„Już od dziesięciu lat wiedziałam o twoich zdradach, ale grałam szczęśliwą żonę. Teraz odchodzę po 25 latach małżeństwa” – Historia Anny Nowak

– Myślisz, że nie wiem? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć pewnie. Stałam w kuchni, opierając się o blat, a Marek patrzył na mnie z niedowierzaniem. W jego oczach widziałam cień strachu, którego nie widziałam od lat.

– O czym ty mówisz, Anka? – próbował się uśmiechnąć, ale usta miał zaciśnięte w cienką linię.

– O tym, że od dziesięciu lat udaję przed sobą i przed dziećmi, że wszystko jest w porządku. Że nie widzę twoich zdrad, twoich późnych powrotów, tych perfum na twojej koszuli, których nigdy nie używałam.

Cisza. Tylko zegar tykał na ścianie. W tej chwili czułam się jak aktorka w kiepskim serialu, ale to była moja rzeczywistość. Moje życie.

Marek spuścił wzrok. – Przesadzasz…

– Nie przesadzam! – krzyknęłam. – Wiesz, co jest najgorsze? Że przez tyle lat pozwoliłam ci na to. Udawałam szczęśliwą żonę dla dzieci, dla sąsiadów, dla mojej matki. A w środku umierałam każdego dnia.

Pamiętam dokładnie ten pierwszy raz, gdy poczułam, że coś jest nie tak. To był zwykły wtorek. Marek wrócił późno z pracy, a ja znalazłam w jego kieszeni paragon z restauracji w centrum Warszawy. Dwie osoby, kolacja za trzysta złotych. Zapytałam go wtedy, z kim był. Skłamał bez mrugnięcia okiem: „Z Tomkiem z pracy”.

Od tamtej pory zaczęłam zauważać coraz więcej znaków. Wiadomości na telefonie, które szybko kasował. Dziwne rozmowy przez zamknięte drzwi łazienki. I ten zapach – słodki, ciężki zapach damskich perfum.

Przez dziesięć lat żyłam w kłamstwie. Najpierw próbowałam walczyć – prosiłam go o szczerość, płakałam po nocach, szukałam winy w sobie. Może za mało się starałam? Może powinnam schudnąć? Może powinnam być bardziej wyrozumiała?

Ale potem przyszła rezygnacja. Dla dzieci – Julki i Kuby – chciałam utrzymać pozory normalności. Nie chciałam być tą matką, która rozbija rodzinę. Wszyscy wokół mieli swoje problemy: moja siostra rozwiodła się po piętnastu latach i do dziś nie może się pozbierać; sąsiadka z dołu codziennie płacze przez męża alkoholika. Myślałam: „Nie będę jak one”.

Ale byłam.

Najgorsze były święta. Wigilia przy jednym stole, a ja wiedziałam, że dwa dni wcześniej Marek był z inną kobietą w hotelu pod Warszawą. Udawałam przed dziećmi, że wszystko jest dobrze. Uśmiechałam się do zdjęć rodzinnych, a potem zamykałam się w łazience i dławiłam łzy.

Moja mama zawsze powtarzała: „Małżeństwo to kompromis”. Ale czy kompromisem jest pozwolenie na to, by ktoś cię niszczył?

Pewnego dnia Julka wróciła ze szkoły i rzuciła mi się na szyję:
– Mamo, czemu jesteś taka smutna?

Nie umiałam odpowiedzieć. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć jej wszystko – o zdradach ojca, o moim bólu – ale nie mogłam jej tego zrobić. Miała wtedy szesnaście lat i swoje własne problemy.

Kuba był inny – zamknięty w sobie, wiecznie przy komputerze. Czułam, że coś przeczuwał, ale nigdy nie zapytał wprost.

Przełom nastąpił rok temu. Marek wyjechał służbowo do Krakowa. Przypadkiem zobaczyłam wiadomość na jego laptopie: „Tęsknię za tobą już teraz…”. Nie podpisała się żadna Kasia z pracy ani koleżanka ze studiów. To była kolejna kobieta.

Zebrałam się wtedy na odwagę i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Magdy.
– Magda… ja już nie mogę tak żyć.

Magda milczała przez chwilę, a potem powiedziała: – Anka, musisz pomyśleć o sobie. Ile jeszcze wytrzymasz?

To pytanie wracało do mnie przez kolejne miesiące jak bumerang.

Zaczęłam chodzić do psychologa. Na początku czułam się winna – przecież to ja powinnam być silna, ogarniać dom i dzieci. Ale z każdą kolejną wizytą czułam się lżejsza. Zrozumiałam jedno: nie jestem winna temu, co zrobił Marek.

W końcu nadszedł dzień decyzji.

Stałam przed lustrem w naszej sypialni i patrzyłam na siebie – zmęczoną kobietę z siwymi pasmami we włosach i cieniami pod oczami.
– Anka… ile jeszcze będziesz udawać? – zapytałam siebie szeptem.

Wieczorem usiadłam z Markiem przy stole.
– Odchodzę – powiedziałam spokojnie.

Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Co ty wygadujesz? Przecież mamy dom, dzieci…

– Mamy dom i dzieci, ale nie mamy już siebie – odpowiedziałam cicho.

Przez chwilę myślałam, że zacznie błagać o wybaczenie. Ale on tylko wzruszył ramionami i wyszedł do drugiego pokoju.

Następne tygodnie były piekłem. Dzieci płakały, mama dzwoniła codziennie i pytała: „Czy naprawdę musisz to robić?”. Sąsiedzi patrzyli na mnie z litością albo szeptali za plecami.

Ale ja po raz pierwszy od lat poczułam ulgę.

Znalazłam mieszkanie na wynajem na Ochocie. Małe dwa pokoje z widokiem na park Szczęśliwicki. Pierwszego wieczoru usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty i poczułam… spokój.

Julka długo nie mogła mi wybaczyć. Krzyczała:
– Zniszczyłaś naszą rodzinę! Tata mówił, że to przez ciebie!

Serce mi pękało za każdym razem, gdy to słyszałam. Ale wiedziałam jedno: nie mogę żyć dla innych kosztem siebie.

Kuba przyjechał do mnie po miesiącu.
– Mamo… czy ty jesteś teraz szczęśliwa?

Popatrzyłam mu w oczy i po raz pierwszy od dawna odpowiedziałam szczerze:
– Tak, Kuba. Jestem szczęśliwa.

Minął rok od mojego odejścia. Nadal boli mnie to wszystko – wspomnienia wracają nocami jak złe sny. Ale nauczyłam się żyć dla siebie. Zaczęłam malować obrazy, zapisałam się na jogę. Poznałam nowych ludzi – takich jak ja: poranionych przez życie, ale gotowych zacząć od nowa.

Czasem spotykam Marka na ulicy. Patrzy na mnie z wyrzutem albo udaje, że mnie nie widzi. Już mnie to nie boli.

Najtrudniejsze było wybaczyć sobie samej te wszystkie lata milczenia i udawania.

Czy warto było tyle czekać? Czy można naprawdę zacząć od nowa po pięćdziesiątce?

A może każda z nas musi najpierw upaść na samo dno, żeby nauczyć się kochać siebie?