„Tydzień później poszłam sama do notariusza, by zmienić testament” – co zrobić, gdy dzieci opiekują się rodzicem tylko dla spadku?
– Mamo, musisz się w końcu zdecydować, czy chcesz zostać w tym domu, czy przenieść się do nas – głos mojej córki, Magdy, rozbrzmiewał w kuchni ostrzej niż zwykle. Było duszno, upał lał się z nieba, a ja ledwo mogłam złapać oddech. Siedziałam przy stole, dłonie mi drżały, a serce waliło jak oszalałe.
– Mamo, słyszysz mnie? – dopytywała Magda, a jej mąż, Tomek, nerwowo stukał palcami w blat.
– Słyszę… – wyszeptałam. – Ale…
Nie dokończyłam. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Obudziłam się już w szpitalu. Lekarze mówili coś o odwodnieniu, o sercu. Magda siedziała przy moim łóżku z telefonem przy uchu.
– Tak, panie doktorze, mama ma 68 lat… Tak, przekażę wszystko…
Czułam się jak przedmiot przekazywany z rąk do rąk. Przez kolejne dni Magda i Tomek byli przy mnie niemal bez przerwy. Przynosili mi jedzenie, pytali o leki, rozmawiali z lekarzami. Ale kiedy myśleli, że śpię, słyszałam ich rozmowy.
– Musimy to załatwić jak najszybciej – szeptał Tomek. – Jeśli mama jeszcze raz tak się rozchoruje…
– Wiem – odpowiadała Magda. – Ale ona nie chce słyszeć o sprzedaży domu.
Dom… Mój dom na obrzeżach Wrocławia. Całe życie na niego pracowałam z moim świętej pamięci mężem, Andrzejem. Każda cegła była świadkiem naszych radości i smutków. A teraz moje dzieci widziały w nim tylko wartość rynkową.
Po powrocie ze szpitala Magda zaczęła coraz częściej wspominać o testamencie.
– Mamo, powinnaś wszystko uporządkować. Wiesz, żeby nie było potem nieporozumień…
– O czym ty mówisz? – zapytałam.
– No wiesz… dom, oszczędności…
Poczułam zimny dreszcz na plecach. Czy naprawdę chodzi im tylko o to?
Mój syn, Paweł, mieszkał w Warszawie. Dzwonił rzadko, zawsze zabiegany.
– Mamo, wszystko dobrze? – pytał krótko.
– Tak, Pawełku. Wszystko w porządku – kłamałam.
Nie chciałam go martwić. Ale czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Magdy z Tomkiem przez uchylone drzwi.
– Musimy ją przekonać do sprzedaży domu. Przecież nie da rady tu sama mieszkać.
– A jak się uprze?
– To będziemy musieli ją jakoś namówić…
Zacisnęłam pięści. Nie byłam jeszcze taka stara i bezradna! Ale wiedziałam też, że moje zdrowie już nigdy nie będzie takie jak dawniej.
Następnego dnia Magda przyszła z broszurą domu opieki.
– Mamo, zobacz… Tu jest ładnie. Będziesz miała opiekę i towarzystwo.
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Chcesz mnie oddać do domu starców?
– Nie mów tak! Po prostu martwimy się o ciebie.
Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę tak wygląda troska dzieci?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o Andrzeju. Co by zrobił na moim miejscu? Czy pozwoliłby dzieciom decydować za siebie?
Następnego dnia zadzwoniłam do starej przyjaciółki, pani Zosi.
– Krysiu – powiedziała – musisz zadbać o siebie. Nie pozwól sobą manipulować.
Te słowa dodały mi odwagi. Tydzień później pojechałam sama do notariusza w centrum miasta.
– Chciałabym zmienić testament – powiedziałam stanowczo.
Notariusz spojrzał na mnie uważnie.
– Czy ktoś panią do tego zmusza?
– Nie… Ale chcę mieć pewność, że moje dzieci dostaną tylko to, na co zasłużyły.
Przez kolejne dni udawałam przed Magdą i Tomkiem, że nic się nie zmieniło. Ale w środku czułam ulgę i spokój. Wiedziałam już, że nie pozwolę sobą rządzić.
Kilka tygodni później Magda znalazła kopię nowego testamentu w mojej szufladzie.
– Mamo! Co to ma znaczyć?!
Spojrzałam jej prosto w oczy.
– To znaczy, że nie można kochać tylko dla spadku.
Wybuchła awantura. Tomek krzyczał coś o niewdzięczności, Magda płakała i oskarżała mnie o brak zaufania. Paweł zadzwonił wieczorem:
– Mamo… Może przesadziłaś?
Ale ja wiedziałam swoje. Przez całe życie byłam dla nich wsparciem. Teraz chciałam tylko szacunku i prawdziwej troski.
Dziś siedzę sama w moim ogrodzie i patrzę na zachód słońca nad starymi jabłoniami. Czy zrobiłam dobrze? Czy można wymagać od dzieci miłości bezinteresownej? A może to ja jestem winna temu wszystkiemu?