Między Marzeniami a Oczekiwaniami: Historia Marty i Elektroniki

„Marta, po co ci znowu ten nowy odkurzacz? Przecież masz już jeden, a w zeszłym roku kupiłaś ten drogi mikser!” – głos mojej mamy, Haliny, odbił się echem w ciasnej kuchni naszego mieszkania na warszawskim Bródnie. Stałam przy stole, rozpakowując karton, a moje ręce drżały nie z ekscytacji, lecz ze wstydu, który powoli rozlewał się pod skórą. „Wiesz, ile ludzi nie ma na chleb, a ty wydajesz pieniądze na takie bzdury!”

Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam przez okno na szare bloki i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Od lat pracowałam w małej księgarni na Pradze, odkładałam każdą złotówkę, rezygnowałam z wyjść, nowych butów, wakacji. Wszystko po to, by kiedyś mieć swój własny kąt, wypełniony rzeczami, które ułatwiają życie. Marzyłam o zmywarce, która oszczędzi mi godziny szorowania talerzy, o odkurzaczu, który nie zostawia kłębów kurzu w rogach, o laptopie, na którym będę mogła pisać swoje opowieści.

Ale za każdym razem, gdy coś kupowałam, czułam się jak przestępca. „Marta, ty nie jesteś z tego świata. Myśmy się nauczyli wszystko robić rękami!” – powtarzała ciocia Jadwiga, popijając kawę z mamą przy kuchennym stole. „Młodzi to by tylko chcieli mieć łatwo. Wszystko im przeszkadza!”

Próbowałam się tłumaczyć: „Ale ciociu, to nie tak, że mi się nie chce. Po prostu chciałabym mieć trochę więcej czasu dla siebie. Żeby móc poczytać książkę albo wyjść na spacer zamiast godzinami zmywać naczynia.”

Patrzyła na mnie jak na kogoś, kto właśnie powiedział największą głupotę świata. „A co w tym złego? Myśmy tak żyli i jakoś wyrośliśmy!”

Tata milczał. Nigdy nie był człowiekiem wielu słów, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. Gdy wieczorem wracał z pracy, rzucał okiem na nową mikrofalówkę i tylko kręcił głową. „Kiedyś jadło się zimne i nikt nie narzekał,” mruczał pod nosem.

Tylko mój brat, Paweł, czasem stawał po mojej stronie. „Dajcie jej spokój, mamo. Niech sobie kupuje, skoro sama zarabia.” Ale nawet on nie był w stanie zagłuszyć szeptów rodziny i sąsiadów.

Najgorzej było, gdy przychodzili goście. „Marta, pokaż cioci ten swój inteligentny lodówko-zamrażalnik!” – śmiała się kuzynka Ola. Wszyscy się śmiali, a ja czułam, jak policzki płoną mi ze wstydu. „Zobaczcie ją, wszystko musi mieć, żeby było łatwiej!”

Nie potrafiłam im wytłumaczyć, że nie jestem leniwa ani rozpieszczona. Że nie kupuję tych rzeczy z kaprysu, tylko z pragnienia lepszego życia. Dorastałam, patrząc jak mama godzinami stoi przy zlewie z popękanymi od płynu do naczyń dłońmi, jak tata po raz dziesiąty naprawia stary odkurzacz, bo nie stać nas na nowy.

Pamiętam jedną noc, gdy zostałam sama w mieszkaniu. Siedziałam na podłodze obok nowego laptopa i płakałam. Nie przez krytykę, ale przez poczucie winy, którego nie mogłam się pozbyć. Czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy stałam się tym, o czym mówili – rozpieszczoną i leniwą?

Następnego ranka postanowiłam porozmawiać z mamą. Usiadłam naprzeciw niej, gdy obierała ziemniaki na obiad.

– Mamo, mogę cię o coś zapytać?

Podniosła brwi, ale nie przestała obierać.

– Dlaczego uważasz, że to źle, że chcę sobie ułatwić życie? Czy nie lepiej mieć więcej czasu dla was, dla siebie?

Zawahała się na moment i spojrzała mi prosto w oczy.

– Marto, ja tylko nie chcę, żebyś zapomniała, skąd pochodzisz. My nic nie mieliśmy, a byliśmy szczęśliwi. Boję się, że stracisz to coś, co nam zostało, jeśli wszystko oddasz maszynom.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Może miała rację. Może naprawdę uciekałam od tego, kim jestem.

Ale przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, gdy wracałam zmęczona do domu i ledwo miałam siłę zaparzyć sobie herbatę. Przypomniałam sobie, jak wiele znaczy dla mnie możliwość usiąść i napisać kilka stron swojej historii zamiast szorować podłogi.

– Mamo, nie zapomnę, kim jestem ani skąd pochodzę. Po prostu chcę żyć trochę łatwiej niż wy. Czy to nie o to wam chodziło – żeby nam było lepiej?

Patrzyła na mnie długo, a potem cicho powiedziała:

– Może masz rację… ale trudno jest porzucić stare przyzwyczajenia.

Tego dnia po raz pierwszy poczułam, że może nie jestem sama w tej walce między marzeniami a oczekiwaniami.

Ale ocena otoczenia nie ustawała. W pracy koleżanki komentowały: „Patrzcie na Martę, ona zawsze ma najnowszy telefon! Pewnie ktoś jej przysyła kasę z Anglii.” Nie miałam już siły tłumaczyć, że wszystko, co mam, pochodzi z mojej pracy i oszczędności.

Pewnego wieczoru Paweł zadzwonił: „Marta, wpadnij na kawę do mnie i Magdy.” Usiadłam z nimi w ich małym mieszkaniu na Targówku, podczas gdy ich dzieci biegały wokół nas.

– Wiesz – powiedział Paweł cicho, gdy Magda szykowała ciasto – też bym chciał mieć taki lodówko-zamrażalnik jak twój. Ale Magda uważa, że technologia nas oddala od siebie. Wszystko musi być po staremu. – Oparł się o krzesło i spojrzał na mnie ze zrozumieniem, którego tak bardzo mi brakowało.

– Może jesteśmy pokoleniem pomiędzy – ani tu, ani tam – powiedziałam cicho.

Paweł się uśmiechnął: – Może właśnie dlatego jesteśmy najsilniejsi.

Wróciłam do domu z poczuciem ulgi. Może nigdy nie pogodzę swoich marzeń z oczekiwaniami innych. Może zawsze będę tą, która chce więcej – nie dlatego, że uważa się za lepszą, ale dlatego, że wierzy, że może być lepiej.

I kiedy dziś wieczorem siedzę przy świetle mojego nowego laptopa i piszę tę historię, zastanawiam się: Czy nie czas przestać oceniać się nawzajem za to, jak wybieramy żyć? Czy każdy z nas nie zasługuje na prawo do własnych małych marzeń?