Czy można wybaczyć, gdy serce pęka? Historia ojca, który musiał wybrać między nienawiścią a przebaczeniem

– Nie! Zosia! – mój krzyk rozdarł ciszę, gdy zobaczyłem jej małe ciało leżące na asfalcie. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Był czerwcowy wieczór, słońce jeszcze nie zaszło, a my wracaliśmy z lodami ze sklepu na rogu. Zosia biegła przede mną, śmiejąc się, że pierwsza dotrze do domu. Nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Hamulce zapiszczały, ale było już za późno.

Pamiętam, jak klęczałem przy niej, trzymając jej dłoń. Czułem, jak życie uchodzi z jej ciała. Wokół zbiegli się sąsiedzi, ktoś dzwonił po karetkę, ktoś inny próbował mnie odciągnąć. Ale ja nie mogłem jej puścić. „Tato… zimno mi” – wyszeptała. To były jej ostatnie słowa.

Od tamtej chwili moje życie rozpadło się na kawałki. Moja żona, Marta, zamknęła się w sobie. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać. W domu panowała cisza, której nie dało się znieść. Każdy kąt przypominał mi o Zosi – jej rysunki na lodówce, pluszowy królik na łóżku, niedokończona książka na stole.

Najgorsze były noce. Leżałem bezsennie, patrząc w sufit i słysząc w głowie jej śmiech. Czułem gniew – na siebie, na los, na tego człowieka, który prowadził samochód. Nazywał się Andrzej Nowak. Miał 32 lata, żonę i dwójkę dzieci. Jechał za szybko, spieszył się do pracy.

Przez pierwsze tygodnie nie chciałem o nim słyszeć. Dla mnie był potworem, który odebrał mi wszystko. Ale potem zaczęły przychodzić listy – od jego żony, od niego samego. Przepraszał, błagał o spotkanie. Pisał o swoich dzieciach i o tym, że nie śpi po nocach.

Marta mówiła: „Nie odpowiadaj mu. Nie zasługuje na to.” Ale ja czułem, że muszę coś zrobić z tym bólem. Nienawiść mnie pożerała.

Pewnego dnia poszedłem na cmentarz. Usiadłem przy grobie Zosi i zacząłem mówić do niej szeptem:
– Córeczko… co mam zrobić? Jak mam żyć dalej?

Wróciłem do domu i napisałem do Andrzeja: „Spotkajmy się.” Umówiliśmy się w kawiarni na rynku. Przyszedł blady, z podkrążonymi oczami. Drżały mu ręce.

– Przepraszam – wyszeptał od razu. – Wiem, że to nic nie zmieni… Ale codziennie widzę jej twarz przed oczami.

Patrzyłem na niego długo. Widziałem człowieka złamanego, nie potwora. I wtedy coś we mnie pękło.

– Ja też codziennie ją widzę – powiedziałem cicho. – Ale jeśli będę cię nienawidził… nigdy nie będę mógł być ojcem dla niej nawet w pamięci.

Rozmawialiśmy długo. Opowiadał mi o swoim strachu przed więzieniem, o tym jak jego dzieci pytają, czemu tata płacze nocami. O tym, że żona grozi odejściem.

Wyszedłem stamtąd lżejszy o kilka ton bólu. Nie dlatego, że mu wybaczyłem – bo nie wiem, czy można naprawdę wybaczyć coś takiego – ale dlatego, że przestałem go nienawidzić.

Wieść o naszym spotkaniu szybko rozeszła się po miasteczku. Jedni mówili: „Jak on mógł? Ja bym go zabił!” Inni podziwiali moją odwagę. Marta przez tydzień nie odzywała się do mnie słowem.

W końcu usiedliśmy razem przy stole.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała cicho.
– Bo nie chcę już żyć w piekle – odpowiedziałem.

Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną jak dawniej. Może nigdy nie pogodzimy się z tym, co się stało. Ale wiem jedno: nienawiść niczego nie naprawiła. Przebaczenie też nie uzdrowiło wszystkiego – ale pozwoliło mi oddychać.

Czasem idę na cmentarz i mówię do Zosi:
– Wybaczyłem mu… ale czy ty byś potrafiła?

Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto odebrał ci wszystko? Czy to jest siła czy słabość? Może wy też kiedyś musieliście wybierać między gniewem a przebaczeniem?