„Zawsze byłam tą złą teściową? Moja synowa trzymała mnie na dystans, a teraz narzeka, że nie angażuję się w życie wnuczek”

— Mamo, możesz przyjechać po Rubę do przedszkola? — głos Naomi w słuchawce był napięty, niemal rozkazujący. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, dodała: — Muszę wracać do pracy, a młodsza, Zosia, dopiero zaczyna adaptację. Nie dam rady sama.

Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na zdjęcie mojego syna, Pawła, z czasów, gdy jeszcze był małym chłopcem. Przez lata marzyłam o tym, by być częścią życia moich wnuczek. Ale Naomi od początku jasno dawała mi do zrozumienia, że jestem tylko dodatkiem. „Proszę nie całować dzieci w usta”, „Nie podawaj jej czekolady”, „Nie przychodź bez zapowiedzi” — te słowa słyszałam częściej niż „dziękuję”.

— Oczywiście, przyjadę — odpowiedziałam cicho, choć w środku aż gotowało się we mnie od żalu. Chciałam zapytać: „A gdzie byłaś przez te wszystkie lata, gdy próbowałam się zbliżyć?” Ale połknęłam te słowa. Dla Pawła. Dla dziewczynek.

Gdy weszłam do przedszkola po Rubę — przepraszam, Rubę to tylko domowe przezwisko, oficjalnie to Róża — zobaczyłam ją siedzącą samotnie na ławce. Miała sześć lat i wciąż była w przedszkolu, bo Naomi uważała, że „nie jest gotowa na szkołę”. Róża spojrzała na mnie niepewnie.

— Babciu? Ty po mnie przyszłaś?

Poczułam ukłucie w sercu. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić, ale przypomniałam sobie ostrzeżenia Naomi. Zamiast tego tylko się uśmiechnęłam.

— Tak, kochanie. Mama poprosiła mnie o pomoc.

W drodze do domu Róża milczała. Próbowałam zagaić rozmowę:

— Jak ci się podobało dziś w przedszkolu?

— Dobrze… — odpowiedziała cicho. — Mama mówiła, że babcia nie ma czasu dla nas.

Zacisnęłam dłonie na kierownicy. Jak to nie mam czasu? Przecież dzwoniłam, proponowałam wspólne spacery, czytanie bajek… Zawsze słyszałam: „Może innym razem”.

Wieczorem zadzwonił Paweł.

— Mamo, Naomi mówi, że jesteś ostatnio jakaś chłodna dla dziewczynek. Może powinnaś bardziej się zaangażować?

Zaniemówiłam. Chciałam krzyczeć: „To ona mnie odpychała!” Ale Paweł zawsze stawał po stronie żony. Odkąd się ożenił, jakby przestał być moim synem.

Przypomniałam sobie pierwszy raz, gdy przyjechali do nas z Różą. Naomi patrzyła na mnie z góry, poprawiała wszystko, co robiłam przy dziecku. „Nie tak ją przewijasz”, „Nie tak ją karmisz”. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Z czasem przestałam się narzucać. Zajęłam się swoim życiem — ogródkiem, spotkaniami z koleżankami. Ale zawsze miałam nadzieję, że kiedyś będę mogła być prawdziwą babcią.

Teraz Naomi wracała do pracy po urlopie macierzyńskim i nagle potrzebowała mojej pomocy. Zosia miała trzy lata i właśnie zaczynała przedszkole. Była płaczliwa i nieśmiała — zupełnie inna niż Róża.

Pewnego dnia Naomi zadzwoniła z pretensjami:

— Dlaczego nie zaproponowałaś, żeby zabrać dziewczynki na weekend? Wszyscy znajomi mają babcie na podorędziu!

— Bo przez lata dawałaś mi do zrozumienia, że nie jestem potrzebna… — wyrwało mi się.

Zapadła cisza.

— Myślałam… Myślałam, że chcesz mieć swoje życie — powiedziała cicho Naomi.

— Chciałam mieć życie z wnuczkami — odpowiedziałam równie cicho.

Naomi westchnęła ciężko.

— Może spróbujmy jeszcze raz?

Zgodziłam się bez wahania. Ale łatwo nie było. Dziewczynki były nieufne. Róża pytała: „Babciu, dlaczego nie przychodziłaś wcześniej?” Zosia płakała za mamą przy każdym rozstaniu.

Starałam się jak mogłam — piekłam ciasta, czytałam bajki, zabierałam je na plac zabaw. Ale czułam się jak aktorka w obcym przedstawieniu. Każdy mój gest był obserwowany i oceniany przez Naomi.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Naomi z Pawłem:

— Twoja mama jest jakaś… zimna dla dzieci. Może powinna bardziej okazywać uczucia?

Poczułam łzy pod powiekami. Czy naprawdę byłam taka zła? Czy to wszystko moja wina?

W końcu zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z Naomi szczerze:

— Wiesz… Ja się boję. Boję się zrobić coś źle. Boję się twojego osądu. Chciałabym być bliżej dziewczynek, ale nie wiem już jak.

Naomi spojrzała na mnie długo.

— Ja też się boję… Że ktoś je skrzywdzi. Że nie będę idealną matką.

Po raz pierwszy poczułyśmy się sobie bliskie. Może nie od razu wszystko się zmieniło, ale zaczęłyśmy próbować — razem.

Czasem patrzę na zdjęcie Pawła sprzed lat i zastanawiam się: czy naprawdę można naprawić relacje po tylu latach chłodu? Czy da się odzyskać stracony czas?

A wy? Czy mieliście kiedyś wrażenie, że ktoś zamknął przed wami drzwi — a potem oczekiwał, że wejdziecie bez pukania?