„Powinieneś być wdzięczny, że ktoś ci pomaga,” Mówią Wszyscy

Kiedy się pobraliśmy, miałam 30 lat, a mój mąż, Marek, 29. Byliśmy pełni marzeń i planów na przyszłość. Teraz, gdy obchodzimy piątą rocznicę ślubu, te marzenia wydają się odległymi wspomnieniami. Mieszkamy w małym jednopokojowym mieszkaniu w Warszawie. Jest ciasno, ale to wszystko, na co nas stać.

Marek i ja poznaliśmy się na imprezie u wspólnego znajomego. Był czarujący, zabawny i wydawało się, że ma swoje życie pod kontrolą. Pracowałam jako grafik w małej firmie, a on był obiecującym programistą. Od razu się polubiliśmy i zaczęliśmy się spotykać. W ciągu roku byliśmy zaręczeni, a sześć miesięcy później wzięliśmy ślub.

Pierwszy rok był błogi. Podróżowaliśmy, często jedliśmy na mieście i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Ale wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Marek stracił pracę w startupie technologicznym, w którym pracował. Firma upadła i nagle nasza stabilność finansowa była zagrożona. Starałam się go wspierać, ale stres zaczął odbijać się na nas obojgu.

Marek miał trudności ze znalezieniem innej pracy w swojej branży. Podejmował się różnych dorywczych prac, ale żadna z nich nie przynosiła stałych dochodów. Tymczasem awansowałam w swojej pracy, co oznaczało dłuższe godziny i więcej obowiązków. Byłam ciągle zmęczona, ale starałam się przetrwać, wierząc, że sytuacja się poprawi.

Nasze małe mieszkanie stało się polem bitwy. Marek spędzał godziny przy komputerze, aplikując o pracę i pracując nad projektami freelance’owymi, które nigdy nie przynosiły zysków. Wracałam z pracy zmęczona i sfrustrowana, tylko po to, by zobaczyć naczynia w zlewie i rosnącą stertę prania.

„Dlaczego nie możesz bardziej pomóc w domu?” pytałam go.

„Próbuję znaleźć pracę, Sara,” odpowiadał. „Powinnaś być wdzięczna, że ktoś ci pomaga.”

Te słowa raniły za każdym razem, gdy je wypowiadał. Wdzięczna? Za co? Za męża, który nie potrafi utrzymać pracy? Za partnera, który wydaje się bardziej zainteresowany ekranem komputera niż mną? Ale wszyscy wokół nas powtarzali jego słowa.

„Przynajmniej próbuje,” mówiły moje przyjaciółki.

„Robi co może,” dodawała moja mama.

Ale to nigdy nie wydawało się wystarczające. Resentyment rósł między nami jak gęsta mgła, przez którą żadne z nas nie mogło przejrzeć. Przestaliśmy rozmawiać o naszych marzeniach i planach na przyszłość. Nasze rozmowy ograniczały się do codziennych tematów jak rachunki i zakupy.

Pewnej nocy, po kolejnej kłótni o pieniądze i obowiązki, znalazłam się siedząc na schodach przeciwpożarowych przed naszym mieszkaniem. Światła miasta migotały poniżej mnie, ale nie przynosiły żadnego pocieszenia. Czułam się uwięziona w życiu dalekim od tego, które sobie wyobrażałam.

Marek wyszedł i usiadł obok mnie. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.

„Przepraszam,” powiedział w końcu. „Wiem, że było ciężko.”

„Tak,” odpowiedziałam, nie wiedząc co więcej powiedzieć.

Siedzieliśmy tam jeszcze chwilę zanim wróciliśmy do środka. Ale nic tak naprawdę się nie zmieniło. Kłótnie trwały dalej, resentyment narastał, a dystans między nami stawał się coraz większy.

Gdy obchodzimy piątą rocznicę ślubu, nie ma żadnej celebracji. Żadnej romantycznej kolacji ani serdecznych prezentów. Tylko dwoje ludzi mieszkających w małym jednopokojowym mieszkaniu, zastanawiających się gdzie popełnili błąd.

Nie wiem co przyniesie przyszłość dla nas. Może sytuacja się poprawi, a może nie. Ale na razie mogę tylko brać każdy dzień po kolei i mieć nadzieję, że pewnego dnia znajdziemy drogę powrotną do siebie.