Codziennie gotuję dla Piotra: Kiedy to będzie wystarczające?
– Zuzanna, czy mogłabyś dziś zrobić coś innego na kolację? Wczorajsze pierogi już mi się znudziły – głos Piotra odbijał się echem w mojej głowie, choć wypowiedział te słowa zaledwie godzinę temu. Stałam przy kuchennym blacie, krojąc cebulę na drobne kawałki, a łzy – nie tylko od cebuli – spływały mi po policzkach. W powietrzu unosił się zapach smażonego masła i zmęczenia.
Od lat każdy mój dzień wyglądał tak samo. Budzik dzwonił o szóstej rano, a ja zrywałam się z łóżka, żeby przygotować Piotrowi świeże śniadanie. Jajecznica z pomidorami, owsianka z jabłkiem, czasem naleśniki – zawsze coś innego, bo przecież „rutyna zabija apetyt”, jak mawiał mój mąż. Potem szybki prysznic, kawa wypita w biegu i wyjście do pracy. W biurze byłam cicha i zamyślona, bo myślami już byłam w domu – planowałam obiad, kolację, listę zakupów.
Po pracy nie było mowy o spotkaniu z koleżankami czy chwili dla siebie. Biegłam do sklepu, potem do domu, gdzie czekała na mnie kolejna runda gotowania. Piotr wracał później, zawsze głodny i zawsze oczekujący czegoś świeżego. Nigdy nie chciał jeść tego, co zostało z poprzedniego dnia. – Odgrzewane jedzenie traci smak – powtarzał z uporem godnym lepszej sprawy.
Pamiętam, jak kiedyś próbowałam mu wytłumaczyć, że nie mam już siły. – Piotrze, może dziś zjemy resztki z wczoraj? Były naprawdę dobre… – zaczęłam nieśmiało. Spojrzał na mnie z lekkim rozczarowaniem i powiedział: – Zuzanna, przecież wiesz, że nie lubię odgrzewanego. Po co się tak upierasz?
Wtedy poczułam się jak służąca we własnym domu. Ale nie powiedziałam nic więcej. Zamiast tego zaczęłam gotować nową zupę.
Moja mama zawsze powtarzała: „Małżeństwo to kompromis”. Ale czy kompromis polega na tym, że tylko jedna strona się poświęca? Czasem miałam wrażenie, że jestem przezroczysta. Piotr nigdy nie pytał, jak minął mi dzień. Nie zauważał mojego zmęczenia ani tego, że coraz częściej zapominam o sobie.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z głową opartą na dłoniach. Piotr przyszedł do kuchni i rzucił: – Co dziś na kolację? Mam nadzieję, że nie to samo co wczoraj…
Nie wytrzymałam. – Piotrze, czy ty w ogóle widzisz, ile czasu spędzam w kuchni? Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, jak się czuję?
Spojrzał na mnie zdziwiony. – Przecież lubisz gotować…
– Lubiłam – poprawiłam go cicho. – Ale teraz czuję się jak robot. Nie mam już siły.
W pokoju zapadła cisza. Piotr wzruszył ramionami i wyszedł bez słowa. Zostałam sama z garnkami i swoim żalem.
Następnego dnia postanowiłam zrobić coś inaczej. Po pracy zamiast do sklepu poszłam na spacer po parku. Patrzyłam na ludzi siedzących na ławkach, matki z dziećmi, starsze pary trzymające się za ręce. Zazdrościłam im spokoju i lekkości.
Kiedy wróciłam do domu, Piotr czekał w kuchni. – Gdzie byłaś? Jestem głodny.
– Byłam na spacerze – odpowiedziałam spokojnie. – Dziś nie będzie świeżej kolacji. Możesz odgrzać sobie zupę z wczoraj.
Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu. W jego oczach pojawiło się coś nowego – może cień zrozumienia? A może tylko irytacja?
– Zuzanna…
– Piotrze, musimy porozmawiać – przerwałam mu stanowczo. – Nie mogę dłużej żyć tylko dla twojego żołądka.
Rozmowa była trudna. Piotr próbował tłumaczyć swoje przyzwyczajenia, mówił o tym, jak ważne jest dla niego dobre jedzenie po ciężkim dniu pracy. Ale ja też miałam swoje potrzeby. Chciałam być doceniona, zauważona, kochana nie tylko za to, co podaję na talerzu.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Piotr zaczął sam robić sobie kanapki na kolację albo zamawiał jedzenie na wynos. Ja miałam więcej czasu dla siebie – zaczęłam czytać książki, spotykać się z przyjaciółkami, chodzić na jogę.
Z czasem Piotr zaczął doceniać moje starania. Pewnego wieczoru przyszedł do kuchni i powiedział: – Zuzanna, dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz. Chciałbym spróbować twojej zupy z wczoraj…
Uśmiechnęłam się przez łzy wzruszenia.
Dziś wiem jedno: granice są potrzebne nawet w miłości. Bo jeśli sami o siebie nie zadbamy, nikt tego za nas nie zrobi.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet tkwi w podobnej pułapce codziennych obowiązków? Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla czyjegoś komfortu? Może najwyższy czas zacząć rozmawiać o tym głośno…