„W tym roku nie obchodzę urodzin. Nie stać mnie.” – Historia o przyjaźni, dumie i rodzinnych sekretach

– Nie, nie chcę żadnych niespodzianek. Naprawdę, w tym roku nie obchodzę urodzin. Nie stać mnie nawet na tort – powiedziałam przez telefon do Magdy, próbując ukryć drżenie głosu.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jej cichy oddech i szelest papieru – pewnie znowu coś notowała w swoim wiecznie zapełnionym kalendarzu. Magda zawsze była tą zorganizowaną, tą, która wszystko ogarnia. Ja byłam tą, która ostatnio nie ogarniała niczego.

– Anka, przestań. Przecież nie chodzi o pieniądze. Chcemy po prostu być razem – odpowiedziała w końcu, ale ja już wiedziałam, że nie odpuści.

Odłożyłam telefon i usiadłam na kanapie, patrząc na stertę rachunków na stole. Znowu zabrakło na czynsz. Znowu musiałam tłumaczyć dzieciom, dlaczego nie możemy iść do kina albo kupić nowych butów. Michał, mój mąż, od miesięcy szukał pracy po zamknięciu fabryki. Ja pracowałam w sklepie spożywczym na pół etatu, bo tylko tyle mogłam pogodzić z opieką nad dwójką dzieci.

W kuchni rozległ się rumor – to Kuba znowu przewrócił krzesło. – Mamo! Ola zabrała mi kredki! – wrzasnął.

– Oddaj mu kredki, Olu! – krzyknęłam zmęczonym głosem.

– Ale on mi je zabrał pierwszy! – odpowiedziała moja córka.

Zamknęłam oczy. Chciałam po prostu zniknąć. Przez chwilę wyobraziłam sobie, że jestem gdzieś daleko – nad morzem, sama, bez problemów. Ale rzeczywistość była inna: dwójka dzieci, mąż bez pracy i ja – coraz bardziej zmęczona życiem.

Wieczorem Michał wrócił z kolejnej rozmowy kwalifikacyjnej. Wszedł cicho do mieszkania, jakby bał się przeszkadzać.

– I jak? – zapytałam bez nadziei.

– Nic z tego. Szukają młodszych – odpowiedział i usiadł obok mnie. Pachniał papierosami i deszczem.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. W końcu Michał powiedział:

– Może powinniśmy poprosić twoich rodziców o pomoc?

Poczułam, jak ściska mnie w żołądku. Moja matka nigdy nie ukrywała rozczarowania moim życiem. „Mogłaś skończyć studia, mieć lepszą pracę” – powtarzała przy każdej okazji. Ojciec milczał, ale jego spojrzenie mówiło wszystko.

– Nie chcę ich prosić. Wiesz, co powiedzą…

Michał westchnął ciężko.

– Anka, nie damy rady sami.

Nie odpowiedziałam. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ciche chrapanie Michała i szum samochodów za oknem. Myślałam o tym, jak bardzo się boję – nie biedy, ale tego, że zawiodę wszystkich: dzieci, męża, siebie samą.

Następnego dnia Magda zadzwoniła znowu.

– Anka, spotkajmy się chociaż na spacerze z dzieciakami. Potrzebuję pogadać.

Nie miałam siły się sprzeciwiać. Spotkałyśmy się w parku. Magda przyszła z mężem Tomkiem i synem Antkiem. Byliśmy przyjaciółmi od liceum – razem przeżywaliśmy pierwsze miłości, pierwsze rozczarowania i pierwsze poważne decyzje.

– Co u was? – zapytała Magda ostrożnie.

Wzruszyłam ramionami.

– Jak zwykle… Michał dalej szuka pracy. Ja… próbuję jakoś to wszystko ogarnąć.

Magda spojrzała na mnie uważnie.

– Anka… jeśli potrzebujesz pomocy…

Poczułam wstyd i złość jednocześnie.

– Nie chcę litości! – wybuchłam nagle. – Poradzimy sobie sami!

Magda złapała mnie za rękę.

– To nie litość. To przyjaźń.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego patrzyłam na bawiące się dzieci i czułam łzy pod powiekami.

Kilka dni później był mój „nie-urodzinowy” dzień. Obudziłam się wcześnie, żeby przygotować dzieci do szkoły i przedszkola. Michał był już na nogach – szykował się do kolejnej rozmowy o pracę.

– Wszystkiego najlepszego… – powiedział cicho i pocałował mnie w czoło.

Uśmiechnęłam się smutno.

Po południu zadzwoniła Magda:

– Anka, musisz przyjść do mnie na chwilę. Coś się stało z Antkiem.

Serce mi stanęło.

– Już idę!

Wbiegłam do mieszkania Magdy zdyszana i przestraszona. W salonie czekała cała nasza paczka: Magda z Tomkiem, Basia z mężem Piotrkiem i ich córką Zosią oraz Asia z synem Jasiem. Na stole stał tort z napisem „Anka – jesteś dla nas ważna”.

Zaniemówiłam.

– Wiem, że nie chciałaś świętować… Ale musieliśmy ci pokazać, że jesteś dla nas ważna – powiedziała Magda i przytuliła mnie mocno.

Poczułam napływające łzy – tym razem ze wzruszenia.

Zaczęliśmy śpiewać „Sto lat”, dzieci biegały wokół stołu, a ja po raz pierwszy od miesięcy poczułam się szczęśliwa. Przez chwilę zapomniałam o rachunkach, problemach i własnej dumie.

Wieczorem zostałyśmy same z Magdą w kuchni.

– Przepraszam za tamto w parku… Nie powinnam była tak reagować – powiedziałam cicho.

Magda uśmiechnęła się smutno.

– Każdy ma prawo być dumny. Ale czasem trzeba pozwolić sobie pomóc.

Wróciłam do domu późno. Michał siedział przy stole z listem w ręku.

– Dostałem pracę – powiedział bez słowa wstępu.

Zaczęłam płakać ze szczęścia i ulgi. Przytuliliśmy się mocno, a dzieci wbiegły do kuchni pytając, co się dzieje.

Tego wieczoru długo rozmawialiśmy o wszystkim: o strachu przed proszeniem o pomoc, o dumie i o tym, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem – nie tylko jako rodzina, ale też jako przyjaciele.

Kilka dni później zadzwoniła moja matka:

– Słyszałam od Basi, że miałaś urodziny… Dlaczego nie zadzwoniłaś?

Westchnęłam ciężko.

– Mamo… Nie chciałam robić zamieszania…

– Aniu… Jesteś moją córką. Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziała cicho moja matka, a ja poczułam coś dziwnego w sercu: może jednak nie jestem taka sama?

Dziś wiem jedno: czasem trzeba pozwolić sobie pomóc. Czasem trzeba przełknąć dumę i zaufać tym, którzy są blisko nas. Czy wy też mieliście kiedyś taki moment w życiu? Czy łatwo wam prosić o pomoc? A może tak jak ja długo baliście się przyznać do słabości?