Zostałem gościem we własnym domu: Historia o rodzeństwie, pieniądzach i rodzinnych sekretach

– Znowu nie zamknąłeś drzwi na klucz, Wiktor! – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałem przy oknie, patrząc na szarą ulicę, gdzie śnieg topniał w brudne kałuże. Przez chwilę miałem ochotę odpowiedzieć coś złośliwego, ale ugryzłem się w język. W tym domu i tak już było wystarczająco duszno od niedopowiedzeń.

Od pół roku mieszkałem z rodzicami. Moje własne mieszkanie na Pradze wynajmowali obcy ludzie – młode małżeństwo z dzieckiem. Każdego miesiąca przelewali mi czynsz, który w całości oddawałem na spłatę kredytu. Nie miałem wyjścia. Gdybym tam zamieszkał, nie starczyłoby mi na życie. A wszystko przez moją siostrę, Natalię.

Natalia zawsze była oczkiem w głowie mamy. Kiedyś myślałem, że to dlatego, że była młodsza i delikatniejsza. Teraz wiem, że mama po prostu nie potrafiła jej odmówić. Nawet wtedy, gdy Natalia wpakowała się w długi przez swoją firmę – sklepik z rękodziełem, który ledwo zipał od początku. Tata próbował przemówić jej do rozsądku:

– Natalia, nie stać cię na ten lokal! – powtarzał, ale ona tylko wzruszała ramionami.

– Muszę spróbować. To moje marzenie.

Mama patrzyła na nią z dumą, jakby Natalia właśnie zdobyła Mount Everest.

Kiedy sklepik upadł, a komornik zapukał do drzwi, mama bez wahania zaproponowała: „Zamieszkasz z nami. Wiktor odda swoje mieszkanie na wynajem, a pieniądze pójdą na spłatę twoich długów.”

Nie zapytała mnie o zdanie. Po prostu postawiła mnie przed faktem dokonanym.

Pamiętam tamten wieczór jak przez mgłę. Siedzieliśmy przy stole – ja, Natalia i rodzice. Mama mówiła spokojnie:

– Wiktor, jesteś rozsądny chłopak. Wiesz, że rodzinie trzeba pomagać.

Czułem się jak dziecko, które właśnie straciło prawo do własnego życia.

– A co ze mną? – zapytałem cicho. – Gdzie ja mam mieszkać?

– Przecież masz tu swój pokój – odpowiedziała mama z uśmiechem.

Tata milczał. Wiedziałem, że nie zgadza się z mamą, ale nie miał siły walczyć.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Natalia zamieszkała w moim mieszkaniu z nowymi lokatorami i co miesiąc dostawała ode mnie przelew na spłatę raty kredytu. Ja wróciłem do swojego starego pokoju – ściany nadal miały tapetę w samochodziki z czasów podstawówki.

Z czasem zaczęło mnie to dusić. Każdego ranka budziłem się z poczuciem winy i żalu. Czułem się jak intruz we własnym życiu.

Pewnego wieczoru usłyszałem rozmowę mamy i Natalii przez cienką ścianę:

– Mamo, a może Wiktor mógłby jeszcze trochę poczekać z tym mieszkaniem? Ja naprawdę potrzebuję tych pieniędzy…

– Oczywiście, kochanie. On to zrozumie.

Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż zabolały mnie palce.

W pracy też nie było łatwo. Koledzy śmiali się:

– Co tam u ciebie, Wiktor? Nadal u mamusi?

Udawałem, że mnie to nie rusza. Ale bolało coraz bardziej.

Któregoś dnia zebrałem się na odwagę i postanowiłem porozmawiać z mamą.

– Mamo, musimy pogadać – zacząłem niepewnie.

Spojrzała na mnie znad gazety.

– O co chodzi?

– Chciałbym wrócić do siebie. Do swojego mieszkania.

Westchnęła ciężko.

– Wiktorze… Przecież wiesz, jaka jest sytuacja Natalii. Ona sobie nie poradzi sama.

– A ja? Ja też mam swoje życie! – głos mi zadrżał.

– Ty zawsze sobie radziłeś – powiedziała cicho.

Wyszedłem trzaskając drzwiami.

Wieczorem zadzwoniła do mnie Natalia:

– Wiktor, przepraszam… Ja naprawdę nie chciałam ci tego robić. Po prostu… wszystko się posypało.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony czułem do niej żal, z drugiej – wiedziałem, że jest zagubiona i przerażona.

Tata próbował mnie pocieszyć:

– Synu… Czasem trzeba zacisnąć zęby dla rodziny. Ale rozumiem cię. Sam czuję się tu czasem jak gość.

Zacząłem coraz częściej wychodzić z domu – na długie spacery po mieście, do kina samemu, byle tylko nie siedzieć w czterech ścianach pełnych pretensji i niedomówień.

Pewnej nocy wróciłem późno i zobaczyłem mamę siedzącą przy kuchennym stole ze łzami w oczach.

– Przepraszam cię, Wiktorze – powiedziała cicho. – Chciałam dobrze… Ale chyba pogubiłam się w tym wszystkim.

Usiadłem naprzeciwko niej. Po raz pierwszy od dawna poczułem się blisko niej.

– Mamo… Ja też nie jestem bez winy. Może powinniśmy wszyscy usiąść i porozmawiać szczerze?

Następnego dnia spotkaliśmy się całą rodziną przy stole. Było dużo łez i trudnych słów. Natalia przyznała się do błędów i obiecała znaleźć pracę oraz zacząć spłacać długi sama. Mama obiecała bardziej liczyć się z moim zdaniem.

Nie było łatwo odbudować zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Ale pierwszy krok został zrobiony.

Czasem patrzę na swoje życie i zastanawiam się: czy można być szczęśliwym w rodzinie pełnej niedopowiedzeń? Czy da się wybaczyć bliskim to, że czasem ranią najbardziej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?