Między matką a córką: Cena rozłąki i tęsknoty
– Mamo, dlaczego wtedy mnie zostawiłaś? – jej głos drżał, a ja poczułam, jak serce ściska mi się z bólu. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, tej samej, w której kiedyś piekłyśmy razem szarlotkę, a dziś dzielił nas mur nie do przebicia.
Mam na imię Grażyna, mam 59 lat. Moja córka, Marta, ma 32. Kiedy patrzę na nią teraz, widzę piękną, silną kobietę, ale w jej oczach wciąż czai się żal dziecka, które musiało dorosnąć zbyt szybko. Wszystko zaczęło się wiele lat temu, kiedy jeszcze mieszkałyśmy razem w Warszawie. Byłam wtedy młodą matką po rozwodzie. Mój były mąż, Andrzej, był alkoholikiem. Próbowałam ratować nasze małżeństwo dla dobra Marty, ale po jednej z wielu awantur zrozumiałam, że nie mogę dłużej pozwalać na to, by dorastała w takim domu. Spakowałam nasze rzeczy i wyprowadziłam się do małego mieszkania na Pradze.
Zaczęłyśmy nowe życie. Pracowałam jako kasjerka w sklepie spożywczym, czasem dorabiałam sprzątaniem. Andrzej nie płacił alimentów – nie miał pracy, a kiedy już coś zarobił, wszystko przepijał. Z czasem zaczęły się problemy z czynszem. Pamiętam wieczory, kiedy Marta zasypiała przy świetle świeczki, bo odcięli nam prąd. Udawałam przed nią, że to zabawa w biwakowanie.
Kiedy Marta miała 12 lat, dostałam propozycję pracy w Niemczech – sprzątanie domów za dużo lepsze pieniądze niż w Polsce. Długo się wahałam. Wiedziałam, że zostawienie Marty samej będzie dla niej trudne. Ale co miałam zrobić? Zadłużenie rosło, groziła nam eksmisja. Moja mama mieszkała wtedy jeszcze w Warszawie i zgodziła się zająć Martą na czas mojego wyjazdu.
Pamiętam dzień wyjazdu jak dziś. Marta stała w oknie i patrzyła na mnie z wyrzutem. „Obiecuję, że wrócę najszybciej jak się da” – powiedziałam przez łzy. Wtedy nie rozumiała, dlaczego muszę ją zostawić. Myślałam, że kiedy wrócę z pieniędzmi i spłacę długi, wszystko się ułoży.
Pracowałam ciężko – po 12 godzin dziennie. Wysyłałam pieniądze do domu, dzwoniłam codziennie wieczorem. Ale z czasem rozmowy stawały się coraz krótsze. Marta zamykała się w sobie. Mama mówiła mi, że jest smutna, że coraz częściej zamyka się w pokoju i nie chce rozmawiać.
Po dwóch latach wróciłam do Polski. Spłaciłam długi, wynajęłyśmy lepsze mieszkanie. Ale coś się zmieniło. Marta była już nastolatką – zbuntowaną i zamkniętą w sobie. Próbowałam do niej dotrzeć: zabierałam ją do kina, gotowałyśmy razem obiady, rozmawiałam o szkole i przyjaciołach. Ale ona patrzyła na mnie chłodno.
– Nie potrzebuję twojej pomocy – rzuciła kiedyś podczas kłótni. – Gdzie byłaś wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam?
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Próbowałam tłumaczyć: – Marto, zrobiłam to dla nas! Chciałam ci zapewnić lepsze życie!
– Dla nas? Czy dla siebie? – odpowiedziała z pogardą.
Czułam się jak najgorsza matka na świecie. Z czasem nasze relacje stawały się coraz bardziej napięte. Marta coraz częściej wychodziła z domu bez słowa, wracała późno. Zaczęła spotykać się ze starszymi chłopakami, palić papierosy. Szkoła zaczęła ją mniej interesować.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam: może naprawdę ją zawiodłam? Może powinnam była zostać i walczyć tutaj, nawet jeśli groziła nam bieda?
Mijały lata. Marta skończyła liceum z trudem, nie poszła na studia – zaczęła pracować jako kelnerka w kawiarni. Nasze rozmowy były coraz rzadsze i coraz bardziej powierzchowne.
Kiedy miała 25 lat, wyprowadziła się do chłopaka – Pawła. Nie zaprosiła mnie nawet na parapetówkę.
Teraz widujemy się rzadko – głównie przy okazji świąt albo rodzinnych uroczystości. Każde nasze spotkanie jest pełne napięcia i niedopowiedzeń.
Dziś znów próbowałam z nią porozmawiać.
– Marto… czy kiedykolwiek mi wybaczysz? – zapytałam cicho.
Spojrzała na mnie twardo:
– Nie wiem… Może kiedyś.
Wiem, że nosi w sobie żal i poczucie porzucenia. Wiem też, że nie cofnę czasu i nie naprawię wszystkiego jednym gestem czy słowem.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam postąpić inaczej? Czy bieda byłaby mniejszym złem niż samotność mojego dziecka? A może każda matka jest skazana na wybór między własnym sumieniem a realiami życia?
Czy naprawdę można wybaczyć sobie błędy przeszłości? Czy jest jeszcze szansa na odbudowanie tej relacji? Może ktoś z was zna odpowiedź…