„Nie pozwolę, żebyś zniszczył nasze życie” – Historia Marty z Warszawy

– Marta, musisz to zrozumieć. To dla nas wszystkich najlepsze rozwiązanie – powiedział Paweł, patrząc na mnie tym swoim zimnym, wyrachowanym wzrokiem. Siedziałam przy kuchennym stole, ściskając filiżankę kawy tak mocno, że aż pobielały mi knykcie.

– Najlepsze? – powtórzyłam głucho. – Chcesz, żebym pozwoliła twojej byłej żonie zamieszkać z nami? Żebyś nie musiał płacić alimentów na własnego syna? Czy ty siebie słyszysz?

Paweł westchnął ciężko i wzruszył ramionami. – Przecież to tylko na chwilę. Zresztą, Anka nie ma gdzie się podziać. A ja… no wiesz, te alimenty mnie wykańczają. Przecież to też twoje pieniądze.

Wtedy poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Moje pieniądze? Od pięciu lat pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego, dorabiałam korepetycjami, żebyśmy mogli spłacać kredyt na mieszkanie na Ursynowie. Paweł zarabiał nieźle jako informatyk, ale zawsze miał wymówkę, żeby nie dokładać się do domowego budżetu tak, jak powinien. Zawsze coś: nowy komputer, kurs programowania, wyjazd integracyjny.

– Paweł, ja nie jestem głupia. Wiem, że próbujesz się wymigać od odpowiedzialności za własne dziecko. I nie zamierzam w tym uczestniczyć – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach coś na kształt gniewu. – Myślisz tylko o sobie! A ja? A Kuba? On potrzebuje ojca! – krzyknął.

– Kuba potrzebuje ojca, który będzie za niego odpowiedzialny. A nie takiego, który ucieka przed obowiązkami – odparłam.

Wyszedł trzaskając drzwiami. Zostałam sama w kuchni, a łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Przypomniałam sobie dzień naszego ślubu – jak bardzo wierzyłam wtedy, że razem damy radę pokonać wszystko. Że będziemy rodziną.

Ale rodzina Pawła zawsze była… skomplikowana. Jego matka, pani Halina, od początku patrzyła na mnie z góry. „Nauczycielka? To takie… skromne zajęcie”, mówiła z przekąsem na rodzinnych obiadach. Jego siostra, Magda, nigdy nie ukrywała, że kibicowała raczej byłej żonie Pawła – Annie. „Ona przynajmniej wiedziała, jak zadbać o dom”, rzucała niby żartem.

A teraz miałam się zgodzić na to, żeby Anka zamieszkała z nami? Żeby jej syn Kuba codziennie patrzył mi w oczy i przypominał o wszystkich porażkach Pawła?

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama.

– Martuś, słyszałam od Magdy… Co tam się u was dzieje?

– Mamo, Paweł chce, żebym pozwoliła jego byłej żonie zamieszkać z nami. Żeby nie musiał płacić alimentów.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Dziecko… Ty się na to nie zgadzaj. Pamiętaj o sobie. O swoim zdrowiu. On cię wykorzystuje.

Zawsze byłam tą „grzeczną”, tą „rozsądną”. Ale tej nocy nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym wszystkim, co poświęciłam dla tego małżeństwa: marzenia o własnym dziecku (Paweł zawsze odkładał ten temat), przyjaźnie (bo przecież „nie mamy czasu na głupoty”), nawet relacje z rodziną (bo „twoja matka się wtrąca”).

Następnego dnia wrócił późno. Pachniał obcymi perfumami.

– Byłeś u Anki? – zapytałam bez ogródek.

– Tak. Ona naprawdę nie ma gdzie pójść. Jej matka jest chora, ojciec pije… Marta, pomóż mi.

– Pomóc ci oszukać sąd? Pomóc ci być jeszcze większym tchórzem?

Wtedy pierwszy raz mnie uderzył. Nie mocno – ot, policzek. Ale wystarczyło.

Zamknęłam się w łazience i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.

Następnego dnia poszłam do pracy z podkrążonymi oczami. Moja koleżanka z pokoju nauczycielskiego, Basia, spojrzała na mnie uważnie.

– Marta… Co się stało?

Nie chciałam mówić prawdy. Ale ona tylko przytuliła mnie mocno i powiedziała:

– Nie pozwól mu sobą pomiatać.

Wieczorem Paweł wrócił jak gdyby nigdy nic.

– Zastanowiłaś się? – zapytał chłodno.

– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem. – Jutro składam pozew o rozwód.

Zamarł w pół kroku.

– Zwariowałaś?!

– Nie pozwolę ci zniszczyć mojego życia. Ani życia tej kobiety i jej dziecka.

Wybiegł z mieszkania. Następnego dnia dostałam SMS-a od Anki:

„Przepraszam za wszystko. Nie wiedziałam, że on cię tak traktuje.”

Odpisałam tylko: „To nie twoja wina.”

Rozwód był długi i bolesny. Paweł próbował wszystkiego: szantażu emocjonalnego („Zniszczyłaś naszą rodzinę!”), manipulacji („Powiem wszystkim, że to przez ciebie straciłem pracę!”), nawet groźby („Zobaczysz jeszcze!”). Ale ja już byłam inna. Silniejsza.

Po roku dostałam list od Kuby – syna Pawła i Anki:

„Pani Marto,
dziękuję za to, że była Pani jedyną dorosłą osobą w tym całym bałaganie.”

Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć dłużej o nasze małżeństwo? A może czasem trzeba po prostu odejść?

Ciekawa jestem Waszych historii i opinii… Czy ktoś z Was też musiał wybierać między sobą a rodziną?