Kiedy dziecko mówi: „Nie kocham cię już, mamo” – Historia jednej matki z Krakowa

– Mamo, ja już cię nie kocham. Chcę mieszkać z tatą.

Słowa Michała rozbrzmiewają w mojej głowie jak echo, które nie chce ucichnąć. Siedzi naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, nogi zwisają mu z krzesła, a w oczach widzę coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – chłód. Ma dopiero dziewięć lat. W dłoniach ściskam kubek z herbatą tak mocno, że aż drżą mi palce.

– Michałku, dlaczego tak mówisz? – pytam cicho, starając się nie rozpłakać.

Wzrusza ramionami. – Bo tata mnie rozumie. U ciebie zawsze tylko szkoła, obowiązki i krzyki. U taty jest fajniej.

Czuję, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. Przez chwilę nie mogę złapać oddechu. Przypominam sobie wszystkie te wieczory, kiedy siedziałam przy jego łóżku, czytałam bajki, tuliłam go po koszmarach. Czy to wszystko już się nie liczy?

Rozwód z Piotrem był jak powolne rozrywanie szwów na starym ubraniu – niby wiedziałam, że to się stanie, ale i tak bolało. Michał miał wtedy siedem lat. Przez dwa lata próbowałam być dla niego wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką. Ale Piotr… Piotr potrafił być czarujący. Kiedy zabierał Michała na weekendy, wracał roześmiany, opowiadał o kinie, lodach i nowych grach komputerowych. Ja zostawałam z codziennością: odrabianiem lekcji, sprzątaniem pokoju i walką o każdą ocenę.

– Michałku, przecież wiesz, że cię kocham najbardziej na świecie – mówię drżącym głosem.

– Ale ja ciebie już nie – odpowiada i spuszcza wzrok.

Nie wytrzymuję. Wstaję od stołu i zamykam się w łazience. Płaczę tak cicho, żeby nie usłyszał. Próbuję sobie przypomnieć moment, kiedy zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy pierwszy raz podniosłam na niego głos? Albo kiedy nie miałam czasu na wspólne układanie klocków LEGO? Może powinnam była mniej pracować?

Wieczorem dzwonię do mojej mamy.

– Mamo, Michał powiedział, że mnie nie kocha…

– Dziecko, on jest jeszcze mały. Nie rozumie tego wszystkiego. Piotr pewnie mu coś nagadał – słyszę w słuchawce.

Ale ja wiem swoje. Michał jest mądry. Wie, co mówi.

Następnego dnia odbieram go ze szkoły. Idziemy w milczeniu przez Planty. Liście szeleszczą pod nogami. Chciałabym go przytulić, ale czuję między nami mur.

– Michałku…

– Nie mów tak do mnie – przerywa mi ostro.

Zatrzymuję się. – Dlaczego jesteś dla mnie taki niemiły?

Wzrusza ramionami i przyspiesza kroku.

Wieczorem dzwoni Piotr.

– Słuchaj, Michał mówił mi, że źle się u ciebie czuje. Może rzeczywiście lepiej będzie, jak zamieszka ze mną? – mówi spokojnym głosem.

– Piotrze! On ma dziewięć lat! Potrzebuje matki!

– Potrzebuje spokoju – odpowiada chłodno.

Czuję się osaczona. Z jednej strony Piotr – zawsze opanowany, zawsze wiedzący lepiej. Z drugiej strony Michał – mój synek, który nagle stał się dla mnie obcy.

W pracy nie mogę się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, patrzy na mnie z troską.

– Coś się stało?

Opowiadam jej wszystko przy kawie.

– Może Michał po prostu tęskni za ojcem? Albo buntuje się przeciwko temu wszystkiemu? Dzieci czasem mówią rzeczy, których potem żałują – pociesza mnie.

Ale ja czuję w środku pustkę.

Wieczorami przeglądam stare zdjęcia: Michał na rowerze w parku Jordana; Michał z lizakiem na Plantach; Michał śpiący wtulony we mnie po gorączce. Czy naprawdę mogłam to wszystko stracić?

W weekend Piotr zabiera Michała do siebie. Wraca w niedzielę wieczorem jeszcze bardziej zamknięty w sobie.

– Mamo, tata mówił, że u niego będę miał własny pokój i komputer.

– Ale przecież tutaj też masz swój kąt…

– Ale tam jest lepiej! – wybucha nagle. – Ty tylko krzyczysz! Nigdy nie masz czasu!

Zaczynam płakać przy nim pierwszy raz od lat.

– Przepraszam cię… Staram się… Naprawdę się staram…

Michał patrzy na mnie przez chwilę bez słowa i wychodzi do swojego pokoju.

Tej nocy nie śpię prawie wcale. Myślę o tym wszystkim: o rozwodzie, o tym jak Piotr potrafił manipulować ludźmi; o tym jak bardzo chciałam być dobrą matką i jak bardzo mi nie wyszło.

W poniedziałek rano dostaję wezwanie do szkoły. Wychowawczyni mówi:

– Pani syn jest ostatnio bardzo zamknięty w sobie. Ma problemy z koncentracją. Może warto porozmawiać z psychologiem?

Wracam do domu i dzwonię do Piotra.

– Musimy coś zrobić. Michał cierpi przez naszą wojnę.

Piotr milknie na chwilę.

– Może rzeczywiście powinniśmy pójść razem do psychologa rodzinnego?

Zgadzam się bez wahania.

Pierwsza wizyta jest trudna. Michał siedzi skulony na fotelu i milczy. Psycholog pyta go:

– Co czujesz wobec mamy?

Michał spuszcza głowę.

– Nie wiem… Czasem ją kocham… Czasem nienawidzę…

Łzy napływają mi do oczu.

Po kilku spotkaniach zaczynamy rozmawiać więcej. Michał powoli otwiera się przede mną. Pewnego wieczoru przychodzi do mnie do kuchni.

– Mamo… Przepraszam… Ja nie chciałem tak powiedzieć…

Przytulam go mocno i płaczemy razem.

Ale wiem już jedno: ta rana zostanie we mnie na zawsze. Zawsze będę się bała, że stracę jego miłość przez własne błędy albo przez cudze manipulacje.

Czasem patrzę na niego i pytam siebie: czy można nauczyć się być dobrą matką po rozwodzie? Czy można odbudować zaufanie dziecka? Czy wy też baliście się kiedyś stracić miłość własnego dziecka?