Pomocy! Syn mojego partnera niszczy nasz związek – czy powinnam odejść?

– Znowu tu jesteś? – usłyszałam głos Kacpra, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Miał zaledwie jedenaście lat, ale jego ton był lodowaty i pełen pogardy. Stał w korytarzu z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie spod byka. Przez chwilę miałam ochotę zawrócić i wyjść, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty.

– Cześć, Kacper – odpowiedziałam spokojnie, choć serce waliło mi jak młot. – Twój tata jest w kuchni?

– Pewnie. Ale nie wiem, po co tu przychodzisz. I tak nie jesteś częścią naszej rodziny – rzucił i odwrócił się na pięcie.

To był już trzeci raz w tym tygodniu, kiedy Kacper dał mi jasno do zrozumienia, że nie jestem mile widziana. Próbowałam się nie przejmować, ale jego słowa wbijały się we mnie jak szpilki. Zanim weszłam do kuchni, musiałam wziąć kilka głębokich oddechów.

Marek stał przy kuchence i mieszał coś w garnku. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko.

– Hej, kochanie! Dobrze, że jesteś. Zrobiłem twoją ulubioną zupę pomidorową.

Uśmiechnęłam się blado i usiadłam przy stole. Przez chwilę rozmawialiśmy o pracy i codziennych sprawach, ale cały czas czułam na sobie wzrok Kacpra, który siedział w salonie i udawał, że gra na konsoli. Wiedziałam, że podsłuchuje każdą naszą rozmowę.

Kiedy usiedliśmy do kolacji, atmosfera była napięta. Marek próbował rozładować sytuację żartami, ale Kacper milczał i patrzył na mnie z niechęcią.

– Kacper, możesz podać Magdzie chleb? – zapytał Marek.

– Nie jestem kelnerem – burknął chłopak i odsunął się od stołu.

Marek westchnął ciężko i spojrzał na mnie przepraszająco. Poczułam łzy napływające do oczu. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć Kacprowi wszystko, co o nim myślę, ale powstrzymałam się. Wiedziałam, że to tylko pogorszy sprawę.

Po kolacji Marek poszedł odprowadzić syna do pokoju. Słyszałam ich ciche głosy za drzwiami. Gdy wrócił do kuchni, wyglądał na zmęczonego i przybitego.

– Przepraszam cię za niego – powiedział cicho. – On po prostu… jeszcze nie pogodził się z rozwodem. To dla niego trudne.

– Rozumiem – odpowiedziałam, choć wcale tak nie było. – Ale ile to jeszcze potrwa? Marek, ja już nie mam siły walczyć o miejsce w waszym życiu.

Marek podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.

– Proszę cię, daj mu czas. On musi zobaczyć, że jesteś tu na serio.

Ale ile czasu można czekać? Od pół roku próbowałam zdobyć sympatię Kacpra. Zabierałam go na lody, grałam z nim w gry planszowe, pomagałam w lekcjach. Za każdym razem spotykałam się z chłodem albo otwartą wrogością. Czułam się jak intruz we własnym życiu.

Najgorsze były weekendy, kiedy Kacper zostawał u nas na noc. Wtedy Marek poświęcał mu cały czas – rozumiałam to, ale czułam się coraz bardziej samotna. Często kończyło się tak, że siedziałam sama w sypialni i słuchałam ich śmiechu zza ściany.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Marka z byłą żoną przez telefon:

– On jej nienawidzi! – krzyczała Agata tak głośno, że słyszałam każde słowo przez zamknięte drzwi. – Po co ją tam ciągle przyprowadzasz? Daj mu spokój!

Marek próbował coś tłumaczyć, ale Agata nie dawała mu dojść do słowa. Poczułam się jeszcze gorzej – jakby cała rodzina była przeciwko mnie.

W pracy też nie było lepiej. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem:

– Po co ci to? – pytała Ania podczas przerwy na kawę. – Znajdź sobie faceta bez bagażu!

Ale ja kochałam Marka. Tylko czy to wystarczy?

Pewnej soboty wydarzyło się coś, co przelało czarę goryczy. Kacper wrócił od mamy wyjątkowo nabuzowany. Ledwo wszedł do mieszkania, zaczął rzucać plecakiem i trzaskać drzwiami.

– Co się stało? – zapytałam ostrożnie.

– Nic cię to nie obchodzi! – wrzasnął i pobiegł do swojego pokoju.

Wieczorem Marek próbował z nim porozmawiać, ale Kacper zamknął się na klucz i nie chciał nikogo widzieć. W końcu wyszedł tylko po to, żeby wykrzyczeć mi prosto w twarz:

– Nienawidzę cię! Przez ciebie tata już mnie nie kocha!

To było jak cios prosto w serce. Wybiegłam z mieszkania i długo chodziłam po parku, płacząc jak dziecko. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o rozstaniu.

Przez kolejne dni Marek dzwonił i pisał setki wiadomości:

– Proszę cię, wróć…
– On tego nie myślał…
– Potrzebuję cię…

Ale ja nie wiedziałam już, czego chcę. Czy powinnam walczyć o ten związek? Czy mam prawo oczekiwać od dziecka akceptacji? A może powinnam odejść i pozwolić im odbudować relację bez mojego udziału?

Dziś siedzę sama w kawiarni i patrzę przez okno na ludzi spieszących się do swoich domów. Zastanawiam się: czy miłość naprawdę wystarczy, by przezwyciężyć wszystko? Czy ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Co byście zrobili na moim miejscu?