Jak jeden krem do twarzy rozbił dwie rodziny – Moja historia o zaufaniu, zazdrości i przebaczeniu
– To co to za krem? – głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy blacie, trzymając w ręku mały, elegancki słoiczek. Jeszcze rano wydawało mi się, że to będzie zwykły dzień – kawa, praca, powrót do domu. Ale kiedy otworzyłam torebkę i zobaczyłam prezent od koleżanki z pracy, nie spodziewałam się, że ten drobiazg wywoła burzę, która rozbije mój świat na kawałki.
– Dostałam w pracy, od Magdy – odpowiedziałam, starając się brzmieć obojętnie. Ale mama już patrzyła na mnie tym swoim podejrzliwym wzrokiem. – Magda? Ta Magda, co zawsze cię podgryza? – zapytała, a ja poczułam, jak narasta we mnie irytacja.
Nie miałam siły tłumaczyć, że to tylko krem. Że Magda naprawdę chciała być miła po tym, jak ostatnio pokłóciłyśmy się o projekt. Ale mama już wiedziała swoje. – Lepiej uważaj na takie prezenty. Nigdy nie wiadomo, co ludzie mają na myśli – rzuciła i wyszła z kuchni.
Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że to dopiero początek.
Wieczorem wrócił Tomek, mój mąż. Zmęczony po pracy, rzucił torbę w kąt i usiadł przy stole. – Coś się stało? – zapytał, widząc moją minę. – Nie wiem… Mama znowu robi aferę o nic – westchnęłam. – O co tym razem? – O krem do twarzy…
Tomek wybuchnął śmiechem. – Serio? Moja mama by cię za taki prezent wycałowała! – rzucił lekko. I wtedy poczułam ukłucie zazdrości. Bo jego mama zawsze była inna niż moja – serdeczna, otwarta, czasem aż za bardzo wtrącała się w nasze życie. Ale nigdy nie oceniała mnie tak ostro.
Kilka dni później pojechaliśmy do teściów na obiad. Ledwo przekroczyliśmy próg, teściowa już wyciągała ręce po wnuczka i zagadywała mnie o wszystko. W pewnym momencie zauważyła krem leżący w mojej torebce.
– Ooo, a co to za cudo? – zapytała z uśmiechem. – Dostałam w pracy… – zaczęłam tłumaczyć, ale ona już otwierała słoiczek i wąchała zawartość. – Wiesz co? Zawsze marzyłam o takim kremie! U nas w aptece takich nie ma…
Zanim zdążyłam zareagować, teściowa już poprosiła mnie o próbkę. Dałam jej trochę na rękę, a ona była zachwycona. Tomek patrzył na nas rozbawiony.
Po powrocie do domu mama czekała na mnie z miną sfinksa. – Byłaś u teściów? – Tak…
– I co? Pokazałaś im ten krem? – Tak…
– No widzisz! Od razu mówiłam! Oni zawsze muszą mieć lepiej! Pewnie teraz będą cię podjudzać przeciwko mnie!
Zamarłam. Po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach. Mama nigdy nie mówiła tak otwarcie o swojej zazdrości wobec teściowej. Zawsze udawała, że wszystko jest w porządku, ale teraz…
Od tego dnia zaczęło się piekło. Mama coraz częściej komentowała moje relacje z teściową: – Znowu byłaś u nich? A może powinnaś tam zamieszkać?
Tomek zaczął mieć dość: – Nie rozumiem twojej matki! Przecież nic złego nie robisz!
A ja byłam rozdarta. Z jednej strony chciałam być dobrą córką i nie ranić mamy. Z drugiej strony czułam się coraz bardziej związana z rodziną Tomka, gdzie mogłam być sobą.
W pracy Magda zauważyła moją zmianę nastroju:
– Coś się dzieje? Wyglądasz na przybitą.
– To przez ten krem…
– Przez krem?!
– Tak… Moja mama uważa, że ktoś chce mi zaszkodzić, a teściowa jest zachwycona i teraz mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą jak na zdrajczynię.
Magda pokiwała głową ze współczuciem:
– Wiesz co? Może czas postawić granice. To tylko krem.
Ale dla mojej mamy to nie był tylko krem. To był symbol wszystkiego, czego bała się stracić: mojej lojalności, bliskości, kontroli nad moim życiem.
Pewnego wieczoru doszło do wybuchu. Mama przyszła do nas bez zapowiedzi i zobaczyła mnie nakładającą krem na twarz przed lustrem.
– No pięknie! Już nawet nie używasz tych rzeczy, które ci kupuję! Wszystko dla teściowej!
Tomek nie wytrzymał:
– Mamo! (do mojej mamy) Przestań ją szantażować emocjonalnie! To tylko krem!
Mama rozpłakała się i wybiegła z mieszkania.
Zostałam sama przed lustrem, z twarzą pokrytą kremem i łzami spływającymi po policzkach.
Przez kilka dni nie odbierała ode mnie telefonu. W końcu poszłam do niej osobiście.
– Mamo… Przepraszam…
– Za co? Że masz własne życie?
– Nie chcę cię ranić… Ale musisz mi pozwolić być sobą.
Mama długo milczała.
– Boję się cię stracić…
Objęłam ją mocno i po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę.
Dziś wiem, że ten krem był tylko pretekstem. Że prawdziwy problem tkwił głębiej: w lęku przed zmianą, przed utratą bliskich, przed dorosłością mojego dziecka.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich „kremów” pojawi się w naszym życiu? Czy potrafimy rozmawiać o tym, co naprawdę ważne?
A wy? Czy też mieliście kiedyś sytuację, gdy drobiazg stał się początkiem wielkiej burzy?