Między miłością a obowiązkiem: Jak opieka nad babcią zmieniła moje życie na zawsze

– Mamo, ona znowu nie poznała mnie dziś rano. – Głos mi się łamał, a w oczach miałam łzy. Stałam w kuchni, ściskając kubek zimnej już herbaty, podczas gdy za oknem szalała listopadowa wichura. Mama spojrzała na mnie bezradnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów.

Babcia Zofia zawsze była filarem naszej rodziny. To ona nauczyła mnie piec szarlotkę, to ona opowiadała historie o wojnie i o tym, jak z dziadkiem budowali ten dom cegła po cegle. Teraz patrzyłam na nią i widziałam tylko cień tej kobiety – zagubioną staruszkę, która pytała mnie co godzinę, kim jestem i gdzie jest jej mąż.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Najpierw zapominała o drobiazgach – gdzie położyła okulary, czy już jadła śniadanie. Potem przyszły noce pełne lęku – budziła się i krzyczała, że ktoś obcy chodzi po mieszkaniu. Lekarz powiedział: „Alzheimer. Proszę się przygotować na najgorsze.”

Nie byłam przygotowana na nic. Gdy babcia upadła w łazience i złamała biodro, mama zadzwoniła do mnie w środku nocy. – Aniu, musisz przyjechać. Ja już nie daję rady.

Przeprowadziłam się do babcinego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stare meble, zapach lawendy i naftaliny, zdjęcia rodzinne na ścianach – wszystko to miało być moim domem. Ale zamiast ciepła czułam tylko ciężar odpowiedzialności. Każdy dzień był walką: z babcią, z własnym zmęczeniem, z rodziną.

– Czemu to wszystko spadło na mnie? – pytałam siebie w bezsenne noce. Brat, Tomek, mieszkał w Gdańsku i odwiedzał nas raz na miesiąc. – Anka, przecież ty masz więcej cierpliwości – mówił przez telefon. – Ja bym tego nie wytrzymał.

A ja? Ja też nie wytrzymywałam. Kiedyś wróciłam z pracy i zobaczyłam babcię siedzącą na podłodze w kuchni, płaczącą jak dziecko. – Zgubiłam się… Nie wiem, gdzie jestem…

Przytuliłam ją wtedy mocno, choć sama miałam ochotę płakać. – Babciu, jesteś w domu. Jestem przy tobie.

Ale nie zawsze byłam taka silna. Czasem krzyczałam z bezsilności, czasem trzaskałam drzwiami i wychodziłam na klatkę schodową tylko po to, żeby przez chwilę nie słyszeć jej wołania.

Rodzina? Mama przyjeżdżała raz w tygodniu z zakupami i radami: – Musisz być twardsza. Nie możesz jej wszystkiego pobłażać.

A ja patrzyłam na nią z żalem: – Łatwo ci mówić, kiedy możesz wrócić do siebie.

Najgorsze były rodzinne spotkania. Tomek przyjeżdżał z żoną i dziećmi, wszyscy siadali przy stole i rozmawiali o wszystkim, tylko nie o babci. Kiedy próbowałam poruszyć temat opieki lub podziału obowiązków, Tomek wzruszał ramionami:

– Przecież ty tu mieszkasz, Anka. To chyba logiczne, że się nią zajmujesz.

Czułam się jak służąca we własnym domu. Nawet ciotka Basia miała swoje „dobre rady”: – Może oddaj ją do domu opieki? Tam się nią zajmą profesjonalnie.

Ale ja nie mogłam tego zrobić. Przysięgłam sobie kiedyś, że nigdy nie oddam babci do obcych ludzi.

Pewnego dnia znalazłam ją na balkonie w piżamie, w środku zimy. Stała boso na lodowatych płytkach i patrzyła w dal.

– Babciu! Co ty robisz?!

Odwróciła się powoli:

– Czekam na Stasia… Obiecał, że wróci z pracy…

Stasio – mój dziadek – nie żył od piętnastu lat.

Zrozumiałam wtedy, jak bardzo jej świat różni się od mojego. I jak bardzo jestem sama z tym wszystkim.

Zaczęły się kłótnie z Tomkiem o pieniądze:

– Ty korzystasz z mieszkania babci! – zarzucał mi przez telefon. – Powinnaś płacić za media!

– A kto płaci za leki? Kto siedzi tu dzień i noc?!

Mama próbowała godzić nas jak dzieci:

– Przestańcie! Babcia by tego nie chciała…

Ale babcia już niczego nie chciała. Coraz częściej milczała godzinami albo mówiła do mnie „pani”.

Pewnej nocy usiadłam przy jej łóżku i patrzyłam na jej pomarszczoną twarz.

– Babciu… pamiętasz mnie jeszcze?

Otworzyła oczy i przez chwilę patrzyła na mnie tak, jak dawniej.

– Aniu… moja mała Aniu…

Łzy popłynęły mi po policzkach. Wiedziałam, że to może być ostatni raz.

Kiedy kilka tygodni później babcia odeszła we śnie, poczułam ulgę i pustkę jednocześnie. Zostało mi mieszkanie – i tysiące pytań bez odpowiedzi.

Rodzina nagle przypomniała sobie o spadku. Tomek chciał sprzedać mieszkanie i podzielić pieniądze. Ja nie potrafiłam nawet wejść do jej pokoju bez łez.

Dziś siedzę przy oknie w tym samym mieszkaniu i myślę: czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie mieć mu za złe to, że odebrał ci wolność?

Czasem pytam siebie: czy warto było poświęcić wszystko dla miłości i obowiązku? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?