„Spotykam się z pani mężem od pół roku” – jak jedno zdanie rozbiło moje życie na kawałki
– Spotykam się z pani mężem od pół roku.
Najpierw nie zrozumiałam, co słyszę. Był wtorek, wracałam z bazarku z siatkami ziemniaków i koperkiem, kurtka wciąż miała w sobie poranny chłód, tramwaje brzęczały jak zwykle. Jej głos wdarł się w mój dzień jak nożyczki w materiał. Stała zbyt blisko. Pachniała drogimi perfumami, których nigdy nie miałam odwagi kupić. Miała rude włosy, idealnie ułożone, paznokcie pomalowane na czerwono. Patrzyła mi prosto w oczy, jakby chciała się upewnić, że zrozumiem każde słowo.
– Słucham? – wykrztusiłam, czując jak siatki wyślizgują mi się z rąk.
– Z Michałem. Od pół roku. Myślę, że powinna pani wiedzieć.
Ziemniaki potoczyły się po chodniku. Ludzie mijali nas obojętnie, tylko starsza pani spojrzała na mnie ze współczuciem. Kobieta nie uciekła wzrokiem. Stała pewnie, jakby to była jej codzienność – rozbijać czyjeś życie jednym zdaniem.
– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałam cicho, bo tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
– Bo mam dość kłamstw. I myślę, że zasługuje pani na prawdę.
Odwróciła się i odeszła, zostawiając mnie na środku chodnika z rozsypanymi ziemniakami i sercem roztrzaskanym na kawałki. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Potem zebrałam warzywa i wróciłam do domu, nie czując nóg.
W mieszkaniu panowała cisza. Michał miał wrócić później – mówił coś o spotkaniu w pracy. Usiadłam przy stole i patrzyłam na swoje ręce – drżały. Próbowałam sobie przypomnieć ostatnie pół roku. Czy coś przeoczyłam? Czy były znaki? Może te wieczory spędzone przy komputerze, te „delegacje”, których nigdy wcześniej nie miał? Może jego nowy zapach? Zawsze mówił, że to prezent od kolegi z pracy.
Zadzwoniłam do mamy. Nie odebrała. Do przyjaciółki – była w pracy. Zostałam sama ze swoim bólem i pytaniami.
Wieczorem Michał wrócił jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się do mnie, pocałował w policzek.
– Coś się stało? – zapytał, widząc moją minę.
– Spotkałam dziś twoją kochankę – powiedziałam bez emocji.
Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie jak na obcą osobę. Potem usiadł naprzeciwko i spuścił głowę.
– To nie tak…
– To dokładnie tak – przerwałam mu. – Od pół roku mnie okłamujesz.
Nie zaprzeczył. Zaczął mówić coś o kryzysie wieku średniego, o tym, że czuł się niewidzialny, że ja ciągle zajęta dziećmi, domem, pracą… Że ona go słuchała, że przy niej czuł się ważny. Słuchałam tego wszystkiego i czułam, jak we mnie narasta gniew.
– A ja? Ja nie miałam prawa być zmęczona? Nie miałam prawa czuć się niewidzialna?
Nie odpowiedział. Wyszedł do drugiego pokoju. Zostawił mnie samą z tym wszystkim.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak dwie obce osoby. Dzieci pytały, dlaczego tata śpi na kanapie. Nie umiałam im odpowiedzieć. Mama przyjechała następnego dnia.
– Musisz być silna – powiedziała, ściskając mnie za rękę. – Dla dzieci. Dla siebie.
Ale ja nie czułam się silna. Czułam się oszukana i pusta.
Próbowałam rozmawiać z Michałem jeszcze kilka razy. On przepraszał, płakał nawet raz czy dwa – pierwszy raz widziałam go takiego od lat. Obiecywał, że zerwie z tamtą kobietą, że spróbuje wszystko naprawić.
Ale ja już nie wierzyłam w jego słowa.
Zaczęły się rozmowy o rozwodzie. O podziale mieszkania, opiece nad dziećmi. Michał chciał zostać w naszym mieszkaniu – mówił, że dzieci muszą mieć stabilność. Ja chciałam uciec jak najdalej od tych ścian pełnych wspomnień.
Przyjaciółki radziły: „Wybacz mu dla dzieci”, „Nie pozwól mu wrócić”, „Pomyśl o sobie”. Każda rada bolała inaczej.
Pewnego wieczoru usiadłam sama w kuchni i zaczęłam pisać list do siebie sprzed roku:
„Nie jesteś winna temu, co się stało. Nie jesteś niewidzialna. Jesteś wystarczająca.”
Czytałam te słowa na głos i płakałam tak głośno, że dzieci przyszły mnie przytulić.
W końcu podjęliśmy decyzję o separacji. Michał wyprowadził się do matki. Dzieci płakały pierwsze noce bez niego, ale potem zaczęły pytać o kino, rowery, lody – życie toczyło się dalej.
Czasem spotykam go na ulicy – wygląda na starszego niż kiedyś. Czasem dzwoni wieczorem i pyta: „Jak się czujesz?”. Odpowiadam: „Dobrze”. I to jest prawda coraz częściej.
Często myślę o tamtej kobiecie – czy ona też kiedyś poczuje ten ból? Czy była szczera ze mną dlatego, że miała wyrzuty sumienia?
Dziś wiem jedno: zdrada boli bardziej niż cokolwiek innego, ale można po niej wstać i nauczyć się żyć od nowa.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? A może czasem trzeba pozwolić sobie odejść i zacząć wszystko od nowa?