Cena rodzinnej lojalności – Moja opowieść o zdradzie, poświęceniu i utraconym zaufaniu

– Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę – powtarzałam w myślach, patrząc na pustą kuchnię. W powietrzu unosił się zapach niedopitej herbaty i lekko przypalonego chleba. Ojciec leżał w pokoju obok, oddychał ciężko, a ja czułam, jak moje serce bije coraz szybciej. Telefon milczał. Od tygodni nikt z rodziny nie zadzwonił.

– Mamo, może zadzwonisz jeszcze raz do cioci Krysi? – zapytałam cicho, choć wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.

Mama spojrzała na mnie zrezygnowanym wzrokiem. – Dzwoniłam już trzy razy. Powiedziała, że nie może przyjechać, bo ma swoje sprawy. – Jej głos zadrżał. – A przecież to ona pierwsza była u nas, kiedy potrzebowała pieniędzy na remont mieszkania.

Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwą złość. Od dziecka uczono mnie, że rodzina jest najważniejsza. Że zawsze możemy na siebie liczyć. Pamiętam, jak tata powtarzał: „Rodzina to świętość, Marto. Nigdy o tym nie zapominaj.”

A teraz? Teraz leżał przykuty do łóżka po udarze, a my zostaliśmy sami. Sąsiedzi czasem pytali, czy czegoś nie potrzeba, ale bliscy – ci, których nazywałam wujkami i ciociami – zniknęli jak kamfora.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko się zaczęło. Był listopad, zimno i mokro. Tata wrócił z pracy blady jak ściana. – Coś mnie boli w klatce – powiedział i osunął się na podłogę. Pogotowie przyjechało szybko, ale szkody były już nieodwracalne.

Od tamtej pory nasze życie zamieniło się w walkę o każdy dzień. Mama rzuciła pracę, żeby opiekować się tatą. Ja studiowałam zaocznie i pracowałam w sklepie spożywczym na osiedlu. Każda złotówka była na wagę złota.

Na początku myślałam: damy radę. Przecież mamy rodzinę. Ale kiedy przyszło co do czego…

– Marta, nie mogę teraz przyjechać – mówiła przez telefon kuzynka Ania. – Dzieci chore, a poza tym… sama rozumiesz.

Nie rozumiałam. Przez lata pomagaliśmy jej z lekcjami dzieci, pożyczaliśmy pieniądze na wakacje. Teraz nie miała nawet czasu zadzwonić.

Najgorsze były święta. Siedzieliśmy przy stole we trójkę – mama, tata i ja. Cisza była gęsta jak barszcz. Zwykle dom tętnił wtedy życiem: śmiechy dzieciaków, kłótnie o karpia, opowieści wujka Jurka o czasach PRL-u. W tym roku nikt nie przyszedł.

– Może coś się stało? – próbowałam tłumaczyć ich nieobecność. – Może mają swoje problemy?

Mama tylko pokręciła głową i zaczęła płakać.

Z czasem przestałam dzwonić i prosić o pomoc. Zaczęłam zamykać się w sobie. W pracy byłam uprzejma, ale zdystansowana. Na uczelni unikałam rozmów o rodzinie.

Pewnego dnia spotkałam na ulicy ciotkę Krysię. Uśmiechnęła się szeroko.

– Ooo, Martusia! Jak tam tata?

Zacisnęłam pięści.

– Tak samo jak ostatnio, kiedy prosiłyśmy cię o pomoc – odpowiedziałam chłodno.

Zawstydziła się i zaczęła tłumaczyć: – Wiesz… życie jest trudne… Każdy ma swoje sprawy…

Nie słuchałam już jej wymówek. Po raz pierwszy poczułam coś na kształt ulgi – przestałam oczekiwać czegokolwiek od tych ludzi.

Ale nocami nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy to ja zrobiłam coś źle? Czy można być aż tak obojętnym?

Tata odszedł w marcu. Było zimno i padał śnieg z deszczem. Na pogrzebie pojawiła się tylko najbliższa rodzina – mama i ja. Reszta przysłała kwiaty i smsy: „Przykro nam”, „Nie mogliśmy być”.

Po pogrzebie mama długo siedziała przy stole i patrzyła w okno.

– Myślisz, że tata by im wybaczył? – zapytała cicho.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Minęły miesiące. Życie powoli wracało do normalności, ale coś we mnie pękło na zawsze. Zaczęłam bać się ludzi, nie ufałam nikomu. Nawet kiedy poznałam Pawła – chłopaka z pracy – długo nie potrafiłam się przed nim otworzyć.

Pewnego wieczoru powiedział:

– Marta, czemu jesteś taka zamknięta? Przecież widzę, że coś cię boli.

Opowiedziałam mu wszystko. Siedzieliśmy do późna w nocy, a ja płakałam jak dziecko.

– Wiesz… rodziny się nie wybiera – powiedział cicho Paweł. – Ale można wybrać ludzi, którym się ufa.

Te słowa długo we mnie rezonowały.

Dziś wiem jedno: zdrada boli najbardziej wtedy, gdy przychodzi od tych, których kochamy najbardziej. Ale czy to znaczy, że już nigdy nikomu nie zaufam? Czy można nauczyć się ufać od nowa?

A Wy? Czy kiedykolwiek zawiodła Was rodzina? Jak poradziliście sobie z takim bólem?