Gorzki prezent: Jak walka o mieszkanie rozdarła moją rodzinę przed ślubem
– Nie rozumiem, dlaczego nie możemy po prostu cieszyć się tym wieczorem – powiedziałam, patrząc na mamę, która już trzeci raz poprawiała obrus na stole. W powietrzu wisiała nerwowa cisza, przerywana tylko stukotem sztućców i cichym szeptem babci Zofii. Był przeddzień mojego ślubu z Pawłem, a nasz rodzinny obiad miał być chwilą radości i wzruszeń. Tymczasem czułam się jak pionek w grze, której zasad nie znałam.
– Córciu, przecież to dla waszego dobra – wtrącił tata, zerkając ukradkiem na teścia, pana Marka. – Chcemy, żebyście mieli dobry start.
Paweł siedział obok mnie, ściskając moją dłoń pod stołem. Jego matka, pani Teresa, uśmiechała się sztucznie i co chwila zerkała na swoją kopertę leżącą przy talerzu. Wszyscy wiedzieliśmy, co jest w środku – akt własności do mieszkania na Pradze. Moja mama z kolei już od tygodnia powtarzała, że „ich” mieszkanie na Ursynowie jest większe i lepiej skomunikowane.
– Ależ my też mamy dla was niespodziankę! – wykrzyknęła nagle mama Pawła, przerywając niezręczną ciszę. – Mieszkanie po naszej cioci Halinie jest już gotowe do zamieszkania. Zrobiliśmy remont, wszystko pod klucz!
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Tata odchrząknął i wyciągnął z kieszeni klucze.
– My również chcieliśmy wam coś przekazać – powiedział z dumą. – Nasze mieszkanie na Ursynowie jest wasze. Nie musicie się martwić o kredyty czy wynajem.
Wszyscy spojrzeli na mnie i Pawła. Czułam się jak trofeum, o które walczą dwie rodziny. Paweł próbował coś powiedzieć, ale jego głos ugrzązł w gardle.
– Może… może porozmawiamy o tym później? – zaproponowałam cicho.
– Nie ma o czym rozmawiać! – wtrąciła się mama. – To poważna decyzja. Musicie wybrać.
Babcia Zofia westchnęła ciężko.
– Kiedyś ludzie cieszyli się z byle czego… Teraz wszystko musi być większe, lepsze…
Wtedy wybuchłam.
– Czy wy naprawdę myślicie, że chodzi nam o mieszkanie?! Że to jest najważniejsze? Przecież to nasz ślub! Chcemy być razem, a nie wybierać między waszymi prezentami!
Zapadła cisza. Paweł patrzył na mnie z wdzięcznością, ale widziałam łzy w oczach mamy i gniew na twarzy pana Marka.
Po kolacji zamknęłam się w swoim pokoju. Słyszałam przez drzwi kłótnie rodziców. Mama płakała:
– Zawsze wszystko robię źle! Chciałam tylko pomóc…
Tata próbował ją pocieszyć:
– Daj spokój, ona jest dorosła. Musi sama zdecydować.
W tym samym czasie Paweł pisał do mnie SMS-y:
„Może powinniśmy po prostu wyjechać? Zostawić to wszystko?”
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z ostatnich miesięcy. Przypomniałam sobie dzieciństwo – wieczne porównywanie się do kuzynki Kasi, która zawsze miała lepsze oceny i droższe zabawki. Mama nigdy nie umiała cieszyć się z małych rzeczy – zawsze musiało być „najlepiej”.
Rano przy śniadaniu panowała grobowa atmosfera. Tata czytał gazetę, mama udawała, że sprząta kuchnię. Paweł przyszedł po mnie wcześniej niż zwykle.
– Musimy pogadać – powiedział stanowczo.
Wyszliśmy na spacer do parku Skaryszewskiego. Paweł milczał przez dłuższą chwilę.
– Wiesz… Moja mama już planuje remont pod nasze gusta. Twój tata chce przepisać mieszkanie jeszcze dziś. Czuję się jak dziecko między dwoma rozwiedzionymi rodzicami.
Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
– Ja też tak mam. Ale nie chcę zaczynać naszego wspólnego życia od długów wdzięczności wobec kogokolwiek.
Paweł uśmiechnął się smutno.
– To co robimy?
Zadzwoniłam do rodziców i poprosiłam o spotkanie wszystkich razem – u nas w domu. Kiedy wszyscy usiedli przy stole, powiedziałam:
– Dziękujemy za wszystko, co dla nas robicie. Ale nie chcemy żadnego mieszkania jako prezentu ślubnego. Chcemy sami zapracować na swoje miejsce na ziemi.
Mama rozpłakała się na dobre.
– Ale jak to?! Przecież to dla was!
Tata spuścił głowę.
– Może mają rację… My też kiedyś zaczynaliśmy od zera.
Pani Teresa była wyraźnie urażona.
– To wasza decyzja – powiedziała chłodno.
Po wszystkim poczułam ulgę i strach jednocześnie. Wiedziałam, że nie będzie łatwo – kredyt, wynajem, codzienne problemy… Ale pierwszy raz poczułam się dorosła i wolna od oczekiwań innych.
Dziś, kilka miesięcy po ślubie, wynajmujemy małe mieszkanie na Ochocie. Czasem jest ciężko – brakuje nam pieniędzy, kłócimy się o drobiazgi. Ale nikt nie przypomina nam codziennie o „darach” i „zasługach” rodziców.
Często wracam myślami do tamtego wieczoru i pytam siebie: czy naprawdę warto było aż tak walczyć o niezależność? Czy szczęście można dostać w prezencie? A może trzeba je sobie samemu wywalczyć?