Wstyd mojej córki: Czy miłość matki wystarczy, gdy nie stać mnie na więcej?
– Mamo, nie możesz po prostu raz mi pomóc? – głos Zuzanny drżał, ale nie było w nim już tej czułości, którą pamiętałam z jej dzieciństwa. Stała przede mną w nowym płaszczu, z torebką, której cena przekraczała moją miesięczną emeryturę. – Wiesz, że teściowie zawsze są gotowi wyłożyć pieniądze na wszystko…
Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty. W kuchni pachniało jeszcze świeżym chlebem, który upiekłam specjalnie dla niej. Zawsze tak robiłam, gdy miała przyjechać – chciałam, żeby czuła się tu jak w domu. Ale teraz czułam się jak intruz we własnym życiu.
– Zuzanno, wiesz dobrze, że nie mam takich pieniędzy – odpowiedziałam cicho. – Staram się jak mogę…
– Ale ja nie proszę cię o fortunę! Chodzi tylko o zaliczkę na mieszkanie! Gdybyś była bardziej zaradna…
Zabolało mnie to słowo. Zaradna. Przez całe życie byłam nauczycielką w podstawówce. Uczyłam dzieci czytać, pisać, rozumieć świat. Po śmierci mojego męża zostałam sama z Zuzanną – miałam wtedy 44 lata i całą miłość świata do oddania tej małej istocie. Nie miałam jednak oszczędności, bo wszystko szło na leczenie męża i codzienne potrzeby.
Patrzyłam na Zuzannę i widziałam w niej siebie sprzed lat – tęsknotę za lepszym życiem, za czymś więcej niż codzienność w bloku z wielkiej płyty. Ale ona miała coś jeszcze: teściów z Warszawy, którzy mogli kupić jej wszystko. Ja mogłam dać tylko siebie.
– Wiesz, że gdyby nie oni, nie mielibyśmy nawet wesela… – dodała Zuzanna ciszej.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przypomniałam sobie jej ślub – jak bardzo starałam się wyglądać godnie w pożyczonej sukience i jak bardzo bolało mnie to porównywanie do rodziców jej męża. Oni wręczyli młodym kopertę z sumą, o której nawet nie śniłam.
– Przepraszam cię, Zuziu – wyszeptałam. – Chciałabym móc ci pomóc…
– Po prostu… czasem wstydzę się przed Bartkiem i jego rodziną. Oni mają wszystko, a ja… mam tylko ciebie.
Te słowa rozdarły mnie na pół. Czy naprawdę bycie „tylko mną” to tak mało? Czy wszystkie lata samotnego wychowywania dziecka, noce spędzone na szyciu ubranek i nauce tabliczki mnożenia nic nie znaczą?
Po wyjściu Zuzanny długo siedziałam w kuchni. Przypominałam sobie jej dzieciństwo: pierwsze kroki, pierwszy dzień w szkole, wieczory z książkami pod kocem. Byłyśmy wtedy szczęśliwe mimo biedy. Ale teraz bieda stała się powodem do wstydu.
Kilka dni później zadzwoniła sąsiadka, pani Teresa.
– Słyszałam, że Zuzanna była u ciebie… Wszystko w porządku?
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Jak powiedzieć komuś, że własne dziecko się ciebie wstydzi? Że twoja miłość jest mniej warta niż pieniądze?
Wieczorem zadzwoniła Zuzanna.
– Mamo… przepraszam za tamto. Po prostu jestem zmęczona tym porównywaniem…
– Ja też jestem zmęczona – odpowiedziałam szczerze. – Ale nigdy nie przestanę cię kochać.
– Wiem…
Cisza po drugiej stronie była ciężka jak ołów.
Zaczęłam zastanawiać się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Może powinnam była wyjechać za granicę do pracy? Może powinnam była oszczędzać każdy grosz zamiast kupować jej książki i zabierać na wycieczki do teatru?
Ale potem przypomniałam sobie jej śmiech podczas tych wspólnych chwil. Czy naprawdę to wszystko było mniej warte niż pieniądze?
Kilka tygodni później przyszła do mnie znowu.
– Mamo…
Tym razem przytuliła mnie mocno. Poczułam jej łzy na ramieniu.
– Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że dałaś mi najwięcej jak mogłaś.
Nie odpowiedziałam od razu. Po prostu trzymałam ją w ramionach tak długo, aż obie się uspokoiłyśmy.
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy naprawdę można mierzyć wartość matki ilością pieniędzy? Czy miłość i poświęcenie są dziś nic niewarte? Może to świat się zmienił… a może to ja powinnam nauczyć się być dumna z tego, co dałam mojej córce – nawet jeśli to „tylko” moje serce.