„Nie jesteś moją matką!” – Historia o tym, jak teściowa próbowała odebrać mi syna
– Co ty robisz?! – mój głos rozdarł ciszę, kiedy weszłam do pokoju. Stała tam, pochylona nad łóżeczkiem mojego synka, trzymając w ręku stare, wyblakłe zdjęcie. Na nim mój mąż, Michał, miał może dwa lata, ubrany w śpioszki z misiem, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Teściowa, pani Halina, nawet nie drgnęła. Jej spojrzenie było zamglone, jakby przeniosła się w czasie. – On jest taki sam jak Michał – wyszeptała, nie patrząc na mnie. – Tylko patrz, te same oczy…
Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Mój synek, Staś, spał spokojnie, nieświadomy napięcia unoszącego się w powietrzu. Poczułam, jak narasta we mnie gniew i lęk. To nie pierwszy raz, kiedy Halina przekraczała granice. Od dnia narodzin Stasia czułam się jak intruz we własnym domu.
Wszystko zaczęło się jeszcze w szpitalu. Michał był wtedy przy mnie cały czas, ale to Halina pierwsza zobaczyła Stasia przez szybę. – On jest nasz – powiedziała wtedy do Michała. – Nasz chłopiec wrócił do rodziny.
Zignorowałam to. Zrzuciłam na emocje i stres. Ale potem było tylko gorzej. Halina przychodziła codziennie, przynosiła własne pieluchy tetrowe („bo te dzisiejsze to sama chemia!”), próbowała karmić Stasia herbatką z kopru włoskiego („bo tak się robiło za moich czasów!”), a kiedy protestowałam, patrzyła na mnie z politowaniem.
– Ty nic nie wiesz o dzieciach – mówiła cicho, ale wystarczająco głośno, bym poczuła się jak najgorsza matka świata.
Michał próbował być mediatorem. – Daj jej trochę luzu, ona tylko chce pomóc – powtarzał. Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona. Nawet moja mama zauważyła, że coś jest nie tak.
– Halina jest wszędzie – powiedziała pewnego dnia przez telefon. – Musisz postawić granice.
Ale jak? Przecież to matka mojego męża. Babcia mojego dziecka.
Pewnego dnia w parku zauważyłam coś dziwnego. Większość babć opiekowała się wnukami swoich córek. Tylko jedna kobieta chodziła z wnuczką od syna – i to tylko dlatego, że jej synowa była za granicą. Zaczęłam rozmawiać z innymi mamami. Każda miała swoją historię o teściowej: o tej, która krytykowała karmienie piersią; o tej, która przynosiła własne zupy; o tej, która „przypadkiem” zostawiła dziecko bez czapeczki na wietrze.
Ale żadna nie miała teściowej tak zaborczej jak moja.
Wróciłam do domu i zobaczyłam Halinę nad łóżeczkiem Stasia z tym zdjęciem. To był moment przełomowy.
– Proszę wyjść – powiedziałam stanowczo, choć głos mi drżał.
Halina spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Jak możesz mi to robić? Przecież to mój wnuk! Ja tylko chcę dla niego dobrze!
– Ale to ja jestem jego matką! – krzyknęłam. – To ja decyduję!
Wybiegła z pokoju ze łzami w oczach. Michał wrócił godzinę później i zastał mnie zapłakaną przy łóżeczku Stasia.
– Co się stało? – zapytał zaniepokojony.
Opowiedziałam mu wszystko. O zdjęciu, o herbatkach, o pieluchach tetrowych i o tym, jak czuję się niewidzialna we własnym domu.
Michał milczał długo.
– Wiem, że mama potrafi być… trudna – powiedział w końcu. – Ale ona naprawdę cię lubi. Po prostu nie umie inaczej okazywać uczuć.
– To nie jest kwestia lubienia! Ona chce przejąć kontrolę nad naszym dzieckiem!
Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana. Halina przestała przychodzić. Michał był rozdarty między mną a matką. Ja czułam się winna i jednocześnie wściekła.
Któregoś wieczoru zadzwonił telefon.
– Arleta? – głos Haliny był cichy i zmęczony. – Czy mogę przyjść porozmawiać?
Zgodziłam się niechętnie. Przyszła następnego dnia z ciastem drożdżowym i starym albumem ze zdjęciami.
– Chciałam ci coś pokazać – zaczęła niepewnie. – Kiedy Michał był mały… Byłam sama przez większość czasu. Mój mąż pracował za granicą, rodzice już nie żyli… Wszystko robiłam sama i bardzo się bałam, że coś zrobię źle.
Patrzyłyśmy razem na zdjęcia Michała: pierwsze kroki, pierwsza kąpiel, pierwszy dzień w przedszkolu.
– Wiesz… Kiedy zobaczyłam Stasia… Poczułam się tak, jakbym dostała drugą szansę na bycie dobrą matką. Może nawet lepszą babcią niż byłam mamą…
Popłakałyśmy się obie.
– Ale musisz mi pozwolić być matką dla Stasia – powiedziałam cicho. – Potrzebuję twojego wsparcia, ale na moich zasadach.
Halina skinęła głową.
Od tamtej pory nasza relacja zaczęła się zmieniać. Były wzloty i upadki, ale nauczyłyśmy się rozmawiać i słuchać siebie nawzajem. Staś ma teraz dwie kochające kobiety w swoim życiu: matkę i babcię.
Czasem jednak wracam myślami do tamtego dnia i pytam siebie: czy każda kobieta musi walczyć o swoje macierzyństwo? Czy można nauczyć się stawiać granice bez ranienia tych, których kochamy najbardziej?