Nie potrzebuję waszej troski – historia Weroniki Nowak
Nie potrzebuję waszej troski. Powtarzam to sobie w myślach, kiedy z trudem wspinam się na piąte piętro starej kamienicy na Pradze. Torby z zakupami wbijają mi się w dłonie, a kolana bolą po każdym kolejnym schodku. Siedemdziesiąt trzy lata – tyle mam, choć nigdy nie pozwalam sobie o tym myśleć. Zawsze byłam silna. Zawsze sama sobie radziłam.
– Ciociu Weroniko! – słyszę nagle znajomy głos z dołu. To Ania, córka mojej siostry, która od kilku miesięcy mieszka dwie klatki dalej. – Pomóc ci?
Zatrzymuję się i odwracam z wymuszonym uśmiechem. – Dziękuję, dam sobie radę – odpowiadam szybko, zanim zdąży podejść bliżej. Widzę w jej oczach troskę, której nie chcę. Nie potrzebuję litości, nie chcę być dla nikogo ciężarem.
Ania jednak nie ustępuje. – Ciociu, przecież widzę, że ci ciężko. Daj, zaniosę te torby.
– Powiedziałam, że dam radę! – mój głos brzmi ostrzej, niż zamierzałam. Ania cofa się o krok, a ja czuję ukłucie winy. Przecież ona chce dobrze. Ale ja… Ja nie chcę być kolejną staruszką, którą trzeba się opiekować.
Wchodzę do mieszkania i zamykam drzwi zbyt mocno. Cisza aż dzwoni w uszach. Odkładam zakupy na stół i siadam na krześle, próbując uspokoić oddech. W kuchni pachnie jeszcze wczorajszą zupą pomidorową. Przez okno wpada czerwcowe słońce, tańcząc na starych kafelkach.
Telefon dzwoni niemal natychmiast. To mój syn, Michał.
– Mamo, wszystko w porządku? – pyta bez przywitania.
– Tak, Michałku. Wszystko dobrze – kłamię odruchowo.
– Ania mówiła, że byłaś niemiła. Może powinnaś pozwolić sobie pomóc?
Zaciskam usta. – Nie jestem dzieckiem! – wybucham. – Poradzę sobie!
Po drugiej stronie słyszę westchnienie. – Mamo, martwimy się o ciebie. Jesteś sama…
– I dobrze mi z tym! – przerywam mu i odkładam słuchawkę.
Cisza wraca jak bumerang. Przechodzę do salonu i patrzę na zdjęcia stojące na półce: mój mąż Janek z młodych lat, dzieci na wakacjach nad morzem, ja z siostrą na działce pod Warszawą. Wszyscy gdzieś poszli dalej, a ja zostałam tu sama z tymi wspomnieniami.
Wieczorem dzwonek do drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Otwieram niechętnie. To sąsiadka, pani Zofia.
– Weroniko, zrobiłam za dużo pierogów. Może chcesz trochę? – pyta z uśmiechem.
– Dziękuję, nie jestem głodna – odpowiadam chłodno.
Widzę rozczarowanie w jej oczach. Znowu kogoś zraniłam przez swoją dumę.
Nocą długo nie mogę zasnąć. Myśli krążą wokół tego jednego pytania: dlaczego tak bardzo boję się przyjąć pomoc? Czy naprawdę jestem jeszcze taka silna? Czy może po prostu boję się przyznać do słabości?
Następnego dnia rano budzi mnie dźwięk sms-a: „Ciociu, przepraszam za wczoraj. Kocham cię i zawsze będę blisko”. To Ania.
Przez chwilę patrzę na ekran telefonu i czuję łzy pod powiekami. Może powinnam zadzwonić? Przeprosić? Ale przecież…
W południe idę do sklepu po świeże bułki. Na klatce spotykam pana Stefana z trzeciego piętra.
– Dzień dobry, pani Weroniko! Jak zdrowie?
– Dziękuję, dobrze – odpowiadam automatycznie.
– Wie pani, moja córka mówiła, że może byśmy zamówili windę dla naszej klatki…
Przerywam mu gwałtownie: – Nie trzeba! Damy sobie radę bez tych nowoczesnych wynalazków!
Pan Stefan patrzy na mnie zdziwiony i odchodzi bez słowa.
Wracam do mieszkania i siadam przy oknie. Patrzę na dzieci bawiące się na podwórku i młode matki rozmawiające ze sobą na ławkach. Kiedyś byłam taka jak one – pełna energii, otoczona ludźmi. Teraz coraz częściej czuję się jak cień samej siebie.
Wieczorem znów dzwoni Michał.
– Mamo…
Tym razem nie przerywam mu od razu.
– Może chciałabyś przyjechać do nas na weekend? Dzieci za tobą tęsknią…
Milczę przez chwilę.
– Michałku… Ja już nie jestem taka jak dawniej. Nie chcę być ciężarem…
– Mamo! Nigdy nie byłaś ciężarem! Chcemy ci pomóc, bo cię kochamy!
Słyszę w jego głosie szczerość i wzruszenie. Po policzku spływa mi łza.
Może czas przestać udawać silną? Może czas pozwolić sobie na odrobinę słabości?
Patrzę w lustro i widzę starą kobietę z upartym spojrzeniem. Ale widzę też matkę, babcię, przyjaciółkę…
Czy naprawdę tak trudno przyjąć czyjąś troskę? Czy duma jest ważniejsza niż bliskość drugiego człowieka?
Może warto czasem pozwolić sobie pomóc…