Mama chce nam pomóc kupić mieszkanie, ale mój mąż woli oddać pieniądze swojemu choremu ojcu. Czy można wybrać między rodziną a rodziną?

– Nie rozumiesz, Anka! On nie ma nikogo poza mną! – głos Pawła drżał, a ja czułam, jak ściska mnie w gardle. Stałam przy oknie naszej wynajmowanej kawalerki na Pradze, patrząc na szare podwórko, gdzie nasz synek bawił się z innymi dziećmi. W ręku trzymałam telefon z wiadomością od mamy: „Mam dla was niespodziankę. Pomogę wam z wkładem na mieszkanie”.

To powinien być najszczęśliwszy dzień mojego życia. Po latach tułaczki po cudzych kątach, po wiecznych przeprowadzkach i niepewności, czy za miesiąc nie będziemy musieli szukać nowego dachu nad głową, wreszcie pojawiła się szansa na własny dom. Ale Paweł patrzył na mnie z wyrzutem, jakbym chciała odebrać mu coś najcenniejszego.

– Paweł… – zaczęłam cicho. – To jest nasza szansa. Mama nie jest bogata, ale uzbierała trochę pieniędzy i chce nam pomóc. Wiesz, jak długo na to czekaliśmy?

– A mój ojciec? – przerwał mi ostro. – On właśnie dowiedział się, że ma raka. Nie ma oszczędności, nie ma nikogo poza mną. Jeśli mu nie pomożemy, zostanie sam z tym wszystkim.

Usiadłam ciężko na kanapie. Przez chwilę milczeliśmy. Słyszałam tylko ciche odgłosy zabawy za oknem i szum samochodów z ulicy. W głowie miałam mętlik. Z jednej strony własne mieszkanie – bezpieczeństwo dla naszego synka, koniec wiecznego pakowania walizek i życia na walizkach. Z drugiej – chory teść, którego nigdy nie darzyłam szczególną sympatią, ale który był ojcem mojego męża.

– Może… może mama mogłaby podzielić te pieniądze? – zaproponowałam niepewnie.

Paweł spojrzał na mnie z goryczą.

– Ona nie jest milionerką. Sama mówiła, że to wszystko, co ma. Jeśli damy połowę ojcu, to i tak nie wystarczy na leczenie. A jeśli weźmiemy wszystko na mieszkanie, on zostanie z niczym.

Poczułam łzy napływające do oczu. Przypomniałam sobie wszystkie te noce, kiedy synek płakał, bo sąsiad zza ściany znowu urządzał imprezę do rana. Przypomniałam sobie strach, kiedy właścicielka mieszkania zadzwoniła i powiedziała, że jej córka wraca z Anglii i musimy się wyprowadzić w ciągu miesiąca. Przypomniałam sobie rozmowy z mamą – jej ciche marzenie, żebyśmy mieli coś swojego.

– Paweł… A co z nami? Z naszym synem? – zapytałam szeptem.

– My sobie poradzimy – odpowiedział twardo. – Jesteśmy młodzi, zdrowi. Możemy jeszcze poczekać. Ale on… on już nie ma czasu.

Wtedy zadzwoniła mama.

– Aniu? Wszystko w porządku? – jej głos był ciepły i troskliwy.

– Tak, mamo… tylko… Paweł chciałby przekazać te pieniądze swojemu tacie na leczenie – powiedziałam drżącym głosem.

Zapadła cisza.

– Rozumiem… Ale to są wasze pieniądze. Chciałam wam pomóc zacząć nowe życie. Nie wiem, czy będę mogła jeszcze kiedyś tyle uzbierać.

Po rozmowie długo siedziałam w milczeniu. Paweł wyszedł do sklepu, a ja patrzyłam na nasze skromne mieszkanie: obdrapane ściany, stary dywanik, dziecięce rysunki przyklejone taśmą do lodówki. Czy naprawdę powinnam zrezygnować z marzenia o domu dla naszej rodziny?

Wieczorem Paweł wrócił i usiadł obok mnie.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Wiem, że to trudne. Ale nie mogę zostawić ojca samego.

– A ja nie chcę zostawić naszej rodziny bez szansy na lepsze życie – odpowiedziałam równie cicho.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Unikaliśmy rozmów o pieniądzach, ale temat wisiał nad nami jak chmura burzowa. Synek pytał, kiedy będziemy mieli własny pokój dla niego; mama dzwoniła codziennie i pytała, czy podjęliśmy decyzję; teść leżał w szpitalu i czekał na wieści o leczeniu.

W końcu usiedliśmy razem przy kuchennym stole.

– Musimy zdecydować – powiedziałam stanowczo. – Albo pomagamy twojemu ojcu i zostajemy tu, gdzie jesteśmy… albo inwestujemy w nasze życie i próbujemy zapewnić synkowi stabilność.

Paweł spuścił głowę.

– Może… może poprosimy innych członków rodziny o wsparcie? Może ktoś jeszcze się dorzuci?

– Próbowałam już rozmawiać z twoją siostrą – westchnęłam. – Ona sama ledwo wiąże koniec z końcem.

Zapanowała cisza. W końcu Paweł podjął decyzję:

– Dajmy ojcu te pieniądze. Może to mu uratuje życie. Mieszkanie możemy jeszcze kiedyś kupić.

Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Ale nie protestowałam. Wiedziałam, że jeśli zmuszę Pawła do innej decyzji, nigdy mi tego nie wybaczy.

Mama była rozczarowana, ale nie powiedziała ani słowa więcej. Teść dostał pieniądze i rozpoczął leczenie. My zostaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu – kolejny rok pełen niepewności i strachu przed kolejną przeprowadzką.

Czasem patrzę na synka śpiącego w naszym łóżku i zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy można wybrać między rodziną a rodziną? Czy kiedyś będziemy mieli własny dom?

Może ktoś z was miał podobny dylemat? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?