawa jestem… Co wy byście zrobili na moim miejscu?