Mąż w cieniu matki: Jak nieporozumienia niszczą naszą relację
– Znowu nie wrócisz na noc? – zapytałam przez telefon, starając się nie podnieść głosu, choć w środku już dawno krzyczałam.
– Muszę zostać u mamy. Źle się czuje. – odpowiedział Michał, mój mąż, z tą samą chłodną rezerwą, którą słyszałam od miesięcy.
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na pusty talerz po kolacji, którą przygotowałam dla nas obojga. Od sześciu miesięcy Michał mieszkał u swojej matki, pani Haliny. Początkowo tłumaczył to jej nagłym pogorszeniem zdrowia – rzekomo miała problemy z sercem, czasem z kręgosłupem, innym razem z żołądkiem. Ale lekarze niczego poważnego nie znaleźli. Zawsze kończyło się na „proszę odpoczywać” i „proszę nie przesadzać”.
Zanim to wszystko się zaczęło, byliśmy normalnym małżeństwem. Mieliśmy swoje wzloty i upadki, ale zawsze wracaliśmy do siebie. Michał był czuły, opiekuńczy, potrafił mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Ale odkąd jego matka zaczęła częściej dzwonić i narzekać na samotność oraz zdrowie, coś się zmieniło. Najpierw zostawał u niej na weekendy, potem na tygodnie. Teraz minęło już pół roku.
Próbowałam rozmawiać z nim spokojnie:
– Michał, rozumiem, że chcesz pomóc mamie, ale czy nie widzisz, że ona tobą manipuluje? Przecież lekarze mówią, że nic jej nie jest!
– Ty nigdy jej nie lubiłaś – rzucił oskarżycielsko. – Nie rozumiesz, jak to jest być jedynym dzieckiem chorej matki.
– Ale ja też jestem twoją rodziną! – odpowiedziałam ze łzami w oczach.
Czułam się coraz bardziej samotna. Każdego dnia wracałam do pustego mieszkania. W pracy koleżanki pytały: „Jak tam Michał?”, a ja odpowiadałam wymijająco. Wstydziłam się przyznać, że mąż zostawił mnie dla matki.
Pani Halina nigdy mnie nie zaakceptowała. Od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna. Kiedyś usłyszałam przez przypadek rozmowę:
– Michałku, ona cię nie rozumie. Ja wiem najlepiej, co dla ciebie dobre.
Michał milczał wtedy, ale widziałam w jego oczach wahanie. Zawsze był rozdarty między nami.
Próbowałam wszystkiego: zapraszałam go na wspólne kolacje, proponowałam terapię małżeńską, nawet odwiedziłam panią Halinę z ciastem. Przyjęła mnie chłodno:
– Dziękuję, ale nie powinnam jeść słodyczy przez serce. Michałku, podaj mi proszę herbatę.
Czułam się jak intruz we własnym życiu.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja mama:
– Aniu, musisz coś z tym zrobić. Nie możesz tak żyć w zawieszeniu.
Ale co mogłam zrobić? Każda próba rozmowy kończyła się kłótnią lub milczeniem. Michał coraz bardziej zamykał się w sobie. Przestał odbierać moje telefony po pracy, odpisywał zdawkowo na wiadomości.
Zaczęłam mieć koszmary – śniło mi się, że wracam do domu i znajduję puste szafy. Że Michał już nigdy nie wróci.
Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do teściowej bez zapowiedzi. Otworzył mi Michał – zmęczony, z podkrążonymi oczami.
– Co ty tu robisz? – zapytał cicho.
– Chciałam porozmawiać. O nas.
Weszliśmy do salonu. Pani Halina leżała na kanapie z termoforem na brzuchu.
– Ooo, przyszłaś zobaczyć jak bardzo cierpię? – rzuciła ironicznie.
Zignorowałam ją i zwróciłam się do Michała:
– Kocham cię i chcę walczyć o nasze małżeństwo. Ale nie mogę tego robić sama. Musisz wybrać: albo wracasz do domu i próbujemy razem przez to przejść, albo…
Nie dokończyłam. Głos mi się załamał.
Michał spojrzał na mnie bezradnie:
– Nie mogę zostawić mamy samej…
Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski. Po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie. Michał czasem wpadał po rzeczy albo rachunki. Unikał rozmów o przyszłości.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie pani Halina:
– Aniu, Michał jest dorosły i sam podejmuje decyzje. Może powinnaś pogodzić się z tym, że rodzina to nie tylko ty?
Zrozumiałam wtedy, że ona nigdy nie pozwoli mu odejść spod swojej kontroli.
Dziś siedzę sama w naszym mieszkaniu i zastanawiam się: czy można kochać kogoś tak bardzo, żeby pozwolić mu odejść? Czy warto walczyć o związek za wszelką cenę? A może czasem trzeba po prostu zaakceptować porażkę i zacząć żyć na nowo?
Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak poradzić sobie z poczuciem odrzucenia i samotności? Czy można jeszcze odbudować zaufanie po tylu ranach?