Między Dwoma Ojcami: Mój Najtrudniejszy Wybór w Przeddzień Ślubu

– Nie możesz mi tego zrobić, Marto! – głos taty rozbrzmiał w kuchni jak grzmot. Stałam przy zlewie, ściskając filiżankę tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Mama patrzyła na mnie z kąta, jej oczy błyszczały od łez, ale milczała. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż krzyk.

Jutro miał być mój ślub. Powinnam myśleć o sukni, kwiatach, pierwszym tańcu z Michałem. Zamiast tego od tygodnia nie spałam po nocach, rozważając jedno pytanie: kto poprowadzi mnie do ołtarza? Mój biologiczny ojciec – Janusz, którego widywałam tylko w święta i na urodzinach? Czy Andrzej – ojczym, który nauczył mnie jeździć na rowerze, pomagał przy maturze i był przy mnie, gdy miałam złamane serce?

– To nie jest takie proste… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Dla mnie jest! – Janusz podszedł bliżej. – Jestem twoim ojcem. To mój obowiązek i moje prawo.

Andrzej stał w drzwiach. Nie odezwał się ani słowem. Patrzył na mnie z tym swoim spokojem, który zawsze mnie uspokajał, ale dziś tylko pogłębił mój ból.

Pamiętam dzień, kiedy mama powiedziała mi prawdę. Miałam siedem lat. Janusz był wtedy tylko zdjęciem w albumie i głosem w telefonie. Andrzej przynosił mi kakao do łóżka, czytał bajki i tulił, gdy bałam się burzy. Gdy Janusz wrócił do naszego życia, byłam już nastolatką. Próbował nadrobić stracony czas – zabierał mnie do kina, kupował prezenty. Ale nigdy nie potrafił być blisko.

Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Michał.

– Kochanie, nie przejmuj się tym wszystkim. To twój dzień. Zrób tak, jak czujesz.

Ale ja nie wiedziałam już, co czuję. Każda decyzja wydawała się zdradą wobec któregoś z nich.

– Marto… – Andrzej odezwał się cicho. – Jeśli chcesz, żebym cię poprowadził, będę zaszczycony. Ale jeśli wybierzesz Janusza… zrozumiem.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością i bólem jednocześnie. Chciałam krzyczeć: „To ty jesteś moim tatą!” Ale bałam się zranić Janusza. Bałam się też siebie – tej części mnie, która wciąż czekała na jego akceptację.

Noc była długa. Siedziałam na łóżku w pokoju dziecięcym, wśród starych pluszaków i plakatów z czasów liceum. Przewracałam w dłoniach zdjęcia: ja z Andrzejem na Mazurach; ja z Januszem na komunii; ja sama na studniówce. Każde zdjęcie to inna historia, inna wersja mnie.

Nad ranem przyszła mama.

– Marto…

– Mamo, co mam zrobić? – zapytałam rozpaczliwie.

Usiadła obok mnie i objęła ramieniem.

– Nie ma dobrej odpowiedzi. Ale pamiętaj: to twoje życie. Nie możesz żyć dla czyjegoś szczęścia.

Zasnęłam na chwilę. Obudził mnie dźwięk sms-a od Janusza: „Czekam na twoją decyzję.”

Godzinę przed ceremonią siedziałam w białej sukni przed lustrem. Makijażystka poprawiała mi rzęsy, a ja czułam się jak dziecko zagubione we mgle dorosłości.

Do pokoju wszedł Andrzej.

– Wyglądasz pięknie – powiedział cicho.

– Boję się – wyszeptałam.

Uklęknął przy mnie i ujął moją dłoń.

– Cokolwiek wybierzesz, będę cię kochał tak samo.

Wtedy podjęłam decyzję.

W kościele panowała cisza. Goście szeptali między sobą. Michał czekał przy ołtarzu z uśmiechem pełnym nadziei i niepokoju. Stanęłam między dwoma mężczyznami – Januszem i Andrzejem. Spojrzałam im w oczy.

– Chciałabym… żebyście obaj mnie poprowadzili – powiedziałam drżącym głosem.

Na chwilę zapadła cisza. Potem Janusz spojrzał na Andrzeja i skinął głową. Obaj podali mi ramiona.

Szliśmy razem przez nawę kościoła – ja pośrodku, pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, pomiędzy dwoma ojcami i dwoma częściami siebie samej.

Po ceremonii Janusz objął mnie mocno.

– Dziękuję ci, Marto – wyszeptał ze łzami w oczach.

Andrzej tylko się uśmiechnął i pogładził mnie po włosach.

Dziś wiem, że rodzina to nie tylko więzy krwi ani wspomnienia z dzieciństwa. To wybory, które podejmujemy każdego dnia – nawet jeśli są bolesne i trudne.

Czy można kochać dwóch ojców jednocześnie? Czy można być lojalnym wobec siebie i innych? Może właśnie to jest prawdziwa dorosłość – nauczyć się żyć z własnymi wyborami.