Odwaga, która kosztuje: Jak jedna rozmowa z babcią zmieniła wszystko w moim życiu

— Nora, czemu znowu płaczesz? — Babcia Gabriela spojrzała na mnie spod okularów, kiedy ścierałam kurz z jej starego kredensu. Jej głos był łagodny, ale w oczach czaiła się troska.

— Nic, babciu. Po prostu… zmęczona jestem — skłamałam, choć serce waliło mi jak młotem. Wiedziałam, że dziś muszę z nią porozmawiać. O tym, o czym myślałam od miesięcy. O mieszkaniu.

Gabriela była dla mnie wszystkim. To ona nauczyła mnie, że życie to nie tylko obowiązki, ale i małe przyjemności — teatr, domowe ciasto drożdżowe, wspólne wieczory przy „Klanie”. Mama zostawiła mnie, gdy miałam sześć lat. Ojciec? Nawet nie pamiętam jego twarzy. To babcia była moją rodziną.

Przez dwanaście lat nie opuściłam ani jednego dnia. Zakupy, sprzątanie, gotowanie, lekarze — wszystko na mojej głowie. Nawet kiedy miałam grypę, przychodziłam z termosem herbaty i tabletkami przeciwgorączkowymi. W zamian dostawałam jej ciepło i poczucie bezpieczeństwa.

Ale od kilku tygodni coś się zmieniło. Kinga — córka babci, moja ciotka — wróciła z Niemiec. Przez lata nie odzywała się prawie wcale. Teraz nagle pojawiła się w naszym życiu z walizką i uśmiechem, jakby nic się nie stało.

— Mamo, musisz lepiej dbać o siebie! — Kinga niemal codziennie dzwoniła do babci, a czasem wpadała z zakupami i nowymi pomysłami na „ulepszenie” mieszkania. — Nora robi co może, ale przecież jest młoda, powinna mieć swoje życie!

Czułam się coraz bardziej zbędna. Kiedyś byłam jedyną osobą w życiu babci. Teraz musiałam dzielić się jej uwagą z kimś, kto przez lata nie interesował się nawet jej zdrowiem.

Wiedziałam jednak, że muszę podjąć decyzję. Mieszkanie babci było wszystkim, co miałyśmy. Jeśli umrze bez testamentu, wszystko przypadnie Kindze — tak mówi prawo. A ja? Zostanę z niczym.

Wieczorem zebrałam się na odwagę.

— Babciu… — zaczęłam niepewnie, siadając naprzeciwko niej przy kuchennym stole. — Muszę z tobą o czymś poważnym porozmawiać.

Gabriela spojrzała na mnie uważnie.

— O co chodzi, dziecko?

— Chodzi o mieszkanie… Wiem, że to trudny temat, ale… chciałabym wiedzieć, czy mogłabyś przepisać je na mnie. Wiesz, przez te wszystkie lata… — głos mi się załamał. — Zawsze byłam przy tobie.

Babcia milczała przez dłuższą chwilę. Widziałam w jej oczach ból i wahanie.

— Nora… Ty wiesz, jak bardzo cię kocham. Ale Kinga to moja córka… Nie chcę was skłócać.

— Ale ona przez tyle lat nawet nie dzwoniła! — wybuchłam nagle. — Ja tu byłam! Ja ci pomagałam! To ja rezygnowałam ze wszystkiego!

W tym momencie do kuchni weszła Kinga. Musiała słyszeć naszą rozmowę.

— Co tu się dzieje? — zapytała chłodno.

— Nic — odpowiedziałam szybko, ale babcia już zaczęła tłumaczyć:

— Nora chciałaby, żebym przepisała mieszkanie na nią…

Kinga spojrzała na mnie z pogardą.

— No pięknie! Czyli po to tu siedzisz całe życie? Żeby wyciągnąć mieszkanie od starej kobiety?

Poczułam, jak robi mi się gorąco ze wstydu i złości.

— To nie tak! — krzyknęłam. — Ja tu jestem z miłości! A ty? Gdzie byłaś przez te wszystkie lata?

Kinga wzruszyła ramionami.

— Pracowałam za granicą! Musiałam sobie jakoś radzić! Ale to nie znaczy, że nie mam prawa do tego mieszkania!

Babcia zaczęła płakać. Nigdy wcześniej nie widziałam jej tak roztrzęsionej.

— Przestańcie! Obie jesteście dla mnie ważne! Nie chcę was stracić!

Wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami. W łazience osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. Czułam się zdradzona przez wszystkich: przez Kindę, przez babcię… nawet przez siebie samą.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Kinga coraz częściej zostawała na noc u babci. Przynosiła jej nowe lekarstwa, gotowała obiady (które babcia ledwo tknęła), a przy mnie udawała troskliwą córkę.

Zaczęły się plotki w rodzinie. Ciotka Jola zadzwoniła do mnie pewnego wieczoru:

— Nora, słyszałam, że chcesz odebrać mieszkanie Kindze? To nieładnie…

Nie miałam już siły tłumaczyć nikomu swoich motywacji. Czułam się osaczona i niezrozumiana.

Pewnej nocy usłyszałam rozmowę Kingi z babcią:

— Mamo, musisz podjąć decyzję. Nora jest młoda, poradzi sobie wszędzie. Ja nie mam dokąd wrócić…

Babcia milczała długo.

— Nie wiem… Nie chcę nikogo skrzywdzić…

Wtedy zrozumiałam: cokolwiek zrobi babcia, ktoś będzie cierpiał.

Kilka dni później babcia poprosiła mnie do siebie.

— Nora… Przepraszam cię za wszystko. Kocham cię jak własną córkę. Ale nie mogę podjąć tej decyzji sama. Chcę was pogodzić… Może znajdziemy jakieś rozwiązanie?

Spojrzałam na nią przez łzy.

— Babciu… Ja już nie wiem, czy chodzi mi o mieszkanie czy o to, żeby ktoś w końcu docenił to wszystko, co dla ciebie zrobiłam…

Babcia przytuliła mnie mocno.

Dziś siedzę sama w swoim pokoju i zastanawiam się: czy naprawdę warto było walczyć o to mieszkanie? Czy rodzina jest ważniejsza niż poczucie sprawiedliwości? Czy można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie czuć do niego żal?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o swoje prawa kosztem rodzinnych więzi?