Między ciszą a krzykiem: Historia jednej rodziny z Łodzi

— Znowu to zrobiłeś! — krzyknęła mama, a jej głos odbił się echem od obdrapanych ścian naszego mieszkania na Bałutach.

Siedziałam skulona na tapczanie, ściskając w dłoniach poduszkę. Ojciec stał w progu, chwiejny, z przekrwionymi oczami. W powietrzu unosił się zapach wódki i taniego papierosa. Przez chwilę miałam nadzieję, że tym razem nie podniesie ręki. Ale nadzieja to luksus, na który nie było mnie stać.

— Zamknij się, Bożena! — wrzasnął. — Mam dość twojego gadania!

Mama odsunęła się o krok, ale nie uciekła. Była silniejsza niż wszyscy myśleli. Ja byłam tylko dzieckiem, które nauczyło się nie oddychać zbyt głośno.

Tamtej nocy miałam trzynaście lat. Zrozumiałam wtedy, że dzieciństwo to nie bajka, tylko pole bitwy. W szkole udawałam, że wszystko jest w porządku. Nauczycielka od polskiego, pani Kowalska, patrzyła na mnie czasem z troską, ale nigdy nie zapytała wprost. Może bała się odpowiedzi.

Mój brat, Michał, był starszy o trzy lata. On radził sobie inaczej — znikał na całe dnie, włóczył się po podwórkach i wracał późno w nocy. Czasem przynosił mi czekoladę z kiosku albo opowiadał głupie dowcipy, żeby mnie rozśmieszyć. Ale widziałam w jego oczach ten sam strach, który czułam ja.

Pewnego dnia wróciłam ze szkoły wcześniej niż zwykle. W przedpokoju leżała rozbita butelka po wódce, a mama płakała w kuchni. Ojciec siedział przy stole i patrzył w ścianę.

— Dlaczego nie możesz przestać? — zapytałam cicho.

Spojrzał na mnie tak, jakby pierwszy raz mnie widział. Przez chwilę myślałam, że coś powie, że przeprosi. Ale tylko wzruszył ramionami i wyszedł.

Z czasem nauczyłam się nie pytać. Zamiast tego pisałam pamiętnik — zapisywałam wszystko, czego nie mogłam powiedzieć na głos. Pisałam o marzeniach: o tym, żeby mieć normalną rodzinę, żeby mama się uśmiechała, żeby ojciec przestał pić.

W liceum poznałam Agatę. Była inna niż wszyscy — otwarta, szczera, nie bała się mówić prawdy. Pewnego dnia zaprosiła mnie do siebie na nocowanie.

— U nas jest głośno — ostrzegła. — Mama śpiewa przy gotowaniu, tata gra na gitarze.

Zazdrościłam jej tej zwyczajności. Kiedy siedziałyśmy wieczorem na podłodze i jadłyśmy popcorn, poczułam coś dziwnego — spokój. Tak wyglądało normalne życie?

Wróciłam do domu późno. Ojciec spał na kanapie, mama sprzątała kuchnię.

— Dobrze się bawiłaś? — zapytała cicho.

— Tak — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pierwszy raz od dawna.

Ale spokój nie trwał długo. Michał wpadł w złe towarzystwo. Zaczął kraść, przynosić do domu dziwne rzeczy. Mama płakała coraz częściej, a ojciec przestał się odzywać.

Pewnej nocy obudziły mnie krzyki. Michał wrócił pobity. Krew ciekła mu z nosa, a oczy miał spuchnięte.

— To przez ciebie! — wrzasnął ojciec do mamy. — Gdybyś była lepszą matką…

Nie wytrzymałam.

— To przez ciebie! — krzyknęłam. — Ty wszystko zepsułeś!

Zapadła cisza tak gęsta, że aż bolało. Ojciec spojrzał na mnie z nienawiścią. Przez chwilę myślałam, że mnie uderzy. Ale tylko wyszedł trzaskając drzwiami.

Po tej nocy wszystko się zmieniło. Michał uciekł z domu kilka tygodni później. Mama zamknęła się w sobie. Ja zaczęłam uczyć się jeszcze więcej — chciałam wyrwać się z tego miejsca za wszelką cenę.

Zdałam maturę najlepiej w klasie. Dostałam się na Uniwersytet Łódzki na psychologię. Mama była dumna, choć nie potrafiła tego powiedzieć na głos.

Ojciec przestał pić dopiero wtedy, gdy trafił do szpitala z marskością wątroby. Leżał tam przez kilka miesięcy. Odwiedzałam go czasem z poczucia obowiązku.

— Przepraszam — powiedział kiedyś cicho.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy można wybaczyć komuś lata bólu?

Michał wrócił po pięciu latach. Był innym człowiekiem — zmęczonym życiem, ale trzeźwym.

— Przepraszam cię za wszystko — powiedział mi pewnego wieczoru.

Objęliśmy się i płakaliśmy razem jak dzieci.

Dziś mam trzydzieści lat i własną rodzinę. Czasem boję się, że powtórzę błędy rodziców. Ale patrzę na mojego syna i wiem jedno: zrobię wszystko, żeby jego dzieciństwo było inne niż moje.

Czy można naprawdę uciec od przeszłości? Czy jesteśmy skazani na powtarzanie tych samych schematów? Może właśnie w zadawaniu tych pytań kryje się nadzieja.