Między dwoma światami: Jak przetrwać matczyne wyrzuty

– Znowu wychodzisz? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak ostrze. Stała przy oknie, w tej swojej starej, wyciągniętej bluzie, z kubkiem herbaty, który drżał lekko w jej dłoni. – Ledwo wróciłaś z pracy, a już cię nie ma.

Zamarłam w progu, z kluczami w dłoni. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinnam zostać? Czy mam prawo wyjść, skoro ona jest sama? Ale przecież miałam plany – spotkanie z Anią, chwilę tylko dla siebie, oddech od tego domu, od jej wiecznych pretensji.

– Mamo, mówiłam ci rano, że idę do Ani. Potrzebuję trochę czasu dla siebie – odpowiedziałam cicho, próbując nie podnosić głosu. Wiedziałam, jak łatwo potrafi się rozpalić.

– Dla siebie? A kto pomyśli o mnie? Cały dzień sama siedzę, nawet nie masz czasu zapytać, jak się czuję! – Jej głos był coraz wyższy, a ja czułam, jak narasta we mnie bezsilność.

Zawsze tak było. Odkąd przeszła na emeryturę, jej świat skurczył się do czterech ścian naszego mieszkania. Każdy mój krok poza domem był dla niej zdradą. Każda chwila spędzona bez niej – egoizmem.

Pamiętam, jak kiedyś była inna. Silna, niezależna, zawsze zabiegana. Pracowała jako pielęgniarka na oddziale onkologii w szpitalu przy Banacha. Często wracała późno, zmęczona, ale dumna z tego, co robi. Wtedy to ja czekałam na nią z obiadem i tęskniłam za jej obecnością. Teraz role się odwróciły.

– Mamo, przecież jestem codziennie po pracy. Robię zakupy, gotuję… – zaczęłam tłumaczyć się jak dziecko.

– To nie to samo! Ty nawet nie słuchasz! – przerwała mi gwałtownie. – Wszystko robisz na odczepnego. Nawet nie zauważyłaś, że dzisiaj boli mnie noga.

Zacisnęłam usta. Oczy piekły mnie od łez, ale nie chciałam płakać przy niej. Wiedziałam, że jeśli się rozkleję, uzna to za słabość i jeszcze bardziej przyciśnie.

– Może powinnaś zadzwonić do doktora Nowaka? – zaproponowałam ostrożnie.

– Po co? I tak nikogo to nie obchodzi – westchnęła teatralnie i odwróciła się do okna.

Wyszłam z kuchni na korytarz i oparłam się o ścianę. Oddychałam głęboko, próbując się uspokoić. Telefon zadzwonił – Ania.

– Idziesz? – zapytała cicho.

– Nie wiem… Mama znowu ma zły dzień.

– Zawsze ma zły dzień – usłyszałam w słuchawce nutę irytacji. – Musisz czasem pomyśleć o sobie.

Ale jak? Jak mam myśleć o sobie, skoro ona jest taka samotna? Tata odszedł pięć lat temu. Zostawił nas z długami i poczuciem winy. Mama nigdy mu tego nie wybaczyła. Ani jemu, ani sobie. Ani mnie.

Czasem mam wrażenie, że jestem dla niej jedynym sensem życia i jednocześnie największym rozczarowaniem.

Wróciłam do kuchni. Mama siedziała przy stole i patrzyła w pustkę.

– Zostanę dzisiaj w domu – powiedziałam cicho.

Nie odpowiedziała. Tylko jej ramiona lekko się rozluźniły.

Wieczorem gotowałam rosół. Mama narzekała na sól i na to, że makaron za miękki. Potem przez godzinę opowiadała mi o sąsiadce z drugiego piętra i jej niewdzięcznej córce. Słuchałam jednym uchem, myśląc o Ani i o tym, jak bardzo chciałabym być gdzie indziej.

Nocą długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciche stękanie mamy za ścianą. W końcu wstałam i zajrzałam do jej pokoju.

– Śpisz? – szepnęłam.

– Nie mogę zasnąć – odpowiedziała cicho. – Myślę o twoim ojcu.

Usiadłam na brzegu łóżka i pogładziłam ją po ręce. Była taka drobna i krucha w tym świetle lampki nocnej.

– Czasem mam wrażenie, że wszystko zrobiłam źle – powiedziała nagle. – Że cię zawiodłam.

Zaskoczyła mnie tym wyznaniem. Przez chwilę milczałam.

– Mamo… Ja też często czuję się winna. Że nie jestem taka córką, jakiej chciałabyś mieć.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Jesteś moim całym światem – wyszeptała.

Objęłam ją mocno i poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach.

Następnego dnia wszystko wróciło do normy: pretensje o śniadanie, narzekanie na pogodę, wyrzuty o bałagan w łazience. Ale coś się zmieniło we mnie. Zaczęłam częściej wychodzić z domu mimo jej niezadowolenia. Spotykałam się z Anią, chodziłam na spacery nad Wisłę, zapisałam się nawet na jogę.

Mama była coraz bardziej zgorzkniała i zamknięta w sobie. Czasem próbowałam ją namówić na wspólne wyjście do kina czy spacer po parku Skaryszewskim, ale zawsze odmawiała.

Pewnego dnia wróciłam do domu później niż zwykle. Mama siedziała przy stole z listem w ręku.

– Co to? – zapytałam zaniepokojona.

– List od twojego ojca… Znalazłam go w starej szufladzie – odpowiedziała drżącym głosem.

Usiadłam obok niej i zaczęłyśmy czytać razem. Pisał o tym, jak bardzo nas kochał i jak bardzo żałuje wszystkiego, co się stało. Mama płakała długo tej nocy. Ja też płakałam – nad nią, nad sobą, nad nami wszystkimi.

Od tamtej pory coś pękło między nami i jednocześnie coś się naprawiło. Zaczęłyśmy rozmawiać szczerze o naszych lękach i żalach. O tym, jak trudno być matką i córką jednocześnie.

Ale codzienność nadal bywa trudna. Są dni pełne krzyków i trzaskania drzwiami oraz takie, kiedy razem pijemy herbatę i śmiejemy się z głupich seriali w telewizji.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę znaleźć równowagę między własnym życiem a oczekiwaniami bliskich? Czy da się być dobrą córką i nie stracić siebie?

A Wy? Jak radzicie sobie z rodzinnymi konfliktami i próbą zachowania własnej przestrzeni?