To tylko rzeczy. Ale czy na pewno? – Historia o stracie, rodzinie i niezrozumieniu
– To tylko rzeczy, babciu. Pozbywam się ich tak, jak uważam za słuszne – powiedziała z chłodnym spokojem, nie patrząc mi w oczy. Piper, moja wnuczka, stała w progu mojego mieszkania z workiem pełnym starych książek i porcelanowych figurek, które jeszcze rano stały na mojej półce.
Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Moje ręce drżały, serce waliło jak oszalałe. Przez chwilę nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Te rzeczy… To nie były tylko przedmioty. Każda filiżanka, każdy album ze zdjęciami miał swoją historię. Były świadkami mojego życia, mojego małżeństwa, dzieciństwa moich dzieci. A teraz Piper wrzucała je do worka na śmieci, jakby nic nie znaczyły.
– Piper, dlaczego to robisz? – zapytałam cicho, próbując ukryć łzy.
– Babciu, przecież sama mówiłaś, że tu jest za dużo gratów. Chciałam ci pomóc. Przecież nie potrzebujesz tego wszystkiego – odpowiedziała zniecierpliwiona.
Nie rozumiała. Nie widziała tego, co ja widziałam. Dla niej to były tylko stare rzeczy, dla mnie – kawałki życia. Przez chwilę miałam ochotę wyrwać jej ten worek z rąk i przytulić do siebie wszystkie te drobiazgi, jakby mogły mnie ochronić przed samotnością.
Od śmierci mojego męża minęło już pięć lat. Dzieci wyjechały za granicę – syn do Niemiec, córka do Anglii. Zostałam sama w trzypokojowym mieszkaniu na Mokotowie. Czasem odwiedzała mnie Piper – córka mojej córki. Młoda, energiczna dziewczyna, zawsze z telefonem w ręku i słuchawkami na uszach. Myślałam, że uda nam się znaleźć wspólny język. Próbowałam opowiadać jej o dawnych czasach, pokazywałam zdjęcia z młodości, uczyłam piec szarlotkę według przepisu mojej mamy. Ale ona zawsze była gdzieś obok, jakby nieobecna.
Dziś przyszła bez zapowiedzi. Weszła do mieszkania i od razu zaczęła przeglądać półki.
– Babciu, po co ci tyle tych starych książek? I kto jeszcze trzyma porcelanowe figurki? – rzuciła z lekkim uśmiechem.
– To pamiątki po twoim dziadku – odpowiedziałam spokojnie.
– Ale przecież on już nie żyje… – powiedziała bez cienia emocji.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.
Kiedy zobaczyłam ją pakującą moje rzeczy do worka na śmieci, poczułam się zdradzona. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.
– Piper, proszę cię… Zostaw to – powiedziałam drżącym głosem.
– Babciu, musisz się pogodzić z tym, że świat się zmienia. Nie możesz żyć przeszłością – odpowiedziała stanowczo.
Czy naprawdę nie mogę? Czy to źle, że chcę zachować choć odrobinę dawnych czasów?
Usiadłam ciężko na kanapie i ukryłam twarz w dłoniach. Piper stała przez chwilę w milczeniu, potem wzruszyła ramionami i wyszła do kuchni. Słyszałam jak otwiera szafki i przegląda kolejne rzeczy.
Wtedy przypomniałam sobie dzień, kiedy przeprowadziliśmy się z mężem do tego mieszkania. Byliśmy młodzi, pełni nadziei. Każdy mebel wybieraliśmy razem, każda rzecz miała swoją historię. Teraz wszystko miało zniknąć tylko dlatego, że komuś wydaje się niepotrzebne?
Po chwili Piper wróciła z kolejnym workiem.
– Babciu, naprawdę powinnaś zrobić tu porządek. Może wtedy poczujesz się lepiej – powiedziała łagodniej.
– Może… Ale czy ty rozumiesz, co dla mnie znaczą te rzeczy? – zapytałam cicho.
Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.
– To tylko rzeczy – powtórzyła.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Dla ciebie może tak. Ale dla mnie to całe życie! – krzyknęłam nagle.
Piper cofnęła się o krok. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
– Przepraszam… Nie chciałam cię zranić – powiedziała cicho i wyszła z pokoju.
Zostałam sama wśród pustych półek i worków pełnych wspomnień. Poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
Wieczorem zadzwoniła córka z Anglii.
– Mamo, Piper mówiła mi o waszej kłótni… Może rzeczywiście powinnaś trochę posprzątać? To dla twojego dobra – powiedziała łagodnie.
Zacisnęłam usta. Czy naprawdę nikt mnie nie rozumie?
Przez kolejne dni unikałam kontaktu z Piper. Nie odbierałam telefonów od córki. Czułam się zdradzona przez własną rodzinę.
Któregoś dnia zadzwonił domofon. To była sąsiadka, pani Zofia.
– Pani Haniu, wszystko w porządku? Dawno panią nie widziałam – zapytała troskliwie.
Opowiedziałam jej o wszystkim przy herbacie. Pani Zofia pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Młodzi teraz nie rozumieją wartości wspomnień… Ale może warto spróbować im to wyjaśnić? – powiedziała cicho.
Wieczorem długo myślałam nad jej słowami. Może rzeczywiście powinnam spróbować jeszcze raz porozmawiać z Piper?
Następnego dnia zadzwoniłam do niej.
– Piper… Chciałabym ci coś pokazać – powiedziałam niepewnie.
Przyszła po południu. Pokazałam jej album ze zdjęciami mojego dzieciństwa, listy od dziadka, stare pocztówki z wakacji nad morzem.
– Widzisz? Każda rzecz ma swoją historię… – powiedziałam cicho.
Piper przez chwilę milczała, potem uśmiechnęła się lekko.
– Może mogłybyśmy razem wybrać te najważniejsze rzeczy? A resztę oddać komuś, kto ich potrzebuje? – zaproponowała nieśmiało.
Poczułam ulgę. Może jednak jest szansa na porozumienie?
Dziś półki są trochę bardziej puste niż kiedyś. Ale najważniejsze rzeczy zostały ze mną. A Piper czasem przychodzi na herbatę i słucha moich opowieści.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę musimy pozbywać się przeszłości, żeby zrobić miejsce na przyszłość? Czy można znaleźć równowagę między tym, co było a tym, co dopiero przed nami? Może warto o tym porozmawiać…