Jak zostałam niewidzialna w domu własnego syna – historia matki, która przestała być doceniana
– Mamo, możesz jeszcze przetrzeć blat? – głos Marty, mojej synowej, rozbrzmiał w kuchni, kiedy ledwo zdążyłam odłożyć ścierkę po umyciu naczyń. Stałam tam, zgarbiona, z mokrymi rękami, patrząc na nią i mojego syna, Pawła, który nawet nie oderwał wzroku od ekranu laptopa. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i domowego ciasta, które upiekłam rano, zanim wszyscy wstali.
Przyjechałam do Warszawy z Radomia na weekend, żeby zobaczyć się z rodziną. Miałam nadzieję na rozmowy przy stole, wspólne spacery po Łazienkach, może nawet wieczór z planszówkami, jak kiedyś. Zamiast tego czułam się jak cień – obecna, ale niezauważalna.
– Jasne, już to robię – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się gotowałam. Przecież przyjechałam tu odpocząć, a nie sprzątać po wszystkich. Ale nie chciałam robić sceny. Paweł zawsze powtarzał: „Mamo, nie przesadzaj, Marta jest miła, tylko czasem zapomina o manierach”.
Tego dnia Marta wyszła do pracy, a Paweł zamknął się w gabinecie. Zostałam sama z ich córką, Zosią. Mała bawiła się klockami na dywanie w salonie.
– Babciu, pobawisz się ze mną? – zapytała.
– Oczywiście, kochanie – uśmiechnęłam się szeroko. Przez chwilę poczułam się potrzebna. Budowałyśmy wieżę z klocków, śmiałyśmy się głośno. Ale kiedy Marta wróciła do domu i zobaczyła rozsypane zabawki, westchnęła ciężko.
– Mamo Pawle, mogłaby pani pilnować porządku? Zosia potem nie chce sprzątać sama.
Zamurowało mnie. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam zbierać klocki do pudełka. Zosia patrzyła na mnie smutno.
Wieczorem usiedliśmy do kolacji. Przyniosłam sałatkę jarzynową – moją specjalność. Paweł nakładał sobie na talerz bez słowa.
– Smakuje? – zapytałam nieśmiało.
– Mhm – mruknął i wrócił do rozmowy z Martą o jej pracy.
Czułam się coraz bardziej zbędna. Przypomniały mi się czasy, kiedy Paweł był mały i wszystko robił ze mną: piekliśmy ciasta, chodziliśmy na spacery po parku, rozmawialiśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Teraz miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do ich życia – dodatkiem, który przeszkadza.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam na rozkładanej kanapie w salonie i słyszałam przez cienką ścianę śmiech Marty i Pawła. Rozmawiali o planach na wakacje – ani słowem nie wspomnieli o mnie. Poczułam łzy pod powiekami.
Następnego dnia rano Marta poprosiła mnie o pomoc przy praniu.
– Mamo Pawle, czy mogłaby pani rozwiesić pranie? Ja muszę się przygotować do spotkania online.
Zgodziłam się bez słowa sprzeciwu. Wieszając mokre ubrania na balkonie, patrzyłam na szare warszawskie niebo i zastanawiałam się: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo go rozpieściłam? Czy powinnam była być bardziej stanowcza?
Po południu zadzwoniła moja przyjaciółka Basia.
– I jak tam u syna? Odpoczywasz?
Zawahałam się przez chwilę.
– Wiesz co… Czuję się tu trochę jak pomoc domowa. Nikt nawet nie powiedział „dziękuję”.
Basia westchnęła.
– Może musisz im powiedzieć, co czujesz?
Wieczorem zebrałam się na odwagę. Po kolacji poprosiłam Pawła o rozmowę.
– Synku… Czy ty widzisz, ile rzeczy robię tutaj dla was?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Mamo, przecież nikt cię nie zmusza. Chcesz pomagać – to pomagasz.
Zatkało mnie. Marta dodała:
– My naprawdę doceniamy twoją obecność… Ale może po prostu nie jesteśmy przyzwyczajeni do okazywania wdzięczności tak często?
Poczułam się jeszcze gorzej. Czy naprawdę oczekuję za dużo? Czy to ja jestem problemem?
Ostatniego dnia pobytu spakowałam swoje rzeczy wcześniej niż planowałam. Zosia przybiegła do mnie z rysunkiem.
– Babciu, narysowałam nas razem! – powiedziała z dumą.
Przytuliłam ją mocno i łzy popłynęły mi po policzkach.
Paweł odprowadził mnie na dworzec.
– Mamo… Nie bierz tego wszystkiego tak do siebie. My po prostu żyjemy inaczej niż ty.
W pociągu do Radomia patrzyłam przez okno na mijające pola i domy. W głowie dudniło mi jedno pytanie: czy naprawdę miłość matki może być tak łatwo niezauważona? Czy to ja powinnam zmienić swoje oczekiwania… czy może oni powinni nauczyć się wdzięczności?
Czasem myślę: czy gdyby mnie zabrakło, ktoś zauważyłby moją nieobecność? A może każda matka w końcu staje się niewidzialna dla własnych dzieci?