Mąż żąda, żebym wyrzuciła mamę z jej własnego domu. Czy naprawdę muszę wybierać między rodziną a miłością?

– Nie da się tak żyć, Aniu! – głos Pawła odbił się echem od ścian salonu, w którym jeszcze przed chwilą panowała cisza. – Musisz coś z tym zrobić! Albo ona, albo ja!

Zamarłam z kubkiem herbaty w dłoni. Mama siedziała w swoim ulubionym fotelu pod oknem, udając, że czyta gazetę, ale widziałam, jak jej dłonie drżą. W powietrzu wisiała cisza, gęsta od niewypowiedzianych słów i stłumionych emocji. Przez chwilę miałam ochotę uciec – wybiec na klatkę schodową i zostawić za sobą ten dom, te ściany, które pamiętały moje dzieciństwo i wszystkie nasze wspólne chwile.

Ale nie mogłam. To był dom mojej mamy. Dom, w którym się wychowałam, gdzie tata malował ściany na żółto, bo mama kochała słońce nawet w listopadzie. Dom, w którym po raz pierwszy złamałam serce i gdzie mama tuliła mnie do snu, kiedy miałam gorączkę. Teraz miałam tu mieszkać z Pawłem – moim mężem, który jeszcze dwa lata temu przysięgał miłość i wsparcie na dobre i na złe.

– Paweł… – zaczęłam cicho, ale przerwał mi gwałtownym ruchem ręki.

– Nie chcę słuchać kolejnych wymówek! – syknął. – Twoja mama wtrąca się we wszystko! Nawet nie możemy spokojnie zjeść kolacji, bo ona musi komentować, jak gotuję ziemniaki! A kiedy próbuję obejrzeć mecz, ona przełącza na seriale! To jest nie do zniesienia!

Mama podniosła wzrok znad gazety. Jej oczy były czerwone.

– Przepraszam… – wyszeptała. – Nie chciałam przeszkadzać.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przecież to nie jej wina. Po ślubie nie mieliśmy dokąd pójść – nasze oszczędności stopniały po weselu, a mieszkania w Warszawie kosztują fortunę. Mama zaproponowała, żebyśmy zamieszkali razem. „Będzie nam raźniej” – mówiła wtedy. „Pomogę wam, a wy pomożecie mnie”.

Na początku było dobrze. Paweł nawet żartował z mamą przy obiedzie, czasem razem oglądali stare polskie komedie. Ale z czasem zaczęły się drobne spięcia: o to, kto ma pierwszeństwo w łazience rano, o to, czy można zostawić buty w przedpokoju, o to, że mama lubi mieć ciszę po dwudziestej drugiej.

Z każdym tygodniem napięcie rosło. Paweł coraz częściej zamykał się w sobie albo wybuchał złością o drobiazgi. Mama stawała się coraz bardziej cicha i wycofana. Ja byłam między młotem a kowadłem – próbowałam łagodzić konflikty, tłumaczyć jedno drugiemu, ale czułam się coraz bardziej bezradna.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię przez drzwi kuchni.

– Pani Zosiu, ja rozumiem, że to pani dom – mówił Paweł podniesionym głosem – ale my też mamy prawo do prywatności! Nie może pani ciągle zaglądać nam przez ramię!

– Ja tylko chciałam zapytać, czy nie chcecie herbaty… – odpowiedziała mama cicho.

– Nie potrzebujemy niańki! – rzucił Paweł i wyszedł trzaskając drzwiami.

Tego wieczoru mama płakała w swoim pokoju. Ja siedziałam na łóżku i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była wcześniej postarać się o własne mieszkanie? Czy powinnam była postawić granice? A może to Paweł powinien być bardziej wyrozumiały?

Kolejne tygodnie były coraz trudniejsze. Paweł zaczął wracać później z pracy, unikał rozmów z mamą. Mama coraz częściej wychodziła na długie spacery albo zamykała się w swoim pokoju. Ja czułam się jak cień samej siebie – rozdarta między lojalnością wobec mamy a miłością do męża.

W końcu przyszedł ten dzień. Paweł wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Był spięty i blady.

– Aniu, musimy poważnie porozmawiać – powiedział stanowczo.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Mama była w ogrodzie.

– Tak dalej być nie może – zaczął Paweł. – Kocham cię, ale nie wytrzymam dłużej pod jednym dachem z twoją mamą. Albo ona się wyprowadzi, albo ja odejdę.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– Przecież to jej dom…

– To nie ma znaczenia! – przerwał mi ostro. – Ja też mam swoje granice! Chcę mieć żonę i normalny dom!

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit i próbowałam znaleźć rozwiązanie. Przecież nie mogę wyrzucić mamy z jej własnego domu… Ale nie chcę też stracić Pawła.

Następnego dnia poszłam do mamy.

– Mamo…

Spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Wiem, co chcesz powiedzieć – westchnęła ciężko. – To twój mąż. Rozumiem go… Może powinnam gdzieś się przenieść? Do cioci Krysi?

– Mamo! To twój dom!

– Ale twoje szczęście jest dla mnie ważniejsze niż te cztery ściany…

Objęłam ją mocno i poczułam, jak drży.

Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Pawłem, tłumaczyć mu sytuację mamy, prosić o jeszcze trochę cierpliwości. On jednak był nieugięty.

W końcu mama spakowała walizkę i pojechała do cioci Krysi na wieś. Dom wydawał się pusty i zimny bez jej obecności. Paweł był zadowolony przez kilka dni – potem zaczął narzekać na ciszę i brak domowego ciepła.

A ja? Czułam się winna wobec mamy i zdradzona przez męża. Czy naprawdę musiałam wybierać między rodziną a miłością?

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy można być szczęśliwym kosztem czyjegoś cierpienia? Czy naprawdę rodzina musi być wyborem „albo-albo”? Co wy byście zrobili na moim miejscu?