Samotność po siedemdziesiątce: Czy naprawdę jestem ciężarem dla własnej córki?
— Mamo, nie mogę teraz rozmawiać, mam spotkanie w pracy! — głos Agnieszki był zirytowany, a ja poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Odłożyłam telefon na stół i przez chwilę patrzyłam w okno, na szare, listopadowe niebo. W moim mieszkaniu panowała cisza, którą przerywał tylko tykanie zegara. Miałam ochotę zapłakać, ale łzy już dawno przestały mi pomagać.
Mam na imię Jadwiga. Siedemdziesiąt lat życia za mną, a czuję się, jakbym dopiero zaczynała rozumieć, czym jest samotność. Mój mąż, Stanisław, odszedł pięć lat temu. Zostałam sama w naszym trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Córka Agnieszka mieszka z rodziną na drugim końcu miasta. Ma męża, dwóch synów — Kacpra i Bartka — i wiecznie brakuje jej czasu.
Kiedyś myślałam, że starość to czas odpoczynku, ciepłych herbat i rozmów z bliskimi. Teraz wiem, że to czas czekania. Czekania na telefon, na wizytę, na czyjeś słowo. Często łapię się na tym, że nie chcę dzwonić do Agnieszki, żeby jej nie przeszkadzać. Boję się, że jestem dla niej ciężarem.
— Mamo, musisz zrozumieć, że mam swoje życie! — powiedziała mi ostatnio podczas jednej z naszych rzadkich rozmów twarzą w twarz. — Nie mogę być u ciebie codziennie.
Wiem o tym. Rozumiem. Ale czy to znaczy, że nie mam prawa tęsknić? Że nie mogę poprosić o pomoc, kiedy nie radzę sobie z zakupami albo kiedy zepsuje się pralka?
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poczułam się naprawdę niepotrzebna. Było to w zeszłe święta Bożego Narodzenia. Siedziałam przy stole wśród gwaru rodziny Agnieszki — jej teściowa opowiadała o swoich problemach zdrowotnych, wnuki biegały po całym mieszkaniu. Nikt nie zapytał mnie o zdanie, nikt nie zauważył, że milczę. Czułam się przezroczysta.
Po powrocie do domu długo siedziałam w fotelu i patrzyłam na stare zdjęcia. Na jednym z nich trzymam malutką Agnieszkę na rękach. Była wtedy całym moim światem. Oddałam jej wszystko — czas, energię, marzenia. Teraz ona ma swój świat i coraz mniej miejsca dla mnie.
Ostatnio próbowałam znaleźć sobie zajęcie. Zapisałam się do klubu seniora. Ale tam wszyscy już się znają, mają swoje grupki i wspólne tematy. Czułam się obco. Próbowałam rozmawiać z sąsiadką z naprzeciwka, panią Haliną, ale ona też ma swoje życie i wnuki.
Czasem myślę o tym, żeby wyjechać na wieś do siostry, ale ona jest schorowana i ledwo daje sobie radę sama. Zresztą… czy to coś zmieni? Czy samotność nie podąży za mną wszędzie?
Kilka dni temu miałam gorszy dzień. Zepsuła się lodówka. Zadzwoniłam do Agnieszki.
— Mamo, nie mogę teraz przyjechać! Może poproś sąsiada albo zamów serwis przez internet? — powiedziała szybko i rozłączyła się.
Nie umiem zamawiać nic przez internet. Nie mam nawet smartfona. Poczułam się jak dziecko we mgle.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Basia — moja dawna koleżanka z pracy.
— Jadwiga, co u ciebie? — zapytała ciepło.
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się w słuchawkę.
— Czuję się taka sama… Jakbym nikomu już nie była potrzebna — wyszeptałam.
Basia milczała przez chwilę.
— Wiesz co? Jutro cię odwiedzę. Upiekę szarlotkę i pogadamy jak dawniej.
To był pierwszy promyk nadziei od dawna. Ale czy jedna szarlotka może uleczyć lata samotności?
Czasem zastanawiam się, czy to ja zrobiłam coś źle jako matka. Może za bardzo poświęciłam się Agnieszce? Może powinnam była mieć więcej własnych pasji i znajomych? Teraz czuję się jak cień jej życia — obecna tylko wtedy, gdy trzeba pomóc przy wnukach albo ugotować rosół na święta.
Ostatnio Agnieszka zadzwoniła wieczorem.
— Mamo… przepraszam za ostatnio. Wiem, że powinnam częściej dzwonić. Po prostu czasem brakuje mi sił… — jej głos był zmęczony.
— Rozumiem cię, kochanie — odpowiedziałam cicho. — Ale czasem chciałabym po prostu usłyszeć twoje „cześć”.
Usłyszałam westchnienie po drugiej stronie słuchawki.
— Postaram się poprawić — powiedziała i rozłączyła się szybko.
Nie wiem, czy coś się zmieni. Może muszę nauczyć się żyć ze swoją samotnością? Może powinnam znaleźć w sobie siłę, by jeszcze raz spróbować otworzyć się na ludzi?
Czasem pytam siebie: czy naprawdę jestem ciężarem dla własnej córki? A może to ja sama zamknęłam się w swojej samotności? Czy ktoś z Was też tak się czuje?