Cień przeszłości: Historia, która wraca nocą

Zadzwonił telefon. „Dzień dobry, tu pogotowie ratunkowe. Pani numer został podany jako kontakt w razie nagłego wypadku. Chodzi o pana Andrzeja Domańskiego.” Zamarłam. „Kogo?” – zapytałam odruchowo. „Andrzeja Domańskiego. Trafił do szpitala po omdleniu na ulicy. Był przytomny, zanim stracił świadomość, podał pani numer. Może pani przyjechać?”

Znałam to nazwisko. Doskonale. I właśnie dlatego nie mogłam oddychać. Andrzej Domański – mój ojciec, którego nie widziałam od piętnastu lat. Człowiek, który zniknął z mojego życia pewnego zimowego wieczoru, zostawiając mnie i mamę z długami, wstydem i pytaniami bez odpowiedzi.

Przez chwilę siedziałam w ciszy, słysząc tylko własny oddech i szum krwi w uszach. „Przyjadę” – powiedziałam w końcu, zanim zdążyłam się rozmyślić.

W drodze do szpitala dłonie mi drżały. Wspomnienia wracały falami – krzyk mamy, trzask drzwi, potem długie tygodnie milczenia i szeptów sąsiadek na klatce schodowej. „To ta córka Domańskiego…” – słyszałam za plecami. Przez lata próbowałam zbudować życie na nowo: studia, praca w bibliotece miejskiej, własne mieszkanie na kredyt. Ale cień ojca zawsze był gdzieś obok.

Na oddziale ratunkowym czuć było zapach środków dezynfekujących i strach ludzi czekających na wieści o bliskich. Podeszła do mnie pielęgniarka.
– Pani do pana Domańskiego?
– Tak… jestem jego córką.
– Proszę za mną.

Leżał na łóżku, blady, z kroplówką w ręce. Wyglądał starzej niż go zapamiętałam – siwe włosy, zmarszczki wokół oczu. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się słabo.
– Magda… – wyszeptał.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
– Dlaczego podałeś mój numer? – zapytałam w końcu cicho.
– Bo… nie mam nikogo innego – odpowiedział. – Przepraszam.

To jedno słowo – przepraszam – rozdarło mnie na pół. Przepraszał? Po tylu latach? Po tym wszystkim?

Usiadłam na krześle obok łóżka. Przez chwilę milczeliśmy.
– Co się stało? – spytałam chłodno.
– Zemdlałem na ulicy. Lekarz mówi, że to serce… Może już czas… – urwał.

Poczułam gniew. „Może już czas”? A gdzie byłeś przez te wszystkie lata? Gdzie byłeś, kiedy mama płakała nocami? Kiedy musiałam rezygnować z wycieczek szkolnych, bo nie było pieniędzy?

– Dlaczego odszedłeś? – zapytałam nagle, głos mi się załamał.
Andrzej spojrzał na mnie ze smutkiem.
– Nie umiałem inaczej. Bałem się odpowiedzialności… Długi mnie przerosły. Myślałem, że jak odejdę, będzie wam łatwiej…

Parsknęłam gorzko.
– Łatwiej? Mama zmarła dwa lata temu na raka. Była sama do końca.

Widziałam, jak łzy napływają mu do oczu.
– Nie wiedziałem… Magda, ja naprawdę żałuję.

Chciałam wybiec z sali, ale coś mnie powstrzymało. Może to była ciekawość, może resztki nadziei na odpowiedzi.

Spędziłam przy nim kilka godzin. Opowiadał mi o swoim życiu po odejściu: praca na budowie w Warszawie, potem wyjazd do Niemiec za chlebem, powrót do Polski i samotność w wynajmowanym pokoju na Pradze. Słuchałam go jak obcej osoby.

Wyszłam ze szpitala późnym wieczorem. Na klatce schodowej mojego bloku czekała sąsiadka pani Halina.
– Magda! Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła!
– Spotkałam ojca… Jest w szpitalu.
Pani Halina pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Czasem życie daje nam drugą szansę, dziecko. Nie zmarnuj jej.

Nie spałam całą noc. W głowie miałam tysiące pytań i wspomnień: święta bez ojca, pierwsza komunia bez niego, matura i studia – zawsze sama. Czy potrafię mu wybaczyć?

Następnego dnia wróciłam do szpitala. Andrzej był słabszy.
– Magda… czy możesz mi coś obiecać?
– Co takiego?
– Że nie będziesz żyła przeszłością tak jak ja… Że znajdziesz szczęście.

Patrzyłam na niego długo.
– To nie jest takie proste…
– Wiem. Ale spróbuj.

Wyszłam z sali i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Kasi.
– Kasia, nie wiem co robić… On umiera i chce żebym mu wybaczyła…
– A ty czego chcesz? – spytała cicho.
Zamilkłam. Nie wiedziałam.

Przez kolejne dni odwiedzałam ojca codziennie. Rozmawialiśmy o wszystkim: o dzieciństwie w PRL-u, o mojej mamie, o tym jak bardzo żałuje swoich decyzji. Czasem płakał, czasem milczał godzinami patrząc w okno.

Pewnego dnia przyniosłam mu zdjęcie mamy.
– Była piękna… – wyszeptał ze łzami w oczach.
– Była silna – poprawiłam go stanowczo.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Szpital pachniał mandarynkami i igliwiem z plastikowej choinki na korytarzu. Andrzej był coraz słabszy. Lekarze mówili mi wprost: „To kwestia dni”.

Ostatniego wieczoru usiadłam przy jego łóżku i trzymałam go za rękę.
– Magda… przepraszam za wszystko…
Poczułam łzy spływające po policzkach.
– Wiem tato… Ja też przepraszam za te wszystkie lata gniewu…
Uśmiechnął się lekko i zamknął oczy.

Zmarł tej nocy spokojnie. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

Po pogrzebie wróciłam do pustego mieszkania mamy. Przeglądałam stare zdjęcia i listy, które pisała do ojca po jego odejściu – nigdy ich nie wysłała. Zrozumiałam wtedy, że każdy z nas nosi swój ból inaczej i że czasem przebaczenie jest jedynym sposobem by ruszyć dalej.

Dziś często myślę o Andrzeju Domańskim i o tym telefonie ze szpitala, który zmienił wszystko. Czy gdyby nie ten przypadek, odważyłabym się kiedyś wybaczyć? Czy można naprawdę zacząć od nowa po tylu latach żalu?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś tak bliskiemu po tylu latach ciszy?